Rozdział 2

123 15 13
                                    


Spotkanie pękało w szwach, co nie wróżyło dobrze. Zwykle były one ograniczane do Wewnętrznego Kręgu celem potężnego planowania, oczywiście z późniejszą zagryzką u Malfoyów. Pełna sala oznaczała atak i to, że jakiś nieszczęśnik będzie miał dziś wieczorem kłopoty.

Severus miał głęboką nadzieję, że nie padnie na niego.

Niezgrabnie pociągnął za maskę. To cholerstwo było niewygodne i cholernie głupie. Sam był zdania, że ich tożsamość można by z powodzeniem ukryć za pomocą zaklęcia lub w ostateczności nawet Eliksirem Wielosokowym zamiast srebrną maską, która ucinała mu widzenie peryferyjne i ześlizgiwała się z nosa.

Zresztą one w ogóle nie sprawdzały się jako przebranie, na miłość boską; wszyscy dołączyli w tym samym czasie. Był pewny, że Jego Lordowska Mość - nie nazywał go równie uprzejmie w zaciszu swojego umysłu - wyobrażał sobie z sentymentem, że wszyscy stojąc w kręgu podczas swojej inicjacji zastanawiali się kim są pozostali, wiedząc, że nie mogli wzajemnie się zdradzić, na wypadek gdyby osoba z którą rozmawiali w Ministerstwie, była Jednym z Nich.

Zamiast tego po prostu rozglądał się wokół siebie, mentalnie odhaczając chłopców z jego roku i lat wyższych. Jedna osoba w szczególności odstawała od reszty - Malfoy. Jego szaty nie były standardowo śmierciożercowoczarne, lecz wyszywane niewielkimi czaszkami na brzegach i mankietach. Włosy miał w kolorze platynowego blondu i nawet wtedy tak długie, że mógłby się na nich z powodzeniem powiesić.

Prawie dwadzieścia lat później gamoń dalej nosił ten ciuch - albo bardzo do niego podobny - co po akcji zapewniało Chłopcom wiele godzin rozrywki. Parodia Lucjusza w jego najbardziej wyniosłej postaci autorstwa Smudgera była legendarna. Maska przynajmniej ukrywała twarz Severusa, kiedy widniał na niej całkowicie niestosowny złośliwy uśmieszek - w przeciwnym razie Lucjusz zapewne poczułby się urażony i zaoferował jego szybkie usunięcie.

Severus przybrał bardziej odpowiedni, zdystansowany wyraz twarzy – nie można pozwolić sobie na niedbałość tylko dlatego, że nosi się maskę – gdy Lucjusz podszedł do niego z rozkazami na wieczór.

– Severusie – powiedział szorstko Lucjusz; był wyraźnie czymś zirytowany.

– Lucjuszu – odparł równie kurtuazyjnie. – Jaki jest zatem plan działania?

– Jego Lordowska Mość chce, żebyśmy dali tym mugolom porządną nauczkę. Chce czegoś wielkiego, dramatycznego, czegoś, co jutro rano znajdzie się na pierwszej stronie Proroka Codziennego.

Ostatnimi czasy zauważył stopniowo narastającą pogardę dla tego tytułu – Jego Lordowskiej Mości – Lucjusz nie był zadowolony z tego, co on nazywał strategicznym podejściem do wojny. Chociaż nienawidził mugoli, nawet Malfoy Senior zaczynał myśleć, że powinni skupić swoje zasoby energii na eliminacji Pottera, a nie torturowaniu niewinnych ludzi.

Niezła frajda, mówił na przyjęciach, ale właściwie to po co?

Odpowiedź brzmiała „po nic". Odpowiedź, która stawała się coraz bardziej jasna nawet dla tych, których Matka Natura wyraźnie ominęła przy rozdzielaniu daru inteligencji – Crabbe'a i Goyle'a Seniora – i była nawet otwarcie dyskutowana.

– Nie wyglądasz na bardzo zadowolonego – skomentował Severus.

– Rzeczywiście nie. Miałem plany na ten wieczór uwzględniające pewną młodą damę, liche skrawki jedwabiu, wyborne wino i dobre jedzenie. Mam tylko nadzieję, że uda nam się to wszystko skończyć przed północą, żebym mógł uratować coś z tej katastrofy.

– To powiedziałeś Narcyzie, że nie będzie cię całą noc? – zapytał Severus.

Lucjusz przytaknął.

Śmierciożerca - to brzmi dumnieWhere stories live. Discover now