Rozdział 11

516 9 0
                                    

Obudziły mnie promienie słońca i hałas koszonej trawy, który dobiegał zza okna. Jęknęłam żałośnie na te denerwujące dźwięki, rozrywające mi głowę i otwarłam zaspane oczy. Oniemiała wpatrywałam się w białe meble i ściany oraz różowe dodatki. Pokój urządzono według mojego pomysłu, gdy miałam szesnaście lat. Od tego czasu nic się w nim nie zmieniło. Poza pościelą, która zapewne dzień przed moim przyjazdem została odświeżona, a kurze z mebli pościerane.

Za bycia nastolatką uwielbiałam ten pokój. Przebywanie w nim było niczym odskocznia od problemów, inna rzeczywistość, ucieknięcie od rodziny... Te cztery ściany dzieliły mnie od wszelkiego zła, które czyhało na mnie na zewnątrz. To w tym miejscu mogłam pozbierać myśli, wypłakać się i być po prostu sobą.

Spojrzałam w lewo na pudrowo-różowy fotel i dostrzegłam siedzącego na nim białego misia większych rozmiarów, którego dostałam od Logana na siedemnaste urodziny. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak szczęśliwa wtenczas byłam, gdy wręczał mi go wraz z życzeniami, po których jego usta dotknęły mojego płonącego z zachwytu policzka.

Musnęłam palcami wrażliwą skórę twarzy, gdy poczułam przyjemne łaskotanie w tamtym miejscu, zupełnie, jakby moje ciało wiedziało, o czym myślałam w dany momencie.

Od tamtej pory pamiętam, że spałam regularnie z tym misiem. Nazwałam go nawet Logan, o czym nikt się nigdy nie dowiedział. To były dobre wspomnienia. Jedne z lepszych. Niestety po nocnej przygodzie w aucie pod klubem nie miałam odwagi zabrać Logana ze sobą. Uważałam, że zabranie go do Chicago zbyt wiele będzie mnie kosztować.

Wstałam z łóżka i podeszłam do maskotki. Wzięłam go do ręki i przysunęłam do nosa. Musiałam sprawdzić. To było ode mnie silniejsze. Zaciągnęłam się jego zapachem i nawet po tylu latach, po tylu praniach, pachniał tak samo, jak wtedy, gdy go dostałam – a pachniał Loganem i jego perfumami.

Podskoczyłam w miejscu, gdy dźwięk przychodzącej wiadomości mnie wystraszył i spojrzałam na telefon, który leżał na szafce nocnej. Domyśliłam się, że to Sandra, z którą SMS-owałam do późnych godzin nocnych. Miała się do mnie odezwać, gdy się obudzi.

Odłożyłam Logana i podeszłam do smartphone. Miałam rację. Dostałam wiadomość od Sandry.

Hejka, za godzinę po ciebie jestem.

Odpisałam jej, po czym widząc, że było już po dziewiątej, ruszyłam do łazienki.

Jakieś pół godziny później, ubrana w luźną białą sukienkę i sandałki na koturnie, schodziłam po schodach, kierując się do jadalni, która znajdowała się zaraz przy salonie.

- Dzień dobry. - przywitałam się z rodzicielką, która siedziała na sofie w salonie i czytała jakiś magazyn modowy, delektując się kawą.

To był jej codzienny rytuał.

Po śniadaniu zawsze kawa i ciekawostki modowe oraz ze świata show-biznesu. Później na ogół wpadała jej jakaś kosmetyczka, fryzjer, masaż, czy inny zabieg lub widywała się ze znajomymi. I tak codziennie. Od prawie trzydziestu lat, jak jest w związku z moim ojcem. Że jej się to życie jeszcze nie znudziło. No, ale może dzięki takiemu właśnie życiu wyglądała, jak wyglądała, a musiałam przyznać, że prezentowała się świetnie i w ogóle nie można jej było przypisać pięćdziesięciu jeden lat.

Ubrana była w biały kombinezon, na stopach miała beżowe szpilki, a długie gęste czarne włosy upięła starannie u dołu głowy w kok. Całości elegancji podkreślał makijaż i biżuteria, która składała się z perłowego naszyjnika, kolczyków i cieniutkiej złotej bransoletki. Nawet w domu musiała wyglądać niczym królowa.

NIE ULEGAJ POKUSIEWhere stories live. Discover now