Wyrok

1 0 0
                                    

Wóz wjechał na szeroki plac, po długim i uciążliwym wspinaniu się na wysoką skałę. Zatrzymał się na uboczu z lewej od bramy, bo miejsce wypełniało setki żołnierzy patrzących na nich nerwowo. Zbrojni byli w miecze z czarnego kryształu i złote tarcze.

Gdy wóz się zatrzymał, strażnicy okrążyli go, a główny Strażnik zsiadł z kozła i otworzył małe drzwiczki, by Viki mogła łatwiej wysiąść. Mocne szarpnięcie za łańcuch, przypomniało jej, że tylko na tyle uprzejmości może liczyć.

Snajd nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Przez większą część drogi Viki szła za wozem, kilkanaście kilometrów później padła ze zmęczenia i była ciągnięta bezwładnie po drodze. Potem nagle coś się zmieniło. Woźnica wrzucił ją na wóz, mimo sprzeciwów straży i ruszyli szybciej. Snajd miał jednak zbyt krótki łańcuch, by choćby dotknąć Viki.

— Dajcie jej chociaż wody — zwrócił się do dwóch Marsów Zniszczenia, którzy dodatkowo mieli ich eskortować. Byli ubrani w tradycyjne długie szaty marsów oraz w złote napierśniki i naramienniki. W metalu wytłoczono znak magicznej kuli ataku.

— To zabronione, mogłaby przemówić — odparł ostro jeden z nich.

Viki nawet na nich nie spojrzała, tylko upadła na plac wyłożony kamiennymi płytami. Snajd rozejrzał się. Znajdowali się na szerokim placu, na którego środku stał budynek podobny do Akademii Magii, jednakże był dużo większy, a nad nim stał wielki monument, którego czubka nie mógł dojrzeć. Postać trzymająca w powietrzu miecz, skierowany w czyjąś głowę.

— To by było na tyle, jeśli chodzi o sprawiedliwość —- pomyślał Snajd i zszedł z wozu. Viki nic nie powiedziała mu w myślach.

Skierowano ich na tyły gmachu. Po lewej ciągnął się mur,

do którego dobudowano krużganki, tak by można było iść cały czas w cieniu. Nie szli tam. Mimo upału, szli w pełnym słońcu, do momentu, gdy padł na nich cień budynku. Setki żołnierzy podążyło za nimi. Ciągle trzymano ich na dystans.

— To Akademia Sprawiedliwości? — zapytał Snajd strażnika. Ten spojrzał na niego pogardliwie.

— Wojny — rzekł po chwili strażnik.

Snajd pokiwał głową. Spojrzał na Viki, gdy ta właśnie znów upadła. Żołnierze próbowali ją podnieść szarpiąc za łańcuchy.

— Tak się jej boicie, że żaden jej nie podniesie? — zadrwił Snajd. — Takich tchórzy szkoli Akademia Wojny?

Jeden z Marsów spojrzał na niego groźnie, lecz nic nie powiedział. Skinął na dwóch żołnierzy, a ci z niechęcią, lecz chwycili Viki za ramiona i ją podnieśli. Szli dalej.

— "Czemu nie myślisz o Graszce?" — zapytała Viki w myślach Snajda.

— "Już nie mogę".

Po dłuższym marszu zza zakrętu, na tyłach gmachu Akademii wojny, ukazał się mniejszy plac wypełniony żołnierzami po brzegi. W kilku miejscach stali dodatkowo Marsowie. Większośc z nich stała przy wysokim drewnianym podwyższeniu, które wyglądało, jakby ktoś na szybko je odnowił.

Skierowano ich na drewniany podest. Gdy weszli na górę Snajd zobaczył postać w czerwieni, której się nie spodziewał.

— Evve?! — wyszeptał.

Evve nawet nie drgnęła.

— Jesteś naszym katem? — Snajd, tracił zmysły. Przez chwilę nic nie widział i nie słyszał.

— "Oddychaj" — szepnęła w jego głowie Viki — "Powoli. Spokojnie".

Snajd wsparł się o jednego z żołnierzy. Z każdym oddechem odzyskiwał panowanie nad sobą, lecz po chwili opanował go straszny gniew. Jego wzrok przykuł jeden punkt.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 14, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SNAJDWhere stories live. Discover now