1. Luke

22 5 3
                                    

      Ból przepływał przez całe moje ciało. Był jak ogromne, siejące spustoszenie fale tsunami. Ja tylko znajdowałem się na ich drodze. Ledwo mogłem uchylić powieki, a gdy wreszcie udało mi się to zrobić, wszędzie widziałem krew. Nie miałem pojęcia, gdzie właściwie się znajduję, ale tę czerwień dostrzegałem wyraźnie. Chociaż nie mogłem być pewien czy tak właśnie wygląda wszystko dookoła mnie, czy może mam jakieś chore przywidzenia.
      Przez myśl przeszło mi, że ktoś, kto stracił tyle krwi, chyba nie powinien już żyć. To nie mogła być tylko moia krew.
      Zmusiłem się do poruszenia palcami prawej dłoni. Skupiłem na tym całą swoją uwagę i wreszcie udało mi się stworzyć luźno zaciśniętą pięść. Poczułem na skórze coś lepkiego. Nie musiałem patrzeć, by zrozumieć, że oczy mnie wcześniej nie zmyliły. To naprawdę była krew. W s z ę d z i e dookoła mnie była krew.
      Tylko gdzie ja byłem? Gdzie powinienem teraz być? I co właściwie znaczyło teraz?
      Gdzieś z oddali dotarł do mnie czyjś niezrozumiały głos. Ktoś czegoś ode mnie chciał, a ja nie byłem w stanie zapytać kim jest i czego chce.
      - ...mnie? - wyłapałem głośniej wypowiedziane słowo. Jakaś postać zbliżyła się do mnie. Dotknęła delikatnie mojego ramienia. Wszystko mi się rozmywało, widziałem jedynie niewyraźne kształty.
      Nie mogłem odpowiedzieć ani nawet poruszyć głową.
      - Odezwij się, do cholery - błagała dziewczyna.
      Gdybym mógł chociaż na nią spojrzeć, dać jej znak spojrzeniem, że żyję...
      - Trzeba go stąd wydostać - stwierdziła z determinacją.
      Na te słowa moje ciało zaczęło krzyczeć. Był to krzyk, który mogłem usłyszeć tylko ja. Krzyczało przeraźliwym bólem. Ręce, nogi, kręgosłup, każdy centymetr skóry, każda kość, nawet każdy mililitr krwi, który jeszcze mi pozostał - wszystko to jednogłośnie krzyczało: nie! Proszę, nie!
      - No, rusz się. Nie stój jak słup - warknęła dziewczyna do kogoś, ale nie uzyskała żadnej odpowiedzi. - Pomóż mi. Nie chcesz go chyba tutaj zostawić?
      Proszę, proszę, p r o s z ę, nie. Zostawcie mnie tu. Kimkolwiek jesteś, nie zgadzaj się na to. Nie pomagaj. Powiedz jej, że tego nie zrobisz. No, dalej, powiedz to.
      Nie było odpowiedzi ze strony tej drugiej osoby, za to usłyszałem i poczułem, że podeszła bliżej. Któreś z nich szarpnęło za coś, co było bardzo blisko mnie, przez co kolejna fala bólu rozpłynęła się błyskawicznie po mnie całym.
      - Jesteś silniejszy, wyrwij te cholerne drzwi - zawarczała rozzłoszczona dziewczyna.
      Oby to nie zadziałało - błagałem w myślach. Zbyt dużo bólu. Nie zniosę więcej. Proszę, nie.
      Kolejne szarpnięcie, a potem trzecie, silniejsze, a po nim dźwięk blachy uderzającej o coś twardego.
      Proszę,
      Czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia.
      proszę,
      Ktoś się nade mną pochylił. Nie mogłem już otworzyć oczu, poczułem jedynie słodki owocowy zapach. Mango i malina. Coś kliknęło obok mnie. Oddychałem resztkami sił.
      zostawcie mnie.
      Ktoś zabrał coś, co uciskało moją klatkę piersiową.
      - Chodź tu, wyciągniemy go ostrożnie - polecila dziewczyna tej drugiej osobie. - Tylko powoli - dodała, naciskając na ostatnie słowo.
      Błagam, nie. Dlaczego, do cholery, wciąż wszystko czuję? - zastanawiałem się gorączkowo.
      Druga osoba nie ostrzegła mnie dotknięciem ramienia. Zapach mango i maliny szybko zastąpiła mięta z domieszką drzewa sandałowego i potu. Poczułem jak czyjeś dłonie wdzierają się pomiędzy moje ciało, a coś, co trzymało mnie w ryzach. Mój oddech drastycznie przyspieszył.
      Zostaw mnie. Daj mi tu umrzeć. O d e j d ź.
      Ktoś szarpnął mną i mne podniósł. Takiej ilości bólu nie doświadczyłem jeszcze nigdy dotąd. Nie mogłem tego znieść. Dlaczego cały czas byłem przytomny? Z moich ust wydarł się potworny, przeciągły krzyk.
      D a j. M i. U m r z e ć. Chcę tylko u m r z e ć.
      Cierpienie przyćmiewało wszystkie moje zmysły. Nie byłem już pewien czy rzeczywiście krzyczę, czy dzieje się to jedynie w mojej głowie. Wszystko inne zniknęło, a pozostał tylko smak i zapach krwi. Nie wiedzuałem już gdzie właściwie dotykają mnie dłonie tego człowieka i czy w ogóle jeszcze mnie trzyma. Każdy skrawek mojego ciała płonął tak potwornie mocno, że nie czułem niczego poza tym.
      Mój umysł spowijała gęsta czerń. Zabierała mnie otchłań, kawałek po kawałku, aż w końcu pochłonęła mnie całego.
      Dajcie mi umrzeć, nie chcę już n i c czuć - tyle jeszcze zdążyłem pomyśleć.

Invisible string. The Fear.Where stories live. Discover now