niekiedy ─ każdej nocy uczciwie ─ nad tym rozmyślał. s ł o ń c e.
przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni kula ziemska obraca się wokół słońca.
nie na odwrót.
śliczne oko dostarcza dolinie łez światła słonecznego i ciepłoty. bez tego panowałaby tam wieczysta szaruga ─ nie dałoby się istnieć.
ziemia, wie aż za cholernie dobrze, że jest bez słońca niczym. pustką, nieistnieniem. stąd manjirō wiedział to wszystko, lepiej niż ktokolwiek inny.
była wszystkim, czego pragnął i wszystkim, czego posiąść nie mógł. tak daleko, poza jego zasięgiem.
pięknem to, co cieszy i cieszyłoby gdyby było w posiadaniu, ale trwa jako źródło radości, nawet kiedy należy do kogoś innego lub pozostaje nieosiągalne.
dlatego [imię] była taką pięknością.
może nie była jego, ale przecież go lubiła! szepnęła mu to dawno temu na ucho, pozwalając, by z uciechą rozkoszował się przelotnym zetknięciem ich warg.
lecz przez cały ten czas nie potrafiła się przed nim otworzyć. trzymała go na dystans, bo dobrze wiedziała, iż znieść potrafił o wiele więcej.
mógłby najzwyczajniej mieć to za sobą. przyjąłby najgorsze odrzucenie w całym jego jestestwie, a wtedy przestałby cały czas to sobie wyobrażać.
ona spodziewała się kolejnej gadki o niczym: wytrwałości, konieczności wyborów, które zaważą na ich przyszłość i innych nieistotnych rzeczach. rozmowy o jego ukochanym gangu.
a on ją tylko pocałował.
YOU ARE READING
nasze letnie dni , sano manjirō x f!reader [tokyo revengers]
Fanfictionjeśli ona była wiosennym słońcem, on musiał być zimowym niebem.