- Chyba sobie żartujesz.- zaśmiałem się, jednak on patrzył na mnie całkiem poważnie.- Serio?- upewniłem się, a on wzruszył ramionami.- To śmiało! Kup nowy, lepszy ekspres i mikrofalę! Możesz też wziąć robota kuchennego przy okazji.

 No i jak powiedziałem, tak zrobił. Był tak szczęśliwy, że mógł coś dokupić do mieszkania, że aż przypomniała mi się jedna z rozmów z Zaynem, gdy doradzał mi, abym pozwolił Harry'emu dołożyć się do tego mieszkania, aby i on mógł poczuć się właścicielem. Skoro był tak chętny do wydawania pieniędzy, pojechaliśmy po dywany, wycieraczki, koszyk na parasole i inne takie pierdoły. Mój chłopak się trochę wykosztował, ale ostatnio zarabia więcej, jest bardzo rozchwytywany i każdy pragnie, aby został jego fotografem. Nie zliczę z iloma osobistościami pracował w ciągu tych pięciu miesięcy, a za jakieś dwa tygodnie ma jechać do Francji na sesje promocyjną paryskiego domu mody. Jak mi o tym powiedział, byłem ogromnie dumny i szczęśliwy.

 Jednak teraz, kilka dni po wyjeździe, siedząc samotnie w swoim biurze, znowu czułem pustkę. Pozałatwiałem wszystkie sprawy, wszedłem nawet na giełdę i poszukałem parę akcji, które mógłbym prowadzić. Harry nie odbierał moich telefonów, ani nie odpisywał na smsy. Znowu. Wkurzało mnie to, że nie dawał żadnego znaku od siebie, dostawałem białej gorączki i miałem najczarniejsze myśli. A co jeśli on znowu poszedł na te walki? A jeśli stała mu się krzywda? A może jest już  w szpitalu?! Albo co gorsza... Pokręciłem głową, musiałem wyrzucić z siebie te zbędne myśli. Przejdę się po niektórych piętrach, pogadam z pracownikami, może to mi pomoże.

 Wyszedłem z gabinetu i zamknąłem za sobą drzwi. Rzuciłem krótkie spojrzenie w stronę Viv, która przyglądała mi się uważnie. Minąłem ją z bólem serca, do tej pory porządnie jej nie przeprosiłem za moje zachowanie i nie wynagrodziłem tego. Nie byłem dobrym przyjacielem. Byłem wdzięczny Vivienne, za to co dla mnie zrobiła, jednak nie wiedziałem jak mam ją teraz traktować. Czasami były momenty, że śmialiśmy się do łez, rozmawialiśmy normalnie jak dobrzy znajomi, a innym razem dni  były pełne ciszy lub wyłącznie zwrotów formalnych i omawiania naszej pracy.

 - Wychodzisz?- zapytała, a ja przystanąłem i odwróciłem się w jej stronę. Zmarszczyłem brwi i chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią. Powiedzieć jej, że idę pogadać z pracownikami, nie mówić nic czy po prostu idę skontrolować pracę w firmie?

 - Idę na dział marketingu i promocji.- odpowiedziałem cicho. Ona kiwnęła głową i wróciła wzrokiem do ekranu swojego komputera.- Jakby dzwonił Harry to powiedz mu, że jestem na niego cholernie wściekły i żeby miał dobry powód, czemu milczał.- uśmiechnąłem się do niej i podszedłem do windy. Wcisnąłem guzik i przywołałem maszynę, która po chwili znalazła się na samej górze. Przez chwilę wpatrywałem się w ekran wybierania, nie mogąc przypomnieć sobie, na którym piętrze znajduje się dział marketingowy...

 - 18 pięter niżej!- krzyknęła Vivienne, a ja natychmiast wcisnąłem guzik z cyfrą 42. Cieszyłem się, że miałem jedną windę, która była wykorzystywana tylko przeze mnie, Viv i moich gości. Pozostali pracownicy mieli 4 inne, które znajdowały się z drugiej strony budynku. No i jeszcze były schody, których używali ludzie z pierwszych dwóch, może trzech działów. Niektóre piętra były jak apartament. Wejście do nich znajdywało się na jednym piętrze, ale wyżej byli przełożeni, kierownicy oraz główne sekretarki, które sporządzały raporty dla mnie. Tak samo było i na piętrze, na które jechałem. Zaczynało się na 42, ale żeby na przykład porozmawiać z kierownikiem, musiałem przejść się po schodach na 43 piętro, do którego nie było wejścia prosto z windy. Tak samo miał dział transportu oraz lotnictwa. Sprytnie pomyślane. Jak tylko winda się otworzyła, poczułem, że wszyscy ludzie zwracają się w moją stronę. Nikt się nie spodziewał, że szef przyjedzie, skoro bardzo rzadko bywał tutaj osobiście. Uśmiechnąłem się szeroko i poprawiłem marynarkę. Pracownicy mieli szeroko otwarte oczy i nie wiedzieli co robić. Kobiety, stojące przy ekspresie z ciastkami w rękach, nagle odłożyły wszystko i wróciły do swoich stanowisk. Pokręciłem głową z politowaniem.

Shelter Onde histórias criam vida. Descubra agora