Prolog

6.4K 287 4
                                    

Prolog


Nasłuchiwałam jak gaśnie telewizor na dole i powoli dom ogarnia cisza. Wiedziałam, że nie trzeba dużo czasu by Martin zapadł w głęboki sen. Ale mama mogła wrócić do domu w każdej chwili, a to mogło łatwo pokrzyżować moje plany. Zerknęłam na plecak stojący pod łóżkiem i policzyłam do dziesięciu czując jak moje nerwy zaczynają przejmować nade mną kontrolę. Ręce mi drżały, nie mogłam złapać pełnego oddechu, a serce biło mi tak szybko i głośno jakby zaraz miało wyskoczyć na przetarty dywan u moich stóp. Odetchnęłam raz, drugi i trzeci. Zegarek wskazywał kwadrans po pierwszej. Piętnaście minut temu oficjalnie skończyłam piętnaście lat. Zerknęłam na kalendarz powieszony na pinezce na ścianie i nie mogłam powstrzymać lekkiego uśmiechu. Dwa lata, tylko zajęło mi odkreślanie dni i zbieranie się na odwagę. Powoli otworzyłam drzwi i wysunęłam się na korytarz. Wiedziałam dokładnie, które klepki w starej podłodze skrzypią, wiedziałam, która deska w schodach jest poluzowana. Małymi kroczkami na wstrzymanym oddechu zeszłam na dół. Cisza. Błoga cisza. Poprawiłam ramiączko plecaka i ruszyłam do kuchennych drzwi. Za domem stał rower, gotowy do drogi. Przede mną jeszcze czterdziestu minutowa jazda na drugi koniec miasta i w końcu będę wolna. W końcu będę mogła żyć. Wysunęłam się na podwórko i biegiem ruszyłam do roweru. Gdy tylko oddaliłam się na bezpieczną odległość nie mogłam już powstrzymać śmiechu.

W końcu! Udało mi się!

Uciekłam ze swojego piekła, a tam na końcu drogi była jedyna bliska mi osoba. Moja obrończyni, moja idolką, moja starsza siostra.

Oddychałam szybko, aż przed moją twarzą pojawiła się mgiełka na zimnym powietrzu. Choć uda piekły mnie niemiłosiernie nie zwolniłam ani na chwilę. Gdy w końcu zatrzymałam się przed niewielkim rozklekotanym domkiem na obrzeżach miasta omal nie upadłam na ziemię z wycieńczenia. Gdzieś w oddali jakiś pies zaczął ujadać głośno, ale nie zwracałam na to uwagi. Drzwi z obłażącą farbą wzywały mnie jakbym szła właśnie do bram nieba. Ironią był fakt, że paskudny kolor czerwono-brązowy przypominał bardziej piekielną norę. Zastukałam raz, drugi i trzeci, aż w końcu po drugiej stronie usłyszałam ciche szuranie. Drzwi otworzyła mi drobna blondynka, a jej niebieskie oczy zmrużyły się delikatnie, gdy próbowała mnie dostrzec wyraźnie bez okularów.

- Lucy – wychrypiałam czując jak moje gardło jest zmęczone oddechem na mroźnym powietrzu.

- Chryste panie! Sky?! – Powiedziała i wciągnęła mnie szybko do środka. - Co się stało? Boże, cała się trzęsiesz. Chodź.

- Jas...

- Co się tu dzieje?

Odwróciłam się widząc moją siostrę jak zaspana wchodzi do pokoju i przeciera oczy. Jej spojrzenie padło na mnie, a cała twarz zamarła.

- Sky...

- Nie mogłam już czekać – powiedziałam, a mój głos w ogóle nie brzmiał jak na co dzień.

 Jas nie czekała ani minuty. Dopadła do mnie i wciągnęła w swoje ramiona. Była równie drobna jak ja i ledwie o trzy lata starsza, a jednak zdawała się dużo silniejsza. Była moją obrończynią i wybawieniem. Dopiero teraz dotarło do mnie, co w końcu zrobiłam. Planowanie, rozmyślanie i marzenie to jedno, ale teraz? W końcu zerwałam z siebie ten plaster strachu i niemocy. W końcu udało mi się uciec.  

Grimm Reapers MC 2# Casanova | ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant