Prolog

157 4 0
                                    

17 lat temu

Pov. Garmadon
W pośpiechu omijałem kolejne uliczki trzymając w rękach zawiniątko i uciekając przed tymi stworami. Po drodze zgubiłem Wu, który odciągną ode mnie większość potworów. Nagle przede mną pojawił się jeden. Jego wygląd był nie do opisania, aż przerażający. Był zbudowany z jakiejś dziwnej materii. Za sobą pozostawiał ślad ciemnej substancji z której został stworzony. Stanąłem w pozycji gotowej do obrony, skierowałem w jego stronę dłoń i strzeliłem w niego kulą zniszczenia. Wykorzystując moment kiedy był oszołomiony, uciekłem jak najdalej od niego. Kiedy znikną mi z oczu usłyszałem płacz i z uśmiechem spojrzałem na dziecko, przykryte kocem.

- Już spokojnie maleństwo. Zgubiliśmy ich i oby szybko nas nie znaleźli. - to powiedziawszy ruszyłem w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca.

Kiedy omijałem park, zwolniłem i usiadłem na chwilę by odpocząć. Spojrzałem na dziecko, które patrzyło się na mnie tymi niebieskimi oczami.

- Chyba ich zgubiliśmy co nie mała? - dziecko zaśmiało się a ja razem z nim - oby i Wu miał tyle szczęścia i ich zgubił. - zamyśliłem się myśląc o młodszym bracie i jego wielkim poświęceniu dla mnie i tego dziecka.

Maleństwo spojrzało na mnie i uśmiechnęło się, jakby chciało mnie wesprzeć. Wiedziałem już, że w przyszłości będzie ona mądrą i kochającą kobietą, niczym jej matka.
Tą chwilę zakłócił głośny trzask. Wiedziałem że to na pewno nie był mój brat. Niestety to był ten stwór, nie poddaje się tak szybko ale ja też nie. W tej chwili musiałem podjąć ważną decyzję. Odbiegłem trochę dalej i ze smutkiem ukryłem dziewczynkę w krzakach.

- Nie martw się malutka. Wujek za chwilę wróci jak tylko pozbędzie się tego potwora. - uspokoiłem ją i kiedy przymknęła oczka pobiegłem w poprzednie miejsce.

Tym razem pozbędę się jego na dobre i wrócę po ciebie mała.

Pov. James
Było dość późno kiedy wracałem z pracy. Niestety auto akurat dzisiaj się popsuło i muszę wracać pieszo. Czasem tak się dzieje, przynajmniej odetchnę świeżym powietrzem i nie wrócę tak szybko do domu. Kilka miesięcy temu urodziłam mi się córka, jest taka marudna. Moja żona, Jennifer daje sobie z nią radę, co jest dla mnie szokiem bo ja ledwo wytrzymuję. Szedłem akurat przez park, blisko mojego domu, gdy nagle usłyszałem płacz, dobiegający się z krzaków. Niepewnie podszedłem do niego i ujrzałem małe dziecko, zawiniętą w koc. Rozejrzałem się dookoła ale nikogo nie ujrzałem więc wziąłem zawiniątko w ręce. Dziewczynka od razu uspokoiła się i uśmiechnęła się.

- Hej malutka. Co tutaj robisz? Jest zimno. Ktoś cię tu porzucił, co nie mała? - dziewczynka zaczęła się śmiać i uśmiechać.

Nie mogłem jej tego zrobić, nie mogłem jej zostawić. Na pierwszy rzut oka widać że jest grzecznym i spokojnym dzieckiem. Zabiorę ja do domu i porozmawiam z żoną. Może zgodzi się ją zostawić.

- Zabieram ciebie do domu, kochanie. Wychowam cię jak własną córkę. - dziecko zaczęło się śmiać a ja razem z nią i skierowałem się do domu.

Gdy dotarłem przywitała mnie żona i moja córeczka Kate. Gdy kobieta ujrzała dziecko na moich rękach od razu zaczęła wypytywać o to. Wszystko dokładnie jej wyjaśniłem, jak znalazłem dziecko i że nikogo nie było w pobliżu. Podała mi zapasową butelkę naszej córki bym nakarmił małą.

- Okropne, po prostu okropne. Jak tak można zrobić dla dziecka, na pewno byli nie odpowiedzialni żeby tak zrobić. - denerwowała się moją żona.

Spojrzałem na niebieskooką, która spokojnie piła mleko gdy ujrzałem coś błyszczącego. Wziąłem to do ręki i okazało się być to naszyjnikiem. Na przodzie miała wyryty napis „Lucy”.

- Kochanie spójrz. - pokazałem żonie naszyjnik.

- Ojeju, ale piękny. - zachwyciła się moją żona.

Po długiej rozmowie postanowiliśmy razem, że zostawimy Lucy, bo tak miała na imię według naszyjnika i wychowany ją jak naszą córkę.

Pov. Garmadon
Po pokonaniu stwora, dołączył do mnie Wu. Przytuliłem go do siebie i opowiedziałem o tym że ukryłem Lucy w bezpiecznym miejscu. Pobiegliśmy do tamtego parku ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. W końcu ujrzałem tą samą substancję co zostawiały po sobie te stwory. Teraz to do mnie doszło. Nie ochroniłem jej, pozwoliłem by ją porwali, teraz na pewno jej nie odzyskamy i zginęła.

- Nieeee! To moja wina! Straciliśmy ja! - padłem na kolana i płakałem. Miałem jedno zadanie ochronić ją i się nie udało. Klęczałem tak na ziemi, puki nie poczułem na ręki na ramieniu. To Wu próbował mnie pocieszyć mimo iż sam był tym załamany.

- Wstań bracie. Niestety stało się to. Nie mogliśmy tego przewidzieć, nic już nie poradzimy na to się nie wolno nam się załamać. - pocieszał mnie brat. - Chodźmy, wracajmy do klasztoru.

Ruszyłem za nim, ale i tak wciąż myślałem o tej sytuacji. Zawiodłem wszystkich a przede wszystkim ją, obiecałem jej że będę ją chronić ale nie udało się. W tym momencie coś pękło we mnie. Poczułem tą złość, ten gniew który czuję przez jad pożeracza światów. Teraz jedynymi osobami dla których nie mogę pozwolić jej przejąć nad sobą kontroli jest mój brat Wu i moja ukochana Misako.

Hejka kochani
Oto tym akcentem rozpoczynam moja pierwszą książkę. Mam nadzieję że spodoba wam się moja twórczość bo mam super pomysł na tą książkę.

Strażniczka Żywiołów Ninjago Where stories live. Discover now