17. Niech tor wyłoni najlepszego z najlepszych.

177 6 0
                                    

POV OCTAVIA

Zwątpienie. Huczało mi w uszach od strzałów. Zamknęłam oczy próbując skupić się na oddechu Tylora. Ale umiałam myśleć o niczym innym jak o tym, że jest już po nas. Nie wyjdziemy stąd żywy. Myśl, że już jesteśmy martwi zawładnęła moim ciałem. Zwątpiłam we wszystko co mogło dać mi energię.

Czternaście dni. Tyle mogłam nacieszyć się wolnością. Przez ten czas miałam wszystko. Kochającego chłopaka, wiernych przyjaciół, szczęście na każdym kroku, problemy poszły w niepamięć. Aż do tej chwili, do momentu aż ponownie zaczęto strzelać do mnie i decydować o moim być albo nie być. Miałam dość tego, że chodź byłam niewinna miałam zginąć z rąk podłych ludzi. Byłam wściekła za to, że było mi dane żyć tylko dwadzieścia lat i nie móc doświadczyć tak wielu wspaniałych rzeczy. Byłam zwykłą nastolatką z niezwykłymi problemami. A teraz miał być tego koniec.

Odliczałam w myślach. Wspominałam ostatnie dni, które były tak szczęśliwe. Nic nie wynikało z nich, że mój koniec nadchodzi. Taki jest czas. Ucieka. Goni nas. A kiedy złapie jesteśmy źli, że tak wielu rzeczy nie wykonaliśmy. Ja żałowałam, że nie zdążyłam powiedzieć mu tych dwóch słów, o emocji, która nigdy nie wyszła z mojego serca. Żałowałem, że nie zdążyłam powiedzieć Scottowi jak bardzo z niego dumna jestem. Mojej małej Roni podziękować za dobroć jaką mnie otuliła i wprowadziła do świata, który mnie w pełni pochłonął i ukoił. Nie warto czekać do jutra. Teraz to wiem. Bo jutro może nie nadejść, a dziś jest wystarczająco długie na dany krok.

Moja intuicja miała racje nie ufać Michaelowi. Z tyłu głowy miałam to, że to nie koniec jego chorych gierek. Ale był tak przekonujący, że wszyscy pozwoliliśmy się wystrychnąć na dudka. Nasz błąd, za który będzie mi dane zapłacić. Luca mnie ostrzegał. Tylor mnie ostrzegał. Wszyscy to robili. Ale czy coś bym zmieniła? Nie. Bo zrozumiałam, że otaczałam się ludźmi których kochałam i którzy dawali mi coś czego nie umiał nikt inny. Szczęście. Zrozumienie. Wiarę. Jeśli dzięki temu ich dramat się skończy jestem spełniona.

Zwątpienie. Zwątpiłam w tą chwilę, ale nigdy nie w nich.

- Kochanie spójrz na mnie - słowa Tylora jakimś cudem doszły do mojego zmysłu. Ale ja nie chciałam otwierać oczu. Zamknęłam się, aby nie widzieć, nie czuć, odgrodzić się od tego co tutaj się działo. Jednak to dzięki niemu jeszcze żyłam. To on popchnął mnie za biurko, to on zasłonił mnie własnym ciałem przed odłamkami drewna i szkła. Nie musiał tego robić. Kurwa, był w opałach przeze mnie, powinien się wściekać. Ale był przyjacielem, wiedziałam to od dawna. Ufałam mu tak jak pozostałym, dlatego pomału otworzyłam powieki i spojrzałam w jego tęczówki, które biły opanowaniem. Nie chciał mnie wystraszyć bardziej.

- Już po nas Tylor. Przepraszam, przepraszam, przepraszam - tulił mnie jak małą dziewczynkę do snu. Pozwalając moim łzom lecieć. Wiem, że nie obwiniał mnie. Sam pewnie myślał co powinien zrobić, ale w tym wszystkim pamiętał o mnie i widział moje zdruzgotanie. Słyszałam jego ciche uspokajanie, nie zostawił mnie.

Bo Jacob Tylor nigdy nie zostawiał przyjaciół...

- Nic nam nie będzie, dobrze? Tylko musisz mnie uważnie posłuchać - złapał mnie za ramiona, a ja nie mając nic więcej do stracenia wytarłam policzki i niepewnie pokiwałam głową dając mu znać, że słucham.

- Kurwa - przeklęłam siarczyście kiedy kolejny strzał znalazł swój cel na skraju biurka, za którym się chowaliśmy.

- Nie mamy czasu. Na mój sygnał musisz biec najszybciej jak potrafisz do tamtych drzwi. Tam, za nimi jest motor, którym uciekniemy - mówił pomału, pewnie, tak aby mnie nie wystraszyć a żebym wszystko dobrze zrozumiała.

WINNER takes allOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz