7. mystery of the moon

137 22 27
                                    

Minęło już południe, a słońce leniwym łukiem schodziło z  najwyższego punktu nieba, aby w przeciągu kilku godzin całkowicie schować się za horyzontem. George zastukał do drzwi komnaty Dreama, zaniepokojony jego nieobecnością mimo późnej pory. Nie usłyszawszy w odpowiedzi żadnego głosu, wślizgnął się niepewnie do pomieszczenia, lustrując je wzrokiem.  Blondyn spał w najlepsze rozłożony na materacu. Złotawe, falowane pukle jego włosów opadały w nieładzie na jedwabne poduszki, a promienie wpadające przez balkon oświetlały nagą skórę ramion pomarańczowym blaskiem. Brunet uniósł brew patrząc na przyjaciela. 
- Dream. - odezwał się dość głośno, jednak nie dało to rezultatu. - Dream, wstawaj! - powtórzył ponownie i westchnął z irytacją słysząc w odpowiedzi jedynie głośniejsze chrapnięcie. - Okej, w porządku. - mruknął pod nosem i smukłą dłonią sprawnie nakreślił w powietrzu błyskawicę, tym samym posyłając w kierunku Dreama żółte cząsteczki many, które w ułamku sekundy, zetknąwszy się z jego ciałem, poraziły prądem. Chłopak natychmiast usiadł na łóżku.
- Co do cholery. - mruknął rozeźlony i przetarł twarz ręką. - Idioto, wiesz, że twoje głupie czary naprawdę bolą?! 
- Gdybyś nie spał tak długo, to nie byłoby problemu. Zbierz się, za pięć minut chcę cię widzieć przed zamkiem. Dam ci konia i pojedziemy do chatki. - rzucił George. 
- Od kiedy ty mi rozkazujesz? Tytuł książęcy uderzył do głowy? 
- Nie zapominaj, że mam moc zamknięcia ci tej gadatliwej buźki.
- odparował. 
- W takim razie to zrób. - prychnął Clay a w jednym momencie jego ciało znów objęła żółta moc i przeszyło go lekkie, lecz nieprzyjemne kopnięcie prądu. - W porządku, już się zbieram. - zreflektował się szybko i uniósł ręce w geście poddania, nie chcąc znów oberwać. George zaśmiał się z wygranej i wyszedł z komnaty. 
- Co za psychol. - mruknął Dream zwlekając się z materaca. 
- SŁYSZAŁEM. - rozległ się jeszcze krzyk George'a zza zamkniętych drzwi. 

Blondynowi dłuższą chwilę zajęło znalezienie głównego wyjścia na dziedziniec, a gdy już mu się udało, nigdzie nie mógł wypatrzeć przyjaciela. Zauważył za to Nihachu, która rozmawiała z kimś kilka metrów dalej. Postanowił zapytać, czy nie wie gdzie może znaleźć jej brata. Im bliżej jednak podchodził, tym bardziej zdziwiony był widokiem jej rozmówcy. Bardzo wysoki, szczupły chłopak w równie długim, czarny płaszczu. Brązowe oczy spoglądające na świat z dziwną, niezrozumiała satysfakcją. Spod kręconych, brązowych loków wystawały uszy o idealnie zaokrąglonych czubkach, które z pewnością nie mogłyby należeć do elfa. Pociągła, przystojna twarz, którą skądś kojarzył. A gdy jego wzrok padł na jedno osamotnione, siwe pasemko, które starało się bezsilnie schować pod resztą włosów, Dream nie miał już wątpliwości z kim ma do czynienia. 

Podszedł do koleżanki i jej towarzysza. 
- Hej Niki. - uśmiechnął się do dziewczyny, która zwróciła się w jego stronę.
- Dream! Miło cię widzieć. Poznaj Wilbura, mój najlepszy przyjaciel. Will, to jest Dream. - przedstawiła ich sobie, a blondyn pewnie podał drugiemu chłopakowi rękę, spoglądając mu w oczy z dawną iskrą rywalizacji.
- Jakże mi miło. - odezwał się sarkastycznie. Wilbur jedynie uniósł kącik ust w ironicznym uśmiechu. - Mogę prosić na słówko? Wybacz nam Niki, jeśli mogłabyś znaleźć George'a, to byłbym naprawdę wdzięczny. 
- Jasne. - odparła dziewczyna, mocno zdziwiona sytuacją. Chyba wolała jednak o nic nie dopytywać, po prostu poszła, zostawiając ich samych. 

- Ostatni raz jak cię widziałem walczyliśmy ze sobą na szkolnych treningach. - wspomniał Will z pogardliwym śmiechem. - A więc "Dream", tak? Nowa ksywka?
- Dokładnie. Clay to doprawdy gówniane imię. - odparł swobodnie, wiedząc, że drugi i tak domyśli się, iż nie jest to prawdziwy powód nadania pseudonimu. - Co tu robisz Wilbur? To nie twoja misja. - głos zszedł mu ze sztucznie uprzejmego, sarkastycznego tonu. 
- Ależ po co te nerwy przyjacielu? Nie jestem na żadnej misji. - prychnął rozbawiony, a widząc zaintrygowanie rozmówcy dodał wesoło. - Za to dobrze wiedzieć, że ty jesteś na jakiejś. Co powiesz na to, żebym opowiedział o tym Niki?
Oczy Dreama zapłonęły gniewem. 
- Cholera, nawet nie żartuj. Po co tu jesteś? - warknął zniecierpliwiony.
- Zawsze gdzieś jestem. To tu, to tam. Nie należę do żadnej ziemi i nikomu nie podlegam. Podróżuję, od czasu do czasu odwiedzam przyjazne mi miejsca, handluję tym, co uda mi się znaleźć. Nie kieruję się zasadami, jedynie impulsami. Nie wchodzę nikomu w drogę. Podsumowując, jestem samotnikiem.  - odparł najspokojniej w świecie, a każde jego słowo wzbudzało w blondynie nieuzasadnioną furię. 
- Nie wierzę, żebyś był taki niewinny. Nie ty. 
- Clay, Clay, Clay.
- Wilbur zaśmiał się sztucznie.- Ja nie jestem niewinny. Absolutnie tego nie powiedziałem.
Zapadła chwila ciszy, podczas której nie przerwali ani na moment kontaktu wzrokowego, jakby w oczach drzemała prawda i odpowiedź na niezadane pytania.
- Kiedy ostatni raz byłeś w Spirit Kingdom? 
- Kiedy stamtąd uciekałem. To nie wśród ludzi jest moje miejsce. - wzruszył ramionami, a Dream zastanawiał się nad znaczeniem jego słów. Czy to może oznaczać, że Will szpieguje dla Techno na innych terenach i przesyła mu informacje? Możliwe.

- Dream, możemy jechać? Jest dość późno. - spytał George zachodząc ich od tyłu. - Witaj Will. 
Wilbur pokłonił się. 
- Książę, miło znowu księcia widzieć. - przywitał się ze sztuczną uprzejmością i nie trudno było odgadnąć, że ta dwójka nie pałała do siebie zbytnim uczuciem.
- Tak, jedźmy. Jakże miło było cię spotkać Wilbur. - skłamał Dream. - I do zobaczenia Niki! - zawołał do elfki na odchodnym. 
- Pa! George, pamiętajcie o Święcie Księżyca jutro! - krzyknęła do brata. Ten jedynie kiwnął głową i zaprowadził przyjaciela do dwóch czarnych, mglistych koni. Dream bez problemu wsiadł na grzbiet pierwszego, a rumak od razu ruszył, na razie powolnym, lekkim krokiem przemieszczając się ścieżkami miasta, wymijając grupki elfów i  przechodzące zwierzęta. George jechał kawałek przed nim. Przebyli szeroki, kamienny most, a Clay uświadomił sobie, że po raz pierwszy przebywa całą ta trasę z odsłoniętymi oczami. 
Gdy znaleźli się poza główną bramą i całą barierą, chroniącą osadę, wierzchowce nabrały prędkości. Biegły środkiem lasu dżunglowego, z perfekcja i łatwością wymijając wszelkie obiekty na swojej drodze, tak, jakby dokładnie pamiętały kiedy uskoczyć na bok, skręcić, czy pochylić głowę. Szybkie niczym cienie, niedługo później dowiozły przyjaciół bezpiecznie aż pod samą posiadłość George'a. Brunet zaprowadził oba konie do niewielkiej stajni ukrytej kawałek dalej, a Dream przeszedł przez konar pobliskiego drzewa i omijając barierę ochronną znalazł się na terenie chatki. W środku rozpalił ogień w kominku, zakładając, iż będą musieli przygotować coś do jedzenia. 

Tego wieczoru ich dwójka siedziała na brzegu niewielkiego stawu, o lazurowo połyskującej wodzie, pogrążona w rozmowie, jedząc owoce czartaru - niewielkie, fioletowe, przypominające pomidory kuleczki, o smaku podobnym do melona. Muzyka dżungli otulała i wypełniała przyjemnie ciszę, pomiędzy coraz to nowymi tematami pogawędki, a jej porządek potrafił zakłócić jedynie wesoły, szczery śmiech. 
Dream spojrzał na ich odbicie w wodzie. Przyjrzał się swoim ludzkim uszom, zwykłej twarzy, ciału niezwiązanemu z magią, a potem zerknął na odbicie George'a falujące lekko w tafli sadzawki. Na głowie znowu miał swój ulubiony kapelusz z muchomora, brązowe oczy lśniły mu czymś nieznanym, czego nie potrafił pojąć. Skóra była tak blada, iż można by ją było porównać do porcelanowej laleczki. Nawet nie zwracając uwagi na zaostrzone na końcach uszy, łatwo dało się stwierdzić, iż jest istotą magiczną. Clay popatrzył jeszcze raz na ich obu siedzących obok siebie, różniących się każdą możliwą rzeczą. A mimo to, nadal nie mógł oprzeć się wrażeniu, ze obrał niewłaściwą stronę. Przypomniały mu się słowa Techno. Czasem trzeba zachowywać pozór, zdobywać zaufanie po to, żeby zdradzić. I to właśnie musiał zrobić. Zrezygnować z czegoś, co nazywał przyjaźnią, bo innej drogi nie było.

~The Kingdom of the Moon~ dnfWhere stories live. Discover now