20. Cześć mamo.

153 8 0
                                    

POV CALLUM

Rozpamiętywanie. Dni mijały dłużąc się w nieskończoność. Nie czerpałem z nich tyle radości ile byłem w stanie. Ciągle coś chodziło mi po głowie, ciągle miałem coś z tyłu głowy co nie dawało mi spokoju. Lubiłem władzę, ale nie zależało mi na niej. Ciążyła mi ta korona, którą miasto mi przypisało. Byłem tym Price'em, z którym nie warto zadzierać, ten, który jeździ na motorze i jest postrachem tych ulic. Ludzie wiedzieli kim jestem, ale mieli odwagę tylko szeptać między sobą, a nigdy nie mówili mi niczego w twarz. Nie chciałem być już tym człowiekiem. Miałem dość płacenia za grzechy młodości. Podjąłem kiedyś decyzje, których konsekwencje ciągną się za mną do dzisiaj.

Próbowałem wytłumaczyć się przed samym sobą. Bo niestety byłem dla siebie największym krytykiem. Uważałem się za idiotę. Dawałem sobą manipulować przez wiele lat. Byłem marionetką w rękach Michaela i wszyscy to wiedzieli tylko ja byłem ślepcem. Zapewniłem rodzinie byt, ale sam pogrążyłem się w mroku, w którym widziałem jedno światełko, a była nim Octavia.

Spekulowałem co powinienem zrobić. Zbyt długo byłem zaborczy i robiłem to, co dawno powinno mieć swój koniec. Zapewne gdyby nie to, że odnalazłem sens życia miałbym w dupie to co ze mną będzie. Ale teraz już tak nie było. Odkąd zacząłem jeździć chciałem wystąpić w Wieczystej Przysiędze. Jednak nigdy nie powiedziałem tego głośno. Liczyłem, że będzie to mój ostatni wyścig. Ostatnia prosta, dzięki której zapewnię szczęście i bezpieczeństwo mojej rodzinie. Tej prawdziwej jak i którą stworzyłem. Liczyłem, że wtedy umrę. Jednak wszystko się zmieniło.

Ostatnie dni zamknąłem się w sobie, zacząłem spędzać trochę więcej czasu samemu. Niestety cierpiała  na tym moja maleńka. Odpychałem ja od siebie. Nie chciałem tego, ale tak było mi łatwiej. Wtedy nie musiałem kłamać. Ani jej, ani Scotta, a zwłaszcza moich przyjaciół. Ciągle myślałem, bo szukałem rozwiązania jak wyciągnąć nas z tego bez ich udziału. Ja i tak musiałem wziąć w tym gównie udział, Michael postawił mi ofertę, którą jeślibym odrzucił byłbym głupcem. Dlatego ja i tak byłem w epicentrum tego. Szukałem tylko sposobu na pokonanie ich bez ingerencji Capone, Warrena, Lopezów, Davisa, czy Roy.

Tłumaczyłem się prostą rzeczą. Cóż, oni sami robili to za mnie. Stres. Zmęczenie. Treningi. Uciekałem, bo nie chciałem oszukiwać. Najtrudniej było z nią. Martwiła się, była dla mnie tak dobra. Ale też dlatego to robiłem. Rozpoczęła bitwę przeze mnie, bo ją zostawiłem. Teraz moja kolej zakończyć tą wojnę.

Czułem, że to coś więcej. Tutaj nic się ze sobą nie trzymało. Było tyle pytań. Ile osób było w to wciągniętych. Miałem przypuszczenia, z którymi nie mogłem się z nikim podzielić. To by zniszczyło wszystko, a nie miałem pewności, że to prawda. To musiało się jakoś łączyć. Turniej Zwycięzców, Michael i Octavia. Skoro on nie chciał się na niej wyżyć ze względu na mnie, to kto tym razem chce jej odebrać to co najważniejsze. W co ona się wpakowała? Ale co gorsza ona sama nie wie, sama jest w tym wszystkim tak bardzo zagubiona. Jest tak bardzo silna, nie skarży się, chodź wiem jak wiele strachu w sobie trzyma.

I pomiędzy tym wszystkim uczucie jakie do siebie darzymy. Każdego wieczoru kończymy w jednym łóżku. Zasypiamy wsłuchując się w bicie swojego serca bądź przyspieszonych oddechów po chwili uniesienia. Uciekam przed nią, chodź i tak kończę przy niej. Bo cały dzień właśnie tej jednej rzeczy mi brakuje, dlatego tak łatwo mi się przy niej zatracić.

Nie wiem jeszcze co zrobię. Muszę wygrać i wtedy muszę mieć plan. Mam bardzo mało czasu. A co gorsza będę mieć tylko jedną szansę. Nie mogę jej zjebać. Od niej zależy przyszłość.

***

Za kilka dni wszystko się zacznie. Miasto się przygotowuje pod nadzorem organizatorów, sprawiają by władze Pasadeny zamknęli oczy i nie wnikali w nielegalne interesy jakie budują. Cóż pieniędzy działają cuda. Dzięki nim byliśmy kryci, a oni niewidzialni.

WINNER takes allWhere stories live. Discover now