X - Krzyki na treningu

94 2 0
                                    

Percy chodził w tę i z powrotem po zbrojowni, próbując znaleźć dla Lii odpowiednio wyważony miecz. Nie było to proste, większość była zbyt ciężka, zdarzały się również za lekkie, a pozostałe źle leżały w jej ręce.

Chwycił następną błyszczącą klingę i zdjął ze stojaka. Miecz z niebiańskiego spiżu był lżejszy nawet od Orkana, broni Percy'ego.
Trudno się było dziwić, stojąca przed nim piętnastolatka była wątłej budowy, swoją nienaturalną chudość ukrywała pod luźnymi ubraniami.

- Wypróbuj ten.

- On nie jest przypadkiem... wygięty w drugą stronę? - zapytała Lia niewinnie.

- Oh... sorki, nie zauważyłem, ten jest leworęczny. - chłopak podrapał się po głowie. - Trudno. Najbliżej był chyba ten poprzedni. Będziesz musiała wykuć sobie broń w kuzyni, albo kogoś o to poprosić.

- A co to jest, ta bitwa o sztandar? - zapytała od niechcenia biorąc do ręki wypolerowaną szablę.

- Coś jak podchody, tylko naparzamy się mieczami. Zobaczysz. - Percy uśmiechnął się pod nosem.

- I to przed tym powinnam tak trenować? - syn posejdona doskonale zrozumiał jej kpiący ton.

- Trzymaj. - podał jej tarczę, nie odpowiadając.

- Muszę to mieć? - poirytowała się.

- Na treningu nie, ale przy bitwie ci się przyda. - objaśnił obserwując jak Lia mocuje tarczę w dłoni. - Złap to może inaczej, palce cię będą bolały. - zasugerował.

- Nie umiem.

Odłożyła, nie do końca dopasowaną, głownię i w dziwny sposób układała palce drugiej ręki na rzemykach tarczy.

- O co chodzi, co się stało? - Percy był zdziwiony, a Lia coraz bardziej nerwowo mocowała rzemyki na dłoni i przedramieniu.

- Nic. - warknęła ze złością.

-Ale... Czekaj, -

- Nie mogę ruszyć tymi palcami, nie umiem. Zadowolony?! - podniosła niebezpiecznie głos.

- Spokojnie. - Percy spróbował mówić łagodnie, ale doszedł do wniosku, że nowa obozowiczka tylko jeszcze bardziej się denerwuje. - Po treningu pójdziemy do Willa, przy okazji chwycę kilka plastrów, na pewno się przydadzą.

Lia nie odpowiedziała. Przyglądała się kilku bladym kreskom, niewyraźnym bliznom, widniejącym wzdłuż palców lewej dłoni.

- A tak w ogóle, to jak się nazywało, jak ktoś ma dwukolorowe oczy? - zapytał Jackson, chcąc szybko zmienić temat. - Heteromania?

Poskutkowało. Lia spojrzała na niego, nadal poirytowana, ale z kpiącym wyrazem twarzy. Nie wzrokiem zawodowego mordercy.

-Heterochromia.- podpowiedziała.

Po tych słowach Lię ogarnęło dziwne uczucie. Przestała słyszeć jakiekolwiek odgłosy, głowa rozbolała ją tak okropnie, iż przez chwilę pomyślała, że Percy uderzył ją mieczem. Wypuściła z rąk tarczę i odruchowo złapała się za głowę.

Czuła, że odpływa. Jak przez mgłę widziała Percy'ego podtrzymującego ją za ramiona. Zacisnęła mocno powieki. Ludzki głos przenikał do jej uszu, ale to nie był głos Jacksona.

"Co to jest? Brudaska, obca" - kpił słodki głos.

"To musi być naprawdę gówniany kraj, skoro mimo tego wyjechali" - odezwał się inny.

"A te oczy? Jak u kundla ze schroniska. Żałosne." - odpowiedział znowu pierwszy.

Miała ochotę porządnie im przywalić. Może nawet to zrobiła.

Wizja była okropna. Lia zastanawiała się czy ktoś ukazuje jej to wspomnienie, czy ona przeżywa je ponownie.
Nie była nawet pewna, czy stoi, czy upadła. Teraz bolało ją już wszystko.
Czuła jakby ktoś poprzestawiał jej wnętrzności. Głosy śmiały się okrutnie nad jej głową, nie dając jej spokoju...

* * *

- Lia!

Percy potrząsnął dziewczyną za ramiona.

Znajdowała się w jakimś transie, skuliła się na ziemi zaciskając powieki i trzymając sie za głowę.

Nie wiedział co robić. Chciał już wołać o pomoc, kiedy zanim się zorientował Lia odepchnęła go od siebie.
Zrobiła to w ułamku sekundy, pod wpływem szoku, jako impuls, nadal zaciskając powieki.
Efekt zaskoczenia zrobił swoje i Percy wylądował na tyłku.

- Przepraszam! - usłyszał jej drżacy głos.

Podała mu kościstą rękę i pomogła się podnieść.

- Co się, na Zeusa, stało?!

- Nic. - odwróciła od niego wzrok.

- Jak to nic?! - zaczął krzyczeć. Nie panował nad sobą, a zachowanie nowej tylko go nakręcało.

- Nic. Nic ważnego. Po prostu... Coś... Coś sobie przypomniałam.

Złagodniał nieco. Wszystko nabierało sensu. Bóle głowy też męczyły go, gdy Hera odebrała mu pamięć. Tylko czy Hera odebrała pamięć również Lii? A jeśli tak, to po co?

Zaczął przeklinać samego siebie, za bycie takim opryskliwym nerwusem.
Mimowolnie zaczął się martwić.
Zaczął przeklinać samego siebie, za to, że zaczął się martwić.
To przecież nie jego sprawa, prawda?

- Co sobie przypomniałaś?

- To nic ważnego.

Czarnowłosy zauważył, jak odwócona do niego tyłem dziewczyna cała się spina.
Wyprostowała się nienaturalnie, knykcie pobielały jej od zaciskania pięści.

- Wszystko może być ważne, powiedz. - podjął jeszcze jedną próbę przekonania jej.

- To akurat nie jest nic ważnego. Nie twój interes. - odwarknęła.

To nie ma sensu.
Może tylko bardziej denerwować Lię, aż zrobi coś czego będzie żałować.
On albo ona.

Machnął więc tylko ręką nakazując dziewczynie iść za nim na arenę.

Po drodze uśmiechnął się smutno do siebie wspominając dawne kłótnie z Thalią i jeszcze raz porównując do siebie obie półboginie.

"One byłyby albo najlepszymi kumpelami, albo najgorszymi wrogami".

Zabawne, że kiedyś powiedziano mu dokładnie to samo.

-Czego się tak na mnie glapisz? - z głębokich rozmyślań wyrwał go głos Lii.

Stała przed nim z mieczem w dłoni, a ton jej głosu wskazywał, że nadal jest zła.
Oj.
Wściekła dziewczyna z bronią w dłoni to nie jest dobre połączenie.

- Dobra, zaczynamy. - na arenie zebrała się spora grupka innych początkujących herosów i herosków, podobieranych w pary bądź ćwicząca na słonianych kukłach treningowych.

Odetkał swój magiczny długopis i zaczął uczyć nową obozowiczkę podstaw szermierki.

Trudniej Niż Myślisz... // Leo Valdez Onde histórias criam vida. Descubra agora