1. Naprawdę chciałam naprawić nasze relacje.

261 11 2
                                    

POV OCTAVIA

Cena.

Od samego początku zdawałam sobie sprawę, że z tej gry nie wyjdę zwycięsko. Ale czy to mnie powstrzymało przed brnięciem w to dalej i zaliczaniem kolejnych etapów? Nie. Czy powinno? Tak. Bo nie miałam w tej rozgrywce trzech żyć, nie mogłam jej zatrzymać a co gorsza spróbować jeszcze raz. Bo ta gra nazywała się życiem, a ja ją przegrałam.

Siedziałam na jednej z ławek przy palermskim targu. Musiałam się zaśmiać z tej hipokryzji. Dwa lata temu uciekłam stąd, aby po niespełna roku powrócić na kolanach. Jaki los potrafi być kurewsko nieprzewidywalny. Myślałam, że Pasadena to będzie miejsce, które uleczy moje złamane serce i duszę, pomoże mi odnaleźć siebie i zatopi w swoich głębinach moje błędy młodości. Poniekąd tak się stało. Powracając do rodzinnego miasta nie byłam tą samą dziewczyną. Zmieniłam się. Tak, potwornie się zmieniłam.

Natłok myśli jaki mnie nawiedził pierwszy raz od kilku miesięcy sprawił, że wściekłam się sama na siebie. Nie zważając na turystów, którzy chcieli zapytać się o drogę ruszyłam na zakupy. Oczywiście, że miałam je zrobić, ale lubiłam przesiadywać tu i patrzeć na chaos w ludziach. Bo każdy z nich miał go w sobie. Ja też go miałam. Sześć miesięcy temu byłam istną apokalipsą. Ale to się zmieniło, życie toczyło się dalej, a ja w nim. Teraz wiem, że sztorm ma swój koniec, a każda historia zakończenie.

- Poproszę te dwa pomidory – uśmiechnęłam się do starszej pani podając jej warzywa.

- Już pakuję kochanieńka – w międzyczasie kiedy ona męczyła się z reklamówką i wydaniem reszty, poczułam znajomy dreszczyk. Pod nosem zakwitł mi uśmieszek, ale dalej przeglądałam artykuły jakby nigdy nic.

- Co tym razem Andrea? – nie odwracając się, dokładnie wiedziałam kto się zbliża.

- Kurwa, jak ty to robisz? – przede mną stał nie kto inny jak młody blondyn.

- Język – skarciłam go. Mimo że starałam się wyglądać srogo, przy nim nigdy mi to nie wychodziło. Nie mogłam mu tego odmówić, mam do niego słabość. Jego gęsta biała czupryna, a do tego te kobaltowe oczy, zupełnie inne niż posiada większość Włochów. Ale ma też piętnaście lat. Traktuję go jak młodszego brata, a przez to mam dziwną potrzebę chronienia go.

- Oj przestań. Skąd wiedziałaś, że to ja?

- Praktyka gówniarzu – roztrzepałam jego włosy. Próbował zabić mnie wzrokiem, ale robił to tak wiele razy, że skomentowałam to tylko uśmiechem. Wzięłam zakupy, a na chłopaku położyłam ramię ciągnąc go w wyznaczonym przeze mnie kierunku.

- Luca cię szukał. Nie odbierasz telefonów, ani nie było cię w domu. Martwi się – lekko spięłam się na te słowa, lecz starałam się nie dać po sobie tego poznać.

Dobrze wiedziałam czemu była taka moja pierwsza reakcja. Nie chciałam dopuszczać do siebie ludzi. Na pewno nie po tym co się stało. Początkowo powrót tutaj uważałam za najgorszą decyzję w moim życiu. Czułam się samotna, a każdy podmuch wiatru mnie przewracał. Brakowało mi przyjaciół, rycerza w lśniącej zbroi, księżniczki Roszpunki i pozostałych moich bohaterów. Ale starali się. Tak potwornie próbowali zminimalizować te tysiące kilometrów, które nas rozdzielało. Do dzisiaj zachowałam w pamięci rozmowy z Hunterem. Skurczybyk potrafił wodę zamienić w wino, a mój umysł przy nim na chwilę naprawdę się wyłączał. Starali się mnie naprawić, skleić ze sobą poszczególne elementy, które niekoniecznie chciały zostać złożone. Jednak to inną dwójkę zraniłam najbardziej. Bo ciągle pamiętałam o Warrenie i Veronice. Mimo że nasz kontakt urwał się gdzieś siedem miesiące temu. Nie umiałam tego oddzielić grubą kreską jak zrobiłam to z wieloma rzeczami z przeszłości. Byli ze mną zawsze i wszędzie, niczym załoga ratunkowa. Byłam okropną przyjaciółką. Kiedy oni robili wszystko dla mnie, ja świadomie ucięłam kontakt z nimi.

WINNER takes allHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin