21. Krwawa jatka!

7K 546 19
                                    

Matt
Po urywanych śladach zdołaliśmy dotrzeć do starego, opuszczonego hangaru.

— Wchodzimy? - zapytał Carlos poganiając nas do działania.

— Dobra, na trzy - zacząłem odliczać. Staliśmy pod metalowymi drzwiami, a raczej wrotami. — Raz, dwa... Trzy! - wbiegliśmy szybko, ale w środku nikogo nie było.

— Uważajcie, nigdy nie wiadomo czy to nie pułapka... - poinformował nas Isaac.

— Cholera, gdzie ona jest?! - pierwszy raz w życiu poczułem się bezsilny. Zupełnie jak zwykły człowiek...

Alison gdzie ty jesteś? W sercu czułem ucisk, jakby wbijano mi igłę. Już nie wiedziałem, gdzie miałem jej szukać. Przetarłem dwoma palcami oczodoły.

— Szukajmy dalej - poklepał mnie po ramieniu Ethan orientując się, co się ze mną działo.

— Cicho... Słyszycie? - zapytał Carlos. Chłopak obudził we mnie ostatki nadziei. — Tam ktoś jest - dopowiedział po chwili, gdy wszyscy skierowaliśmy wzrok do źródła hałasu.

— Panowie rozejrzyjmy się - wszyscy ruszyliśmy w stronę dźwięku.

Już myślałem, że udało mi się ją znaleźć, jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Jak mogłem tak myśleć, jak nawet nie czułem krwi dziewczyny. Tą osobą był stary, chudy jak patyk dziad, który ciątał się. Szukał na pewno jedzenia.

— Jasna cholera! Dziadzie stary, co tu robisz?! - trzymając w górze starca za brudne szmaty zapytał Joseph.

— Nie zabijajcie mnie... Ja już nie tknę dziewczyny - wymamrotał.

— Chory. Chodźcie stąd

— Nie! - szybko podbiegłem do starucha, chwytając go za podarte łachmany.

— Jakiej dziewczyny? - zapytałem w duchu mając pewność, że chodziło o Alison. Chuderlak nie odpowiedział, czym zaostrzył we mnie gniew. Potrząsnąłem nim niczym dziecko grzechotką. — Mów! Albo będziesz zbierał swoje flaki ze ściany! - zagroziłem. Ta metoda poskutkowała.

— Dziewczyna o słodkiej krwi - powiedział łapiąc łapczywie między zadaniami powietrze. Trzymałem go wysoko nad ziemią. Czułem jego strach, no i nie tylko... Aż zatykało nos.

— Gdzie ona jest? - dopytywałem.

— W środku opuszczonego magazynu. Pan Retriever ze swoimi ludźmi trzymają tam wszystkich - wskazał palcem kierunek. Rzuciłem go na ziemię i zerwałem się do wyjścia.

— Matt, poczekaj! Nie mamy planu!

— Nie zatrzymuj mnie. Muszę ją ratować!

Z hukiem wbiegłem do drugiego hangaru wyrywając z zawiasów drzwi. Znajdował się paręnaście metrów dalej. W środku było wiele nieprzytomnych wampirów przykutych do krzeseł. Przypominało to, salę tortur psychopaty. W ich ciała wczepione były nieznane mi urządzenia.

— Musimy im pomóc! - rzucił się na ratunek Carlos. Ściągał z wampirów dziwaczne mierniki, a uratowani odzyskiwali powoli przytomność, jak po wypiciu jakiegoś magicznego eliksiru.

Nie musieliśmy długo czekać, gdyż chwilę po naszym wtargnięciu w progu wejścia pojawili się uzbrojeni po zęby mężczyźni. Wiedziałem, że tak łatwo nie mogło być. No cóż, ja nie byłem taki bezbronny na jakiego wyglądałem. Raczej oni powinni zadbać o swoje cztery litery. Sześciu rosłych facetów w czarnych garniturach obstawiało jakiegoś dzieciaka, które po chwili wyłoniło się na sam przód uzbrojonych. Jak dostrzegłem po paru sekundach owy dzieciak, okazał się być karłem. Serio!?

HybrydaWhere stories live. Discover now