5

3.5K 170 6
                                    

„- Dalej! Pieprz mnie! W końcu tylko do tego się nadaję! ”
Siedzę w swoich komnatach, a słowa Pottera nieustannie krążą mi po głowie. Merlinie, jak ja mogłem tego nie zauważyć?! Powinienem był się domyślić! Już od dawna wiedziałem, że przesadnie unika kontaktów fizycznych, nawet z przyjaciółmi. Nie powiedział tego wprost. Żaden z nas nie wymówił tego słowa... Ale to jest pewne. Gwałt. Potter został zgwałcony. Trudno przyjąć mi to do wiadomości... Powinienem go nienawidzić! Muszę przestać o tym myśleć! Schlałbym się najchętniej do nieprzytomności, zapominając o całym zdarzeniu, ale Albus zabronił mi trzymać mocniejszego alkoholu, po tym, jak kiedyś przeszedłem przez próg jego gabinetu kompletnie pijany... Dobrze, że tego nie pamiętam.
Postanawiam więc „pozwiedzać” zakątki zamku, mając nadzieję, że Hogwart nocą mnie uspokoi. Spacerując po korytarzach, podziwiam piękno krajobrazu, widocznego przez obszerne, średniowieczne okiennice. Nie żebym był specjalnie wrażliwy na piękno, po prostu potrafię nazywać rzeczy po imieniu. Ale to, co przed chwilą ujrzałem wyglądając przez okno, nazwałbym... koszmarem. Na błoniach jest jakiś uczeń! Siedzi nieruchomo pod drzewem i moknie. Nie tracąc czasu na zastanawianie się, kto to może być, szybko wybiegam z zamku i udaję się nad jezioro, by skarcić go i przy okazji odebrać punkty. Podchodząc do skulonej postaci, rozpoznaję barwy Gryffindoru. Teraz już nie mam wątpliwości, że to jest...
- Potter... – mówię spokojnie, starając się by w moim głosie nie słychać było irytacji.
Widząc Złote Dziecko Gryffindoru, siedzące zmarznięte i przemoczone pod drzewem...
Nie. To nie powinno tak być. On nie powinien tak wyglądać...! To ma być ten zbawiciel świata? W tej chwili wątpię, czy to na pewno on pokonał Voldemorta... Mimowolnie zaczynam współczuć temu dziecku. Nigdy nikomu się do tego nie przyznałem się, ale tak naprawdę już od dawna interesuje mnie jego zachowanie: zmęczone, wymuszone uśmiechy, wychudłe ciało. To nie jest już ten sam energiczny i pełen życia chłopak, co kiedyś. To prawda, tamten głupi dzieciak denerwował mnie i sprawiał, że aż kipiałem ze złości, ale przynajmniej widać było, że jest zdrowy i nie wzbudzał litościwych spojrzeń i pocieszających uśmiechów. Mam zamiar podejść bliżej, ale przypominam sobie reakcję Pottera w moich kwaterach i rezygnuję z tego pomysłu. Przez jakiś czas trwamy tak w ciszy. Czuję, jak moje ubranie coraz mocniej nasiąka kroplami deszczu, a włosy sklejają się pod wpływem wody. Zaczynam tracić cierpliwość, przecież nie mogę tak czekać w nieskończoność.
- Potter, do środka. Natychmiast! – Mówię stanowczo, wyciągając rękę by pomóc mu wstać.
Chłopak unosi głowę i spogląda na mnie swoimi zielonymi oczyma. Widzę w nich ogromny smutek i upokorzenie. Trudno mi postawić się w jego sytuacji. Bądź co bądź, mnie nikt nigdy nie... Zresztą nieważne. Nie mogę pokazać mu, że się martwię. On nie potrzebuje kolejnej osoby, która będzie się nad nim litować. Zwłaszcza, jeśli miałbym być to ja, jego znienawidzony profesor. Bez mojej pomocy, Potter podnosi się mozolnie, opierając się o pień drzewa. Jego ubranie przykleiło się do wychudzonego ciała. Dopiero teraz można zobaczyć, jak bardzo chłopak jest niedożywiony. Brzuch ma prawie wklęsły, jeszcze bardziej niż wtedy w skrzydle szpitalnym. Wygląda tak krucho i... Niewinnie. Fala współczucia zalewa mnie gwałtownie, sprawiając, że niemal uginają się pode mną nogi. Ruszamy w stronę zamku, a ja spoglądam na niego kątem oka, oceniając jego stan. Nie znajduję nic pozytywnego. Nie mogę go przecież tak zostawić… Pomfrey pewnie już śpi. Zresztą, nie chcę, aby ktoś się dowiedział, że martwię się o Pottera. Gdyby Minerwa to usłyszała... W końcu wchodzimy do zamku. Chłopak chce skręcić w stronę Wieży Gryffindoru, ale powstrzymuję go.
- Nie tędy, panie Potter.
Odwraca się do mnie zaskoczony. Zdaję sobie sprawę, że chłopak nie chce znów iść do lochów, jednak nie mam wyjścia, przecież nie puszczę go samego, kiedy jest w takim stanie. Denerwuje mnie ta cała sytuacja. Co ja mam z nim zrobić?! Postanawiam zabrać go do laboratorium. Odwracam się na pięcie, dając Potterowi znak, by podążył za mną. O dziwo, nie protestuje…

Dolina Mgieł-SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now