33. Głupia

5.6K 387 48
                                    

Ostatni...

__________

Z całej siły uderzyłam pięścią o kierownicę. Nie zwracałam uwagi na pulsowanie w dłoni. Minutę później zalałam się łzami.

To nie było możliwe. To nie mogło być możliwe. Nie chciałam, aby to było możliwe. Całą sobą pragnęłam, żeby to nie było możliwe.

Ależ ja byłam głupia.

Mimo, że moje policzki nadal były mokre, odpaliłam silnik. Ledwo widząc ruszyłam w stronę domu Cala.

Nie wiedziałam kiedy byłam już na miejscu. Jak w transie udałam się po schodach na górę i równie mechanicznie otworzyłam drzwi. Poczłapałam do pustego salonu i opadłam na miejsce na kanapie. Zaraz dołączył do mnie Ashton z Hoodem. Blondyn już otworzył usta, aby zadać jakieś pytanie, ale widząc mój rozmazany makijaż, zamknął je z powrotem. Irwin też wszystko zrozumiał. Od razu się zgarbił i usiadł obok mnie.

Calum podał nam wszystkim po butelce jakiegoś alkoholu. Nawet nie zerknęłam na etykietę. Odruchowo zdjęłam kapsel zębami i przyłożyłam naczynie do ust.

Nie czułam smaku napoju. Po prostu z minuty na minutę czułam się coraz lepiej, a może gorzej? Nie byłam pewna. Chciałam tylko pić dalej. Coś mówiło mi, że to mi pomoże.

Odstawiłam z hukiem pustą butelkę na stolik i zaczerpnęłam tchu. Chłopaki patrzyli na mnie z dziwnymi minami z wciąż nie otworzonymi przedmiotami w ręku. Zaraz jednak pokręcili głowami i wzięli się za swoje kapsle. Hood podał mi kolejny trunek.

Czym jest nadzieja? Czy ona daje nam możliwość wierzenia w coś co nawet nie istnieje? A może to tylko złudne myśli, które nigdy się nie spełnią?

Cóż, zawsze można mieć nadzieję, że nadzieja daje nadzieję.

Och, kurwa.

Więc miałam niepewną nadzieję, że Luke gdziekolwiek był, nie przebywał sam. Że odnalazł tam Mali, a nawet moich rodziców, którzy za życia pewnie go nie znali. Że w końcu mógł odetchnąć pełną piersią. I być szczęśliwym.

Śmierć była rzeczą ludzką, była częścią świata. Nie powinno się jej bać, ale też nie powinno się z nią igrać. Ona potrafiła zranić każdego, za równo żywego, jak i martwego.

Gdzieś jednak w zakamarkach swojej duszy czułam lęk przed utratą życia. Luke musiał był odważny skoro zdecydował się na taki krok.

Bo przecież się zdecydował, prawda?

Żadne recepcjonistki z ładnymi buźkami do mnie nie dzwoniły, więc moje przeczucia się potwierdziły.

Dlaczego o zmarłych mówi się w czasie przeszłym równocześnie wyznając, że są wśród nas? To niedorzeczne i nielogiczne. Ale co ze sprawiedliwością ma logika?

I niby gdzie tu sprawiedliwość?

Poszła się pierdolić.

No właśnie.

Oto cała sprawiedliwość.

-Wystarczy, Dylan-nagle odezwał się Ashton wyrywając mi butelkę z ręki.

Spojrzałam na niego spode łba. Coś się we mnie złamało. Wybiegłam z mieszkania nieuważnie trącając jego rękę. Szkło rozbiło się na podłodze, ale w tej chwili miałam to gdzieś.

Krok za krokiem pokonywałam odległość dzielącą mnie od... czego? Dokąd tak zmierzałam?

Nieważne.

Do mojego umysłu trafiały urywki miejsc, w których byłam. Ulica, parking, las, drzewo Mali, łąka. W końcu zatrzymałam się na rozgrzanym betonie. Moje dłonie zetknęły się z zimnym metalem. Spojrzałam w dół. Rzeka była dziś wyjątkowo wzburzona.

Postawiłam jedną stopę na barierce, a później dołączyłam do niej drugą. Ręce tak mocno zaciskałam, że aż pobielały mi kostki. Powoli rozluźniałam uścisk. Wiatr rozwiał moje włosy.

Ktoś gwałtownie odciągnął mnie do tyłu tak, że wpadłam na czyjś tors. Odwróciłam się w stronę wybawcy. Taa. Wybawcy.

-Powaliło cię?-warknął Calum.

-Dlaczego za mną poszedłeś?-wychrypiałam z wyrzutem.

-Żebyś nie zrobiła niczego głupiego.

Prychnęłam na jego słowa.

-Idę do klubu-oznajmiłam twardo.

-Nie wystarcza ci picia na jeden dzień?

-I kto to mówi?-zaśmiałam się ironicznie.

-Ja. Eh, jakby co, Ashton czeka w samochodzie-westchnął.

Muzyka dudniła w moich uszach. Przeciskałam się przez tłum tańczących ludzi, aby dostać się do baru. Młody mężczyzna zapytał mnie o zamówienie.

-Cokolwiek-odparłam obojętnie.

Chłopak przez chwilę się wahał, ale po chwili postawił przede mną pełną szklankę. Skrzywiłam się nie czując procentów.

-Co to jest?-wydusiłam wskazując na jej zawartość.

-Cola-powiedział barman.

-Świetnie-mruknęła, rzuciłam banknotem na stolik i skierowałam się w stronę parkietu.

Może to będzie moja jedyna okazja do (no na pewno nie) dobrej zabawy?

Strażnik. Obrońca. Kochanek. Kryminalista. Mężczyzna. Zabójca. Przyjaciel.

Jednym słowem: Luke.

Ale czy go kochałam?

Możliwe. Ale kogo to obchodziło?

Nikogo. Oprócz mnie.

Tak, kochałam go.

Moje biodra poruszały się w rytm granego kawałka. Ktoś położył na mojej talii długie ręce. Dzisiaj mogłam nawet przespać się z Michaelem albo jakimkolwiek innym napalonym facetem. Nie robiło mi to różnicy.

-Chyba mieliśmy coś dokończyć?-wymruczał mi znajomy głos do ucha muskając moją skórę chłodnym metalem.

Uśmiechnęłam się.

__________

Jestem dumna ze swojego zakończenia. Mimo wszystko ja także się uśmiecham :)

Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Nienawidzę końców, nienawidzę kończyć, nienawidzę jak ktoś coś kończy!

W tym ostatnim rozdziale jest chyba największa cząstka mnie.

Podziękowania za wytrwałość, bo ja sama jestem pod wielkim wrażeniem napiszę najprawdopodobniej jutro. Dzisiaj nie mam już do tego głowy. Muszę otrząsnąć się z szoku. Ale jednak jeszcze teraz skieruję do Was jedno słowo:

Dziękuję.

Good/Bad Girl | Luke Hemmings✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz