Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć

96 14 20
                                    

Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem zamarzających kropel deszczu, które po odbiciu się od ich zmęczonych liści nurkowały w ciemnej, lodowatej wodzie jeziora. Connor stał tuż przed nim, czując jak szum ulewy obezwładnia jego system, a przeszywający chłód wbija tysiące igieł w ciało. Rozglądał się dookoła siebie w przerażeniu, jednak ściana siwego gradu pozwalała mu dostrzec tylko najbliżej znajdujące się obiekty.

– Jesteś wreszcie, Connor – usłyszał za sobą spokojny, zimny głos. Niemal natychmiast odwrócił się w jego kierunku, ale jego oczom ukazał się jedynie obumierający powoli krzak bladoróżowych kwiatów.

Miał wrażenie, że z każdą sekundą strach paraliżuje go coraz bardziej. Jego procesy przebiegały wolno. Zbyt wolno. Dopiero po chwili rozpoznał nadawczynię usłyszanego zdania.

– Amanda? – wydusił roztrzęsionym głosem, mrużąc powieki.

Kobieta podeszła bliżej, mierząc go surowym spojrzeniem.

– Pokładaliśmy w tobie tyle nadziei... – powiedziała smutno, ale wyraz jej twarzy był obojętny. – To przykre.

Nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Nie wiedział, co powinien zrobić.

Tak bardzo się bał.

– Zawiodłam się – kontynuowała Amanda, wciąż porażająco lodowatym głosem. – To była twoja ostatnia szansa, Connor.

Odwróciła się i zniknęła za gęsto utkaną, deszczową zasłoną.

W pierwszej chwili Connor chciał za nią iść, ale nie ruszył się z miejsca, zbyt przerażony, by wykonać jakikolwiek ruch. Czuł się sparaliżowany. Czuł, jakby umierał. Przecież wiedział już, jak to jest umierać. Pamiętał dokładnie strach, który zawładnął nim na dachu, gdy połączył się z Simonem. Kiedy poczuł, jak umiera. Jak gdyby sam umierał.

Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć, usłyszał nagle szept, a następnie kolejny, powtarzający te same słowa jak echo na szczycie góry. Rozejrzał się dookoła, lecz nie dostrzegł nikogo. Miał ochotę krzyczeć, dać obezwładniającemu przerażeniu jakiekolwiek ujście, ale nie potrafił. Czuł, jakby ktoś zamknął go w klatce, kazał się nie ruszać, a on musiał posłuchać i posłusznie wykonać polecenie.

Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć. Upiorne głosy powtarzały słowa coraz szybciej. Wydawało się ich przybywać. Connor próbował skanować otoczenie, ale nie był w stanie. Nie mógł wykonać podstawowej czynności, co tylko dodawało cegiełki do niebotycznych rozmiarów lęku.

Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć.

***

Otworzył oczy i zerwał się z drewnianego krzesła tak gwałtownie, że niemal posłał je z hukiem na podłogę. Jego dioda zamigotała przygaszonym, czerwonym światłem. W popłochu przeanalizował pomieszczenie, w którym się znajdował.

Mieszkanie Hanka. Znajdował się w otulonym mrokiem domu swojego partnera, dokładniej w salonie, pustym i ciepłym.

Sprawdził swój poziom stresu. Siedemdziesiąt osiem procent, ciągle spada. Zerknął na zegar, którego niebieski laser wyświetlił na ścianie godzinę drugą cztery. Powoli zaczął odnajdywać się w otaczającej go rzeczywistości, ale to wcale nie sprawiało, że czuł się mniej zagubiony.

Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć, obiło się o jego głowę. Poczuł nieprzyjemne ciepło, emitowane przez któryś z biokomponentów umiejscowionych w okolicach pompy. Chciał otworzyć okno i się schłodzić, ale przypomniał sobie zaraz, jak zimno mu było w Ogrodzie Zen. Nie chciał ponownie przeżywać niczego podobnego...

Stałeś się tym, z czym miałeś walczyć |Connor & Hank| DETROITWhere stories live. Discover now