Rozdział 21

9 2 0
                                    

        Teren dookoła domku był otwarty i przechodził w las. Ledwo nadążałam za Mavenem. Chodził naprawdę szybko, a kajdany z Cichego Kamienia ograniczały moją sprawność. Bez większych emocji pokazywał mi ganek, a następnie ogród z tyłu chatki. Byłam pod wrażeniem. Nie było tu bogactwa, przepychu, idealnie przyciętych drzew i skoszonej trawy. Panował tu artystyczny nieład, który dawał mi ukojenie. Po tak długim czasie spędzonym w zamkniętym pokoju, w którym wszystko było poukładane i zadbane, to miejsce było naprawdę miłą odskocznią.

        Na samym środku znajdowało się oczko wodne, w którym pływały kolorowe, przedziwne ryby. Dookoła wody rosła wysoka trawa i trzcina. Obok stała ławka i stolik. Już wyobrażałam sobie, jak tam siadam i jem śniadanie. Wszędzie rosły drzewa, na których kwitły kolorowe kwiaty. Ogród był jak z bajki.

        Maven cały czas szedł przed siebie i wszystko pokazywał. Sprawiał wrażenie osoby, która często tu przyjeżdżała. Za nami podążała koza, która najwidoczniej była spragniona towarzystwa. Byłam zachwycona. To wyglądało jak wymarzony dom dla mojej rodziny. Nagle poczułam ucisk w klatce piersiowej. Pustka po bliskich znów dała o sobie znać.

       Gdzie teraz się znajdowali? Czy byli bezpieczni? A przede wszystkim, czy żyli. Tęskniłam za nimi. Brakowało mi ich wsparcia, docinków i troski. I Kilorn... czy dawał sobie radę? Czy odnalazł siebie w tym wszystkim? Czy po akcji w Corros doszedł do siebie? Również dla niego pragnęłam lepszego życia, lepszego losu. Był moim przyjacielem. Kochałam go jak brata.

      Zerknęłam na Mavena, który nagle się zatrzymał. Omal na niego nie wpadłam. On był bardzo skomplikowaną osobą. A nasze relacje były bardzo... specyficzne. Kochałam go, ale jednocześnie nienawidziłam. Byłam o niego zazdrosna, ale też życzyłam mu śmierci. Pragnęłam go, ale pragnęłam również Cala. To wszystko było popaprane. Maven był zniszczony przez swoją nieżyjącą już matkę. Prawie w ogóle nie odróżniał dobra od zła. Dzięki jej manipulacjom i modyfikacjom, Maven zapomniał, że kochał ojca i brata. Tylko jakimś dziwnym trafem nie mogła wymazać i zmienić uczuć do mnie. Chłopak miał chorą obsesję na moim punkcie. Do tego stopnia, że uwięził mnie na swojej smyczy. Czy taki czekał los Mare Barrow? Do końca życia na usługach Mavena?

       Gwardia chciała, bym za wszelką cenę została jego żoną. To był absurd! Maven miałby wyjść za swoją maskotkę? Trofeum? Pragnął mnie, ale wątpiłam, by ich plan się powiódł. Do tego wszystkiego dochodziły moje uczucia i traumy, które zostały przez niego stworzone. Ciągły lęk, strach i nienawiść. Ciągłe upokarzanie mnie, niszczenie od środka. Byłam cieniem samej siebie. Przez niego. Z drugiej strony sama nie wymyśliłam nic lepszego, więc musiałam spróbować. Dla Czerwonych. Dla bliskich. Dla Cala. Pocieszało mnie to, iż Maven w ostatnim czasie zmienił swój stosunek do mnie. Zrzucił maski, otworzył się, a wiedziałam, że wiele go to kosztowało. Nikomu nie ufał, a mimo wszystko zaryzykował i zrobił to.

       — Nie wydajesz się być zbytnio zainteresowana ogrodem. — Rzucił mi przenikliwe spojrzenie. Wzięłam głęboki oddech, by uspokoić galopujące myśli.

       — Ledwo nadążam za tobą, jakbyś nie zauważył — mruknęłam pod nosem.

      Maven uniósł brew i ponownie przeszył mnie wzrokiem. Trochę zaczęła krępować mnie nasza bliskość oraz to, że byliśmy tu sami i nie miałam dokąd uciec. Przed oczami stanęła mi scena z jego łazienki, gdzie nie odstępował mnie na krok, nawet gdy się kąpałam. NA mojej twarzy pojawił się lekki rumieniec.

      Złapał mnie pod ramię, ostrożniej i delikatniej niż myślałam, że to zrobi i pomógł mi dojść do ławki. Usiadłam i westchnęłam cicho. Musiałam nabrać sił na kolejną część zwiedzania.

Ciernista koronaWhere stories live. Discover now