𝒑𝒂𝒓𝒕 𝒐𝒏𝒆 chapter XL

39 5 20
                                    

O tym dziwnym wydarzeniu w gabinecie profesor Transmutacji Ann powiedziała Syriuszowi dopiero kolejnego dnia. Poprzedniego, gdy tylko wróciła do swojego dormitorium zabrała się za zaległe zadania z Astronomii, wiedziała że akurat do tego przedmiotu powinna się przyłożyć, cudem została dopuszczona do jego kontynuacji bo jej wyniki z SUMów najlepsze nie były. Nie wyszła już ze swojego pokoju, a zasnęła nad zapisanym do połowy pergaminem.

Została obudzona przez Marlene, która potrząsnęła nią brutalnie i zrzuciła z niej ciepłą kołdrę. Dziewczyna zerwała się więc z łóżka i nie chcą zamarznąć przebrała ten wygnieciony mundurek, w którym zasnęła na świeży, wyprany i wyprasowany przez skrzaty. Gdy już poczesała się i w miarę ogarnęła, spakowała książki na pierwszą lekcje i włożyła różdżkę zza rękaw, wyszła z dormitorium i uśmiechnęła się widząc czarnowłosego chłopaka w nierówno zawiązanym czerwonym krawatem, stojącego przy pustym fotelu naprzeciw kominku w którym wesoło tańczyły płomienie ognia.

Black odwzajemnił jej uśmiech, a gdy podeszła bliżej chwycił ją za dłoń i cmoknął lekko w policzek.

– Dzień dobry, Annie – przywitał się z nią. Odpowiedziała mu i szli razem, w ciszy do Wielkiej Sali. Dopiero gdy dobiegły ich śmiechy i urywki rozmów dochodzące z pomieszczenia dziewczyna się odezwała i opowiedziała mu wszystko co wczoraj się stało. Nie zamierzała wszczynać jakiegoś śledztwa, chciała porostu podzielić się ze swoim chłopakiem wrażeniami z poprzedniego dnia. Nie było w tym nic dziwnego, oboje mówili sobie niemal wszystko. Tak więc Syriusz słuchał sprawozdania Leslei, nałożył jej owsianki, gdy już usiedli przy stole, a ona dalej gadała, opisując mu teraz piękną książkę, którą zobaczyła wczoraj. Black kiwał głową żując kawałek dyniowego ciasta, które pojawiło się dziś na śniadaniu.

– Ciekawe – podsumował, a potem na przerwie między Obroną Przed Czarną Magią a Starożytnymi Runami powiedział wszystko, pomijając temat pięknej książki, Remusowi i Peterowi, którzy na Eliksirach przekazali wszystko Jamesowi, od którego wszystkiego dowiedziała się Lily, która powiedziała wszystko Dorcas, która zagadała Marlene i która także dowiedziała się o wszystkim.

Przyjaciele już po obiedzie zajęli kanapę i fotele przed kominkiem w Pokoju Wspólnym Gryfonów i zaczęli dyskutować na ten jakże interesujący temat, który podniecił wszystkich i choć już kolejnego dnia w o tym zapomnieli, to w przeciągu tygodnia kilkakrotnie im się przypominał i ponownie go poruszali.

Kiedy dyrektora nie było na żadnym posiłku, mimo że zazwyczaj pojawiał się na każdym. Kiedy pani Pomfrey znikała ze skrzydła szpitalnego, gdy Remus leżał tam po pełni, i pojawiała się w brudnych, zakrwawionych ubraniach albo gdy z wdzięcznością przyjmowała nowe fiolki od Horacego Slughorna. Kiedy profesor Sprout wbiegała do lochów na lekcje Eliksirów z całym koszem jakiś ziół, które Lupin i Lily zdefiniowali jako "takie na eliksiry uzdrawiające".

Wszystko zaczęło składać się w jedną całość, gdy w Proroku Codziennym pojawił się artykuł o Albusie Dumbledorze, który pojawił się na ulicach atakowanego przez popleczników Czarnego Pana Londynu, o tym że wokół niego stali zwykli czarodzieje, których nikt nie rozpoznał, broniąc niewinnych mugoli. Na ruchomym zdjęciu zrobionym przez jakiegoś dziennikarza miotała, zaklęciami młoda kobieta, której długie włosy związane były w ciasnego warkocza, jej oczy ciskały gromy na zakapturzone postacie, a piegi na twarzy były ledwo widoczne w ruchu.

– To ona – stwierdziła Ann Marie, wpatrzona na gazetę ułożoną na kolanach Syriusza, pod stołem w Wielkiej Sali, podczas kolacji. Przyjaciele nachylili się nad Blackiem, który pokazał im cały artykuł i zdjęcie – To ona weszła przez kominek do gabinetu profesor McGonagall.

– Jesteś pewna?

– Absolutnie przekonana?

– Najzupełniej pewna – odparła.

Po kilku zawziętych dyskusjach, paru kontrowersyjnych teoriach spiskowych, wszyscy byli pewni, absolutnie przekonani, że dyrektor Hogwartu stworzył tajną armię walczącą przeciw Voldemortowi, stawiając się terrorowi i obmyślając plany jak można położyć koniec wojnie.

– Chcę się dołączyć – stwierdził od razu James, zrywając się z łóżka.

Cała paczka nastoletnich Gryfonów siedziała w dormitorium chłopców, ponieważ tam mogli mieć pewność, że nikt niepowołany nie usłyszy ich rozmów o tajnym, ruchu oporu, którego istnienie niemal przypadkiem odkryli. Każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, że nawet inni Gryfoni mogą okazać się wierni ideologi czystości krwi i być sługami Voldemorta czy też dziećmi lub dalszymi krewnymi śmierciożerców.

Okularnik siedział teraz na brzegu swojego łóżka, cała jego postawa wyrażała takie zaangażowanie w tą sprawę, wolę walki, chęć zemsty na czarnoksiężniku, który był przyczyną śmierci jego wujka. Remus siedzący za nim położył mu rękę na ramieniu, wspierając przyjaciela i pokiwał głową, wiedząc, że Potter ma powody, by wstąpić do ruchu oporu, jednocześnie sam chciał pomóc w jakikolwiek sposób.

– Ja też – dodał Syriusz bardzo poważnie, ściskając dłoń Ann, która siedziała na jego kolanach, opierając się na jego klatce piersiowej. Otwierała usta by coś powiedzieć, jednak Lily ją uprzedziła. Jej zielone oczy patrzyły wprost na Jamesa, rudowłosa razem z Marlenę i Dorcas usadowiły się na łóżku Lupina, które było najporządniejsze ze wszystkich czterech.

– Wiem, że zależy ci na walce, wierz mi, bo czuję dokładnie to samo, ale ledwo skończyliśmy siedemnaście lat, nasze umiejętności walki są śmiechu warte w porównaniu z tym co potrafią sługusy Czarnego Pana, będziemy jedynie przeszkadzać tym co rzeczywiście coś potrafią i... – przełknęła ślinę, spuszczając wzrok z Jamesa. Ten zaś patrzył zdziwiony na rudowłosą, jakby w życiu takie myśli nie przeszły mu przez myśl, a po chwili ciszy nagle wykrzyknął:

– Martwisz się o mnie, Lilu Evans!

Dziewczyna zaniemówiła, rumieniec wkradł się jej na twarz, a piękne, zielone oczy zamigotały dziwnie. Potter patrzył na nią z nieskrywaną radością, spojrzał jeszcze na swojego najlepszego przyjaciela a jego mina mówiła "widzisz, bracie! Widzisz!". Syriusz prychnął cicho, lecz zamilknął, gdy Ann pacnęła go w ramię. Wszyscy czekali w ciszy do czego dojdzie między tą dwójką upartych nastolatków.

Rudowłosa jednak po chwili odzyskała głos, parsknęła i spojrzała na Jamesa pełnym wyższości wzrokiem.

– Martwię się o was wszystkich, kretynie...

– Mówiłaś do mnie, wprost do mnie – przerwał jej, uśmiechają się szelmowsko wskazując  palcami na swoją klatkę piersiową.

– Bo to ty wpadłeś na taki idiotyczny pomysł – odparowała natychmiast, chłopak ponownie chciał się wtrącić, ale nie pozwoliła mu na to – Nie odzywaj się już, Potter, uważam że jeśli chcemy być cenni dla Dumbledore'a i jego ludzi musimy potrafić więcej niż teraz – wzięła głęboki oddech, jakby przygotowując się do jakiejś dużej przemowy, ale powiedziała tylko: "Powinniśmy nauczyć się sami".

Cała grupa pokiwała głowami w uznaniu do pomysłu Evans. Każdy miał o co walczyć, żadne z nich nie chciało stracić więcej niż już stracili. Rodzina Potterów była uznawana za zdrajców krwi, tak samo jak Syriusz, Remus nie chciał by jego rodzice ucierpieli przez jego przypadłość, był uznawany za gorszego szczególnie wśród czystokrwistych, bardzo nietolerancyjnych rodów, Peterowi urodzić miała się młodsza siostra, którą za wszelką cenę chciał chronić, Dorcas już od urodzenia nauczana była równości wobec innych i czuła się zobowiązana bronić tych, którzy nie mogli bronić siebie, matka McKinnon była mugolaczką, jak Lily, a sama Marlene była półkrwi, tak jak Ann - wszystkie mogły zapłacić cenę za swój "status krwi".

Powinniśmy nauczyć się sami, zabrzmiały im w głowach słowa Lily.



Czarno na Białym | Syriusz Orion BlackWhere stories live. Discover now