( Uwaga! Rozdział zawiera opis przemocy, jeśli jesteś wrażliwy na ból fikcyjnych postaci proszę omiń ten rozdział)
Ł: To co? Powiesz nam w końcu czy mamy to załatwić inaczej ? - zaczął łowca, wymachując sztyletem przed twarzą Czkawki.
Szatyn nie odezwał się ani słowem, poruszył jedynie rękoma, czując dyskomfort w skutych nadgarstkach.
Ł: Myślisz, że tego z ciebie nie wyciągnę? Mam swoje sposoby, zaufaj mi. Lepiej dla ciebie, żebyś powiedział dobrowolnie. Spytam ostatni raz. Kiedy przylecą? Jak dostać się na waszą wyspę? Ile macie smoków?
C: Nie za dużo tego na raz ?
Ł: Radzę ci nie pyskuj, odpowiadaj grzecznie na pytania to może przeżyjesz.
C: Wiesz co, tak jakoś wyleciało mi z głowy, nie pamiętam, smoki przylatują odlatują- chłopak wzruszył ramionami.
Łowca zrobił zamach i z całej siły uderzył Czkawkę w policzek. Głowa jeźdźca odskoczyła na bok. Szatyn poczuł metaliczny posmak w ustach, musiał przygryźć się w język, bo krew zaczęła sączyć się do jego jamy ustnej. Splunął na podłogę i uniósł wzrok na łowcę.
Ł: To moje ostatnie ostrzeżenie - mężczyzna wyglądał na dumnego z siebie.
Dwóch osiłków, stojących w drzwiach do kajuty, zaśmiało się pod nosem.
C: Już ci mówiłem, tak jakoś wyleciało mi z głowy - zielonooki uparcie trwał przy swoim.
Łowca chwycił Czkawkę za szyję i przycisnął do ściany łodzi.
Ł: Żarty się skończyły dzieciaku, albo mi powiesz, albo pobawimy się inaczej
C: Próbujesz mnie zastraszyć? Słabo ci idzie - głos szatyna lekko się zachwiał, przez pieść zaciśniętą na jego gardle, nie na tyle by nie mógł oddychać, ale na tyle by czuć dyskomfort.
Łowca puścił, a Czkawka w końcu wziął głębszy wdech. Mężczyzna wyszedł z kajuty zostawiając go z dwoma osiłakmi, którzy mieli widoczny ubaw z całej sytuacji. Nie było go chwilę po czym wrócił z lampą. Szatyn uniósł brew.
C: Będziesz mi świecił w oczy aż oślepnę? - bardziej żartował, niż miał na myśli faktyczny przebieg zdarzeń, ale po łowcach można było się spodziewać wszystkiego.
Ł: Cierpliwości - łowca skinął na kolegów, którzy podeszli do Czkawki, chłopak obdarzył ich wrogim spojrzeniem. Łowcy zmusili go do położenia się na brzuchu. Haddocka właśnie olśniło. W lampie były ognioglizdy. Gorętsze od samego słońca smoki. Mężczyzna wziął nóż i pozbawił chłopka górnej części ubioru. Nie był ostrożny, zostawił kilka skaleczeń na ciele zielonookiego. Mógł obwiniać też siebie, nie potrzebnie się szarpał, ale co miał zrobić? Leżeć i grzecznie poddawać się temu co mu robią?
Ł: To już nie jednemu otworzyło usta. - mówiąc to otworzył lampę i wypuścił trzy małe ognioglizdy na plecy Czkawki.
Szatyn spiął się natychmiastowo, a jego usta opuścił dość głośny jęk. Próbował walczyć szarpać się, ale łowcy trzymali go solidnie. Małe smoki spacerowały po jego plecach zostawiając za sobą poparzone ślady.
Ł: Możesz to zatrzymać, po prostu powiedz mi to co chcę wiedzieć.
C: Pieprz się - połamane ciche słowa opuściły usta Czkawki
Ł: No proszę, jaki bohaterski, ja poczekam - mężczyzna usiadł sobie na taborecie i obserwował jak smoki zostawiają ślady swojej wędrówki na plecach i rękach Haddocka.
YOU ARE READING
HTTYD one shots [Zawieszone]
FanfictionKrótkie opowiadania związane z serialem i trylogią ,,Jak wytresować smoka". Miłego czytania.