W nocy mało spałem. Byłem strasznie niespokojny. Moje myśli były zajęte intruzem, który odsypiał swoje dni na mojej sofie. Co chwila myślałem o tym ,,a co jeśli się obudzi?", ,,pomyśli, że coś mu zrobiłem?", ,,zacznie przeszukiwać mieszkanie i coś znajdzie?", ,,a może tak naprawdę tylko udaje i czeka na moje potknięcie?"

Cała historia skończyła się tak, że siedziałem w salonie, w fotelu naprzeciw i czytałem jakieś kryminały na e-booku. Oderwałem się od książki, gdy za oknem zaczęło już świtać. W międzyczasie dostałem dwa SMSy. Jeden był od Kaeyai z informacją, że mam nowego klienta, a drugi od Zhongliego, że może się spóźnić i odebrać blondyna trochę później. Ani jedna, ani druga informacja nie pomogła mi w żaden sposób.

Gdy dochodziła godzina ósma, podniosłem się i skierowałem do kuchni. Chciałem przygotować coś uniwersalnego na śniadanie. Nie wiedziałem tylko, co blondyn lubi. Z jednej strony powinien być mi wdzięczny za przenocowanie i za to, że będę na tyle dobry i dam mu cokolwiek...

Z tą myślą zacząłem przygotowywać tosty i naleśniki. Nie jestem wybitny kucharzem, ale to, co przygotuję, przynajmniej jest w jakimś stopniu jadalne. 

Gdy powoli kończyłem przygotowywać śniadanie, usłyszałem ciche szmery dochodzące z salonu. Wychyliłem się zza futryny. Blondyn podniósł się do pozycji siedzącej i przeciągle ziewnął. Spojrzał na mnie zaspanym, pytającym wzrokiem.

- Wstań. Podam zaraz śniadanie. - mruknąłem, odwracając wzrok od jego złotych tęczówek. Z jakiegoś powodu ciężko mi patrzeć w jego oczy.

Blondyn posłusznie wstał i zasiadł do stołu w jadalni. Zachowywał się dziwnie, nic nie powiedział i o nic nie pytał. Jakby to, że się tu znalazł, było całkowicie normalne. Zabrałem gotowe talerze i postawiłem je na stole. Sam zasiadłem naprzeciw mężczyzny. Wzrok miał wlepiony w swój talerz. Nadal milczał. Zaczyna już mnie to irytować.

- Może jakieś dziękuję? - mruknąłem, odchylając się i zakładając ręce na piersi. 

Spojrzał na mnie. Jego wzrok nadal był przeszywający. Ale nie mogłem tak łatwo się poddać. Z premedytacją patrzyłem w te złote, lśniące tęczówki, oczekując na odpowiedź. Blondyn prychnął pod nosem, spuszczając wzrok.

- Przestań, bo się zarumienię. - zaśmiał się. Zmarszczyłem brwi. - Dziękuję. Musiałem sprawić Ci wiele kłopotów. - uśmiechnął się delikatnie.

- Żeby tylko.. - mruknąłem pod nosem i zabrałem się za pałaszowanie śniadania. 

- Nie jestem pewny, czy mnie pamiętasz. Nazywam się Aether Outlander. Przepraszam, że pokazałem się od tej strony. Ale.. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Potrzebowałem czyjejś pomocy i wtedy przypomniałem sobie o Tobie. 

- Śledzenie mnie, to było najlepsze, na co wpadłeś? - uniosłem brew.

- Nie sądziłem, że się skapniesz. - zaśmiał się cicho. - Moim planem było przypadkowe wpadnięcie na Ciebie i mała prośba o przysługę. A skończyło się, że zostałem prawie przez Ciebie pobity. Jesteś naprawdę silny, nie spodziewałem się tego.

- Jaką przysługę? - zapytałem, ignorując resztę zdania.

Aether poprawił się na krześle i chwycił tosta. Próbował zbudować napięcie, czy grał na czas?

- Wiem, że pomagasz Zhongliemu szukać Childe'a. Możesz tego nie wiedzieć, ale Zhongli jest w stanie poświęcić wiele rzeczy dla ukochanej osoby. Zakochał się, był szczęśliwy i pewnie nie chce stracić kolejnej szansy. Już dawno nie widziałem go w takim... stanie. - westchnął. - To wszystko, co się między nimi wydarzyło, to moja wina. Od początku widziałem, że Zhongli coś poczuł do Harbingera. Obserwowałem ich z daleka. Chciałem coś w nim ruszyć, więc zatrudniłem Childe, mimo że nie nadawał się do tej pracy. Byłem ciekawy, jak to wszystko się potoczy, więc specjalnie pchałem go w stronę Zhongliego. 

To dużo wyjaśnia. Sam byłem w szoku, że taka poważna firma zatrudniła takiego idiotę jak Childe, który jeszcze wkopał się na rozmowie kwalifikacyjnej. Jeśli Aether odpowiadał za to wszystko, to mógł czuć się współwinny.

- Teraz, gdy Childe zniknął, zabierając mu wszystko, wpadł w jakiś amok. Nie wiem już, czy szuka go z miłości, czy chce mu wpierdolić. - kontynuował. - Zostawił firmę. Powiedział mi, że jak chcę, to mogę się nią zająć. Wiem, ile serca w nią włożył, więc nie chcę, żebyśmy zbankrutowali przez jego chwilę słabości. - spojrzał mi w oczy. - Pomóż mi, sprowadź go na ziemię. Niech wróci do firmy.

Poczułem ucisk w klatce piersiowej. W pełni go rozumiałem. Troszczył się o Zhongliego tak samo, jak ja troszczyłem się o Childea. Byliśmy podobni. Chcieliśmy dobrze, ale teraz jedyne co czujemy to bezsilność. 

- Wiem, co czujesz. - westchnąłem. - Ale nie mogę Ci pomóc.

- Dlaczego? - jego mina od razu posępniała. 

- Jak niby miałbym Ci pomóc? Zhongli jest dorosłym facetem. Nie mogę mu rozkazywać i mówić, która droga dla niego jest najlepsza. Skoro sam stwierdziłeś, że jest w amoku, to i tak w tym stanie nikogo nie będzie słuchał. - oparłem się wygodnie o stół. - Istnieją tylko dwa wyjścia. Albo sam zapanuje nad sobą i wróci wszystko do normalności, albo Childe się odnajdzie.

Blondyn wpatrywał się beznamiętnie w talerz. Niestety, ale taka była prawda. Co my więcej możemy zrobić? Ja muszę siedzieć na dupie i z daleka wszystko obserwować, a Aether musi trzymać firmę w kupie, żeby się nie rozpadła. Nie jesteśmy w stanie zrobić nic więcej, niż to, co teraz robimy.

- Chcesz, żebym się poddał? - zacisnął dłonie w pięści. 

- Tego nie powie...

- Nie będę się poddawać! - krzyknął, aż się wzdrygnąłem. Po raz kolejny wbił we mnie swój wzrok. Wyglądał, jakby lada moment miał się rozpłakać. 

- Jak chcesz z nim porozmawiać, to przyjedzie Cię odebrać. - powiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. - Możesz próbować go przekonać, ale za wiele to nie da. 

- Jesteś jedyną osobą, która może to zrobić!

- A niby skąd ta pewność?

- Bo mu pomagasz! - uderzył pięścią w stół. - Powiedział, że Tobie ufa! Dlaczego nie możesz pomóc mi?!

- To nie możliwe. - podniosłem się. - Jesteś rozemocjonowany. Jeśli chcesz dalej rozmawiać, to najpierw się uspokój.

Już miałem opuścić pomieszczenie, gdy blondyn gwałtownie wstał i pociągnął mnie za nadgarstek. 

- Musisz mi pomóc..!

- Puść mnie. - syknąłem.

To już było przegięcie. Spojrzałem na niego spod byka morderczym wzrokiem. Widziałem w jego oczach strach, ale mimo to nie puścił mnie. Zacisnął bardziej swój uścisk, dając mi do zrozumienia, że nie mam wyjścia - muszę się zgodzić. Wybacz... Ale nie mam innego wyboru. Nikt nie będzie rządził się pod moim dachem. 




***

Yooo

Witam w kolejnej części. :D

Wstawiam to jako urodzinowy rozdział ^^

Od razu uprzedzam, że rozdział za tydzień może pojawić się z opóźnieniem, ponieważ wyjeżdżam na weekendową wycieczkę. Mam nadzieję, że zrozumiecie :3

Do następnego!

Sashy ;3

Hell's Comin' With Me  | XIAO & AETHER |Donde viven las historias. Descúbrelo ahora