Rozdział 3

108 8 13
                                    

Kolejne dni spędziłam w stresie i napięciu. Cisza, która mnie otaczała, nie pomagała w uspokojeniu myśli. Nie miała litości. Podskakiwałam ze strachu za każdym razem, gdy drzwi od mojego pokoju się otwierały. Byłam przekonana, iż przyszli po mnie, by oddać mnie w ręce Szeptacza. Bałam się, że Evangeline przekonała Mavena na ten ruch. Nie wierzyłam, że jest w stanie to zrobić, posłuchać jej, ale z drugiej strony ona nie była głupia, była cwana i mogła podejść króla w odpowiedni sposób. Intrygi były czymś, co uwielbiała, podobnie do Elary.

W dalszym ciągu miałam wybuchy złości i rozpaczy, przez co rzucałam talerzem lub szklanką w ściany, a wtedy dwóch Arvenów natychmiast zjawiało się przy mnie, żeby dopilnować, bym nie schowała ani jednego fragmentu rozbitego szkła. Mimo że nie zwracali na mnie większej uwagi, to cały czas byli czujni na każdy mój gwałtowny ruch. Maven nie mógł pozwolić sobie na błąd, na danie mi szansy na ucieczkę. Byłam teraz jego zabawką, trofeum, zdobyczą. Gdy zbierała we mnie wściekłość pomiędzy posiłkami, a działo się to praktycznie za każdym razem, kiedy za bardzo odbiegałam myślami do rodziny i Cala... a szczególnie Cala, rzucałam książkami gdzie popadnie. Nie mogłam pogodzić się ze swoim losem. Maven zrobił ze mnie swojego pieska na smyczy i próbował wytresować, zanim ogłosi publicznie w telewizji, że mnie pojmał i jestem mu całkowicie posłuszna. Nie mówił tego otwarcie, ale coś czułam, że to ten plan, do którego chce mnie wykorzystać. Nienawidziłam go z całego serca, zabił tylu ludzi, przyczynił się do śmieci własnego ojca, Shade'a, Nowych i wielu, wielu tysięcy Czerwonych, którzy szli prosto w objęcia śmierci w Duszni. Jego zbrodnie można by wymieniać i wymieniać, a końca nie byłoby widać. „Sama nie jesteś lepsza, Mare... też zabiłaś wielu, wykorzystywałaś Nowych, manipulowałaś, żeby osiągnąć cel. Nawet Cal na sam koniec poczuł się wykorzystany. Jesteś taka sama jak ON. Ranisz innych, a najbardziej siebie", potrząsnęłam głową.

— To co innego! — krzyknęłam w przestrzeń ze łzami w oczach. Poczułam, jak moc Arvenów wnika we mnie z większą siłą i wzdrygnęłam się. Wysysali ze mnie ostatnie siły. Czułam się stłumiona. — Do cholery, to co innego! — Skuliłam się na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Nienawidziłam siebie za to równie mocno, jak nienawidziłam Mavena. I to mnie przerażało. Byliśmy podobni. I przez to podobieństwo byłam w stanie go zrozumieć, a co gorsza, próbować ratować. „Ogarnij się, to potwór", poczułam wstręt do siebie. Jak mogłam w ogóle pomyśleć o tym, że byłabym w stanie go uratować? Po tym wszystkim? Po cierpieniu, które musiałam przez niego znosić? Miał krew na rękach. „Ale ty, Mare, również ją masz."

Poszłam pod ciepły prysznic, żeby ochłonąć i uspokoić swoje paranoje. Za oknem było już biało, gruba warstwa puchu pokryła ogród, na który miałam widok przez okno. Była z pewnością połowa grudnia. Chociaż mogłam się mylić, dni zlewały mi się w jeden, a ja już dawno przestałam liczyć, który to już dzień nie czułam się sobą. Nie byłam dziewczyną od błyskawic. Odkręciłam gorącą wodę i poczułam ulgę. Blizna na plecach od kilku dni bolała przy każdym większym ruchu głową. Potrzebowałam relaksu i chwili dla siebie. Ignorowałam działanie Cichego Kamienia, mimo że mnie przygniatał. Wiedziałam, że jestem w stanie wytrzymać maksymalnie dziesięć minut. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i damskie krzyki. Wzdrygnęłam się. Tyle było po moim relaksie. Leniwie zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Nie miałam powodów, żeby się spieszyć, ktokolwiek przyszedł mnie odwiedzić, nie odważyłby się wejść do łazienki, ponieważ stałby się bezbronny. Wytarłam się ręcznikiem i westchnęłam. Odkąd stałam się Mareeną Tytaniusz, dziewuszką od błyskawic, pokochałam jeszcze bardziej swoje ciało, ponieważ w końcu poczułam się sobą. Odkryłam siebie i swoje przeznaczenie. Błyskawica i energia były częścią mnie, moją tożsamością. Gdy uciekłam z Kościńca, kiedy nie byłam już ani Mare Barrow, ani Mareeną Tytaniusz i nie wiedziałam, kim do końca jestem, byłam pewna jednego — jestem dziewczyną od błyskawic. Ale to również zostało mi odebrane. Czułam się zagubiona, bez twarzy, tożsamości, niczym lalka rzucona w kąt. Mareena umarła wraz ze zdradą Mavena, a Mare umarła wraz z narodzinami Mareeny. Nie wiedziałam już sama, kim tak naprawdę jestem. Ubrałam się w zwiewną, biała suknię i wyszłam z łazienki. Nagle doskoczyła do mnie Evangeline. Była bardzo szczęśliwa. Skrzywiłam się. Wiedziałam co to oznacza. Udało jej się.

Ciernista koronaWhere stories live. Discover now