7. Luke

7 1 0
                                    

       Czułem jej zapach. Wiedziałem, gdzie stąpała i czego dotknęła. Mogłem sobie wyobrazić mapę ścieżek złożonych z jej kroków. Chyba na zbyt długo pozwoliłem wilkowi kierować naszym życiem. Moje zmysły mieszały się z tymi zwierzęcymi. Czułem więcej, widziałem więcej. Wszystko było wyraźne jak nigdy dotąd. Jakby wilk we mnie wcale nie zapadł w sen, a jedynie ucichł i w milczeniu obserwował wszystko, kierując mną.
       Czy to zalążek naszego porozumienia? Czy poszukiwanie moich słabości, by wiedzieć jak szybciej i łatwiej wywalczyć wyjście na zewnątrz?

       Od momentu, w którym widziałem tu tę dziewczynę, minęły dwa dni. A i tak mgliście pamiętam jej sylwetkę. Zamierzałem wtedy schronić się w domku. Uznałem, że czekam wystarczająco długo, a deszcz porządnie dawał mi już w kość. Nie mogłem wiecznie uciekać w wilcze ciało. Wilki też muszą kiedyś odpoczywać, mieć jakieś schronienie.
       Ledwo zobaczyłem, jak podchodzi do drzwi domku, a serce zaczęło obijać mi się o żebra. Ogarnął mnie paniczny strach. Myślałem tylko o tym, że na pewno mnie zauważy, choć byłem daleko i ukrywałem się za drzewem. Nie dane mi było obserwować jej zbyt długo. Nie zdążyła nawet otworzyć drzwi, a wilk już ze mnie wylazł.
       Jej zapach nadal był tu silny, ale wreszcie udało mi się uciszyć wewnętrzne zwierzę i podejść do domku. Pogoda nadal nie rozpieszczała - codziennie wiał zimny wiatr i przelotnie padało. Czasem te przelotne opady nie chciały przelecieć w inne miejsce wręcz godzinami. Potrzebowałem dachu nad głową i odrobiny ciepła. Chociaż na chwilę.
       I znów ta c h w i l a sprawiła, że zasnąłem, patrząc w buchający w kominku ogień. Ciepło, które dawał mi koc, przyjemnie koiło, sprawiało, że czułem spokój, choć nie powinienem. Nie miałem kluczy, nie mogłem zamknąć drzwi od środka. W każdej chwili ktoś mógł tam wejść. To mogło się bardzo źle dla mnie skończyć.
       Ale ten koc przygwoździł mnie do kanapy. Nie miałem sił, by go odrzucić i wyjść. Nie chciałem tego robić. Tak bardzo pragnąłem odrobiny normalności. Tak rozpaczliwie chciałem mieć jakieś swoje małe, skromne miejsce. Wiedziałem, że to nie może być ten dom, on przecież do kogoś należał. Pozwoliłem sobie jednak przez chwilę pomyśleć o nim, że to moje miejsce, że mogę tu zostać.
       Koc też pachniał nią. Słabiej niż miejsca, których dotknęła ostatnio, ale nadal ją czułem. Było w tym zapachu coś owocowego i kwiatowego. Coś orzeźwiającego i otulającego. Maliny i frezje. Chłodny poranny wiatr sunący przez las i dym z drewna spalanego w kominku. Czarna kawa i czekolada. Plusz miękkiego, grubego koca. Pokrzepiające ciepło bijące od płomieni.
       Myśl o spotkaniu jej przyprawiała mnie o skręt żołądka i sprawiała, że wilk warczał ostrzegawczo, a jednocześnie chciałem ją poznać. Ten zapach mówił mi o niej, że jest dobrym człowiekiem. A ja tak bardzo chciałem kontaktu z drugim człowiekiem. Tak bardzo chciałem choć namiastki relacji.
       Tylko czy niezależnie od tego, że jest dobrą osobą, nadal by została, gdyby dowiedziała się, kim jestem? Nie mogłem tego przewidzieć. Dlatego działałem według żelaznej zasady - nigdy nie dopuścić do tego, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Dlatego też byłem sam jak palec, włamywałem się, kradłem i przez większość czasu żyłem w lesie.
       Dlatego byłem samotny.

       Obudził mnie gwizd wiatru połączony z silnym stukotem deszczu o szyby okien i dach. Ogień w kominku dawno już zgasł, nie było nawet żarzących się resztek drewna. Podniosłem się szybko, ogarnięty nagłą falą niepokoju. Odczuwałem mocną dezorientację - nie wiedziałem jak długo spałem, czy to poranek, czy wieczór, i czy nadal jestem w domku sam.
       Stłumiłem pomruk budzącego się wilka.
       Nie teraz, pozwól mi nad tym zapanować.
       Rozejrzałem się i doszedłem do dwóch wniosków. Pierwszy - nadal byłem sam, co przyjąłem z ulgą. I drugi - musiałem przespać kilkanaście godzin, bo był już wczesny poranek. Zamrugałem i przetarłem oczy dłońmi. Dopiero gdy się uspokoiłem, poczułem chłód jaki panował w domku. Od razu zabrałem się za rozpalenie ognia na nowo, ale nie szło mi to zbyt dobrze.
     Złamałem pięć zapałek, a miałem ich już tylko osiem, a na domiar złego wiatr wciskał się w dziwny sposób do komina, wpychając tym samym dym do środka i skcesywnie gasząc wszystko, co zaczynało się palić.
       - To nie ma sensu - mruknąłem do siebie zrezygnowany. Jest coś osobliwego w tym jak można zareagować nawet na dźwięk własnego głosu. Zdziwił mnie. Jakbym już zapomniał jak właściwie brzmi. Poczułem się nieswojo i postanowiłem już więcej nic nie mówić.
       Nie o fakt mówienia do siebie chodziło, w tym nie widziałem nic złego. Czasem warto wypowiedzieć słowa na głos, jeżeli może to w jakiś sposób pomóc. U mnie wywoływało to wręcz odwrotny efekt. Każde jedno słowo, które wydobywało się z moich ust, odbijało się od ścian i wracało do mnie echem, przypominało dobitnie, że nie ma nikogo, kto mógłby mi odpowiedzieć.
       Odpuściłem sobie rozpalanie ognia. Może uda się później. Zamiast tego napiłem się tylko wody, kontrolnie sprawdziłem, czy drzwi są zamknięte, wyjrzałem ukradkiem przez każde z okien, a potem ulokowałem się znów pod kocem.
       Nie powinienem, wiem o tym, ale podświadomie zacząłem urządzać tu swoje nędzne życie. Naprzemiennie ganiłem się za te myśli i wyobrażałem sobie codzienne rozpalanie ognia, picie kawy, siedząc na schodkach przed wejściem. Widziałem oczami wyobraźni jak wstaję rano w zimowy dzień i wychodzę na usłane śniegiem poszycie leśne, jak pozwalam wilkowi wyjść na powierzchnię i pobiec w głębię lasu.
       Przestań, to nie jest zdrowe, nie możesz tu zostać - myślałem, ale doskonale już wiedziałem jak rozwiązałbym problem z zamykaniem drzwi, skąd wziąłbym zasuwki i narzędzia, by je zamontować.
       Potarłem twarz dłońmi i popatrzyłem na popiół za szybką kominka. Był jak odzwierciedlenie mojego dawnego życia - sam proch, z którego nie dało się odczytać czym kiedyś był.

Invisible string. The Fear.Where stories live. Discover now