Prolog

227 7 21
                                    

- A ty dokąd?

Dimaya wstrzymała się od wsiąścia na ikrana i odwróciła się w stronę pytającej.

Zobaczyła Kay'lę, która ze skrzyżowanymi na piersi rękami świdrowała ją wzrokiem wyrażającym tylko to, że nigdzie się nie ruszy dopóki ona nie porzuci tego szalonego pomysłu. Logiczne było, że Kay'la nie będzie chciała jej puścić. Były od dawna przyjaciółkami i każda z nich wiedziała, że może polegać na tej drugiej, stąd też teraz nastolatka nie chciała jej puścić. Tyle, że ona miała inne plany. Nie chciała bezczynnie siedzieć w "bezpiecznym miejscu" skoro kawałek od nich wojownicy jej klanu walczyli z ludźmi.

Ludzie nieba wylądowali na Pandorze ledwo kilka dni temu, a walki już trwały.

- Chcę się na coś przydać - powiedziała wskakując na żółtego ikrana, który cicho mruknął kiedy się z nim połączyła. - Dobrze wiesz, że i tak nie mam co tu robić. Nie dostaję nigdy nic do roboty. To chociaż będę walczyć. Tak jak prawie każdy w moim wieku - stwierdziła posyłając przyjaciółce zdecydowane spojrzenie.

Kay'la przewróciła oczami. Postanowienia Dimayi dawały różne efekty, nie zawsze pozytywne, ale równocześnie cokolwiek dziewczyna sobie postanawiała, w końcu to osiągała.

- Jak już wspomniałaś prawie każdy w twoim wieku. A to "prawie" robi dużą różnicę...

Jednak ona już jej nie słuchała. Ścisnęła łuk w dłoni i wzbiła ikrana do lotu. Stworzenie wydało z siebie odgłos zadowolenia i poleciało we wskazanym kierunku.

Dimaya naciągnęła strzałę i napieła lekko cięciwę słysząc już z daleka odgłosy walki. Jednak równocześnie zauważyła, że dźwięki te stają się coraz cichsze. W końcu zupełnie ustały, a kiedy wyleciała zza ostatniej skały zobaczyła zadowolonych wojowników, którzy zaczęli tryumfalnie krzyczeć.

- I znów spóźniona - westchnęła zwalniając ikrana i zniżając lot.

Chwilę później zauważyła swoich rodziców oraz brata, który zaczął do niej machać zadowolony wskazując od razu łupy z tej akcji. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i skierowała stworzenie w ich stronę.

Potem, to był moment. Jedna chwila. Parę sekund. Zauważyła go, ale za późno. Wypuściła strzałę. Trafiła żołnierza. Jednak on zdążył oddać trzy strzały... Niezwykle celne strzały...

- Mamo! - wykrzyczała lądując i natychmiast biegnąc w kierunku leżących rodziców.

Upadła na kolana obok nich łapiąc za rękę oboje. Matka już nie żyła, a ojciec posyłał swojej córce i synowi, który stał zupełnie zaskoczony i przerażony obok, ostatni uśmiech. Chwilę później zamknął oczy.

- Nie, nie, nie! Mamo! Tato! - przytuliła ich ciała zanosząc się łzami.

To nie tak powinno było się skończyć. Gdyby była tu chwilę wcześniej, gdyby przeciwnika zauważyła wcześniej to nie zginęli by. Powinna była zdążyć.

Ściskała dłonie stygnących ciał rodziców wciąż płacząc.

- Dima - jej brat delikatnie przytulił ją od tyłu, po czym odciągnął od rodziców i odwrócił do siebie.

Kciukami wytarł jej łzy i ponownie ją przytulił. Dziewczyna schowała twarz w jego ramieniu nie przestając płakać, a on powoli głaskał ją po włosach.

- Już, już. Spokojnie - mówił, choć jego głos załamywał się z każdym słowem coraz bardziej.

Teraz powstrzymywał się od pokazania emocji, ale wiedział, że kiedy już wrócą do osady to wszystko w nim puści.

Avatar: Między ŚwiatamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz