7

2.6K 150 9
                                    

„Chciałbym mieć dwa serca... Jedno by było na smutki, żale i złości, w drugie natomiast natchnąłbym słowa mojej jakże rzadkiej ostatnio radości...”

Jutro zaczynają się ferie i nareszcie zostanę sam. Czy to dziwne, że cieszę się z tego? Oddalam się coraz bardziej od Rona i Hermiony. Jak zresztą od wszystkich, którym na mnie zależy. Pogrążam się w samotności na własną prośbę. Bardziej żałosny być już chyba nie mogę.
Idę powoli korytarzem, nie zaszczycając spojrzeniem żadnego ciekawskiego obrazu czy widoków za oknem. W głowie mam kompletny mętlik, sam już nie wiem, co jest ważne, a co nie. Nie mam zamiaru dłużej udawać grzecznego, posłusznego chłopca. Złotego Chłopca Dumbledore’a. Ze złości kopię napotkaną po drodze zbroję, ale nawet to nie przynosi mi ulgi. Wzdycham ciężko, opierając się o chłodną, kamienną ścianę, a po chwili osuwam się bezwładnie na ziemię, ukrywając twarz w dłoniach.
Co się ze mną dzieje?! Mam już tego dość! Kiedyś wszystko było inaczej, potrafiłem się uśmiechać, byłem szczęśliwy. Teraz bez przerwy coś udaję, tylko po to, by pokazać innym, że potrafię cieszyć się życiem, że wszystko jest w porządku, że nie muszą się martwić... Tak naprawdę dawno już zapomniałem jak to jest, kiedy człowiek jest szczęśliwy. Nagle uświadamiam sobie panującą wokół, niczym niezmąconą ciszę i zaczynam drżeć. Czuję się jeszcze bardziej samotny niż ostatnio. Przełykam głośno ślinę, próbując powstrzymać się od płaczu. Tak bardzo chciałbym mieć teraz kogoś obok siebie. Osobę, do której mógłbym pójść, wtulić się w nią i...
Nie wytrzymuję. Wybucham w końcu niepohamowanym szlochem, po raz pierwszy od dawna dając ujście przepełniającemu mnie bólowi i smutkowi.
Tak bardzo mi źle... Jestem rozdarty. Z jednej strony nie chcę mieć kontaktu z nikim, chcę być sam, chcę, żeby zostawili mnie w spokoju. Ale jednocześnie pragnę bliskości drugiej osoby. Uspokajającego szeptu i silnych, a zarazem delikatnych ramion, wtulających mnie w swoje rozgrzane miłością ciało. I bicia serca... By przypomnieć mi, co to znaczy żyć.
Nie wiem jak długo siedzę na zimnej podłodze. Jest mi to obojętne, mogę tu zostać na zawsze. Wtulam się w swoje kolana, desperacko łaknąc czułości. Zastanawiam się jakby to było, gdybym miał rodziców. Czy wtedy ta potrzeba bliskości byłaby mniejsza? Może wcale nie musiałbym siedzieć tak jak teraz i płakać w samotności? Pewnie nie miałbym tych wszystkich okrutnych wspomnień. Nie byłoby tej twarzy, patrzącej się na mnie bezczelnie i jęczącego z podniecenia głosu. Rodzice na pewno nie pozwoliliby, żeby ktoś mnie skrzywdził. Chroniliby mnie. Merlinie, jest mi tak strasznie źle. Moje usta drżą z przerażenia, serce łomoce gwałtownie i cały drżę, zmęczony płaczem. Mam ochotę skończyć to wszystko raz na zawsze, nie czuć, nie myśleć, nie pamiętać.
Nagle dociera do mnie spokojny, męski głos.
- Harry? Co ty tutaj, na Merlina, robisz?! – pyta profesor OPCM, kucając przy mnie.
Wycieram rękawem załzawione oczy i spoglądam na nauczyciela.
- Ja... Przepraszam... – mówię drżącym z emocji głosem. – Właśnie szedłem... – opieram się dłońmi o podłogę, niezdarnie usiłując się podnieść, ale powstrzymuje mnie silny uścisk na ramieniu.
- Poczekaj – rozkazuje stanowczo, choć łagodnie. – Co się stało? Dlaczego tu siedzisz?
Nagle uzmysławiam sobie, że de Voile zawsze był miły w stosunku do każdego ucznia, a w szczególności do mnie. Nigdy mnie nie krytykował, wręcz przeciwnie – zawsze starał się pomóc. I nawet zaproponował te dodatkowe lekcje...
- To nic, ja tylko... – spuszczam głowę, szukając jakiegoś wiarygodnego kłamstwa. Przecież w ciągu ostatniego miesiąca powinienem się do nich przyzwyczaić, prawda? Jednak głos profesora powstrzymuje mnie przed tymi niezdarnymi próbami.
- Chwila słabości? – pyta, uśmiechając się nieznacznie. Kiwam głową, po czym unoszę ją w górę, spoglądając na profesora, który podnosi się i podaje mi rękę, pomagając wstać. Stoimy przez chwilę blisko, patrząc sobie w oczy. Dostrzegam w jego wzroku coś dziwnego... Taką niewielką iskierkę ciepła i bezpieczeństwa... Myśli zaczynają krążyć w mojej głowie...

Dolina Mgieł-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now