3. Feralny pierwszy dzień w szkole

13.8K 878 35
                                    

     Leniwie wstałam z łóżka, po czym udałam się do toalety aby przemyć twarz, potem umyłam zęby i szukałam ubrań na dziś. Otworzyłam szafę, którą zdążyłam poprzedniego dnia uzupełnić i wyciągnęłam czarne, dopasowane dżinsy, a do tego szeroki, biały sweter. Włożyłam białe trampki i ruszyłam spokojnym krokiem na dół. Nadal nie mogłam uwierzyć, że tak pięknie wygląda nasz nowy dom po zwykłym odmalowaniu ścian.

— Co to dziś mamy? - mruknęłam do siebie pod nosem. Po chwili zastanowienia uświadomiłam sobie, że poniedziałek. Chwilę patrzyłam na kalendarz w kuchni. — O mój Boże! Poniedziałek! Na dzisiaj byłam umówiona z dyrektorką szkoły na rozmowę! - spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie w przedpokoju. Wskazywał siódmą trzydzieści dziewięć. — O matuluuuu! Mam parę minut! - wbiegłam na górę, wzięłam torbę, którą już wcześniej spakowałam i pobiegłam do sypialni mamy. Wbiegłam do niej, jak poparzona.

— Alison, co ty wyprawiasz?! - zapytała przecierając zaspane oczy zbudzona, a raczej bezczelnie wyrwana ze snu.

— Mamo, szkoła. Zaraz się spóźnię na rozmowę! - spanikowana nerwowo wymachiwałam rękami. Wszystko przez to, że chciałam się uporać ze wszystkimi kartonami na już i do późna wszystko wypakowywałam. Skarciłam się za to w myślach.

— To dziś? - kobieta spojrzała na zegarek przy łóżku. — Idź do auta. Założę coś i cię odwiozę. - z pewnym spokojem zadeklarowała.

  W ekspresowym tempie byłam już na dole. Fantastycznie zaczęłam dzień. To szkoła z pewnymi wymaganiami. Jak tak zacznę, to długo się w niej nie pouczę. Mama odpaliła auto i ruszyłyśmy w drogę. Dokładne położenie szkoły jest na obrzeżach centrum. Już wcześniej musiałyśmy się zorientować, gdzie co mniej więcej się znajdowało.
Punkt ósma byłam pod budynkiem ogromnej placówki. Wzięłam torbę z siedzenia i wbiegłam do środka.

— Gdzie ten przeklęty gabinet? - zaczęłam szukać po salach na parterze. Szeroki korytarz był oblepiony plakatami, które rzucały się w oczy przez rażące kolory. Wyglądał jakby "utalentowany" artysta wywiesił swoje świeżo namalowane dzieła. A w skrócie, przypominało to w zupełności niezrozumiałe bazgroły.
Po znalezieniu gabinetu dyrektorki placówki, wparowałam do niego, jakbym była ścigana. Czas to pieniądz...

O jej...

— Młoda damo! Gdzie masz maniery?! Nie wiesz, że puka się do drzwi zanim przekroczy się ich próg?! - zwróciła mi uwagę starsza kobieta w okularach. Najwidoczniej to ona pełniła funkcję dyrektora. Stałam jak wryta w ziemię, patrząc na dyrektorkę w wieku, tak gdzieś około pięćdziesiątki. Może ciut starsza. Zapytałam się w myślach, czy istniej coś takiego jak emerytura? Może czegoś takiego tutaj nie znają...
Starsza pani miała farbowane na ciemny blond, krótkie włosy, lekko podkręcone na końcach. Na sobie miała miętowy żakiet z broszką ważki. Stała podpierając się rękoma o biurko. Zza okularów wysunęła mocno brązowe oczy i dokładnie zgromiła mnie wzrokiem głodnego wilka.

— Najmocniej przepraszam za to wtargnięcie. - nie byłam zadowolona z siebie. Pierwszy dzień i już podpadłam dyrektorce. Byłam pewna, że zapamięta mnie do końca szkoły.

— Może będziesz tak łaskawa i się przedstawisz? - nie ukrywała niechęci do mnie. Byłam spalona. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Spuściłam przygnębiony wzrok i czekałam na dalsze uwagi.  

— Alison MaCall.

— Od razu lepiej. Ach, to ty jesteś nową uczennicą? - łagodniejszym tonem przyznała. Podniosłam wzrok i ujrzałam łagodną twarz z serdecznym uśmiechem.

— Tak, proszę pani. - już gorzej być nie mogło. Mówiłam, jakbym była w jakimś ośrodku wychowawczym.

— Weź plan i idź na zajęcia. Mam nadzieję, że nasza szkoła ci się spodoba. - powiedziała. Nie mogłam uwierzyć, że to było wszystko. To po to tak się spieszyłam na złamanie karku? Żeby kobieta dała mi jakiś papierek i wysłała na pierwsze lekcje? Trochę byłam rozczarowana. Miałam nadzieję, że zostanę odprowadzona po szkole przez samą dyrektorkę, że zapozna mnie z klasą. A nawet na krótki wywiad. Tak, przeliczyłam się. 

HybrydaWhere stories live. Discover now