23.

956 34 7
                                    

Dla większości ludzi angielski krajobraz był po prostu nudny. Jadąc w dalszą podróż po obu stronach drogi rozciągały się pola, niewielkie pagórki i pasące się gdzieniegdzie zwierzęta. Dla niego jednak to było coś pięknego. Uwielbiał takie klimaty, a w połączeniu z Harrym siedzącym obok i wyśpiewującym przypadkowe piosenki z radia było to coś, co relaksowało go lepiej niż pobyt w SPA. Co prawda nigdy nie był w prawdziwym SPA, ale zakładał, że te krajobrazy potrafiły rozluźnić go zdecydowanie lepiej. Nawet jeśli musiał skupiać się na prowadzeniu samochodu. To również był sposób w który lubił spędzać czas. Zwłaszcza, że jechali właśnie na ich pierwsze wspólne wakacje do Szkocji.

W zasięgu wzroku nie było nic oprócz rozciągających się po horyzont różnokolorowych pól, co samoistnie rozciągało jego usta w uśmiechu. Możliwe, że duży udział miał w tym również Harry i sam fakt, że naprawdę mieli przed sobą dwutygodniowe wakacje u dziadków chłopaka. I to, że dojeżdżali dopiero do Birmingham nieszczególnie go smuciło. Co prawda to oznaczało, że mieli za sobą jedynie sto trzydzieści mil i pięćset pięćdziesiąt przed sobą. Tak właściwie musieli pokonać całą Wielką Brytanią wzdłuż, by dojechać na samą północ Szkocji do Durness.

Dochodziła dopiero ósma rano, ale obaj byli wyspani dzięki temu, że poprzedniego dnia położyli się do łóżka już o ósmej wieczorem i wbrew pozorom faktycznie poszli spać, więc nawet pobudka o piątej nad ranem nie wydawała się być tak straszna. Szczególnie, że był podekscytowany wakacjami, ale również całą trasą, którą mieli do pokonania. Harry już dwa tygodnie wcześniej entuzjazmował się pięknymi widokami po drodze. Zwłaszcza, gdy wjadą już do Szkocji, ale do tego momentu pozostało jeszcze co najmniej trzy godziny.

- Napisz do naszych mam. - poprosił.

Oczywiście i Jay i Anne martwiły się o tak długą podróż zdecydowanie bardziej niż powinny i nie wypuściły ich z domu dopóki nie obiecali, że będą meldować się co dwie godziny. Na to mógł się zgodzić, ale wcześniejszy pomysł Anne, która chciała przez całą drogę rozmawiać z nimi przez FaceTime był nieco przerażający. I bezsensowny. Byli dorosłymi ludźmi posiadającymi mózg z którego czasem korzystali. Tym bardziej, że obaj chcieli dojechać w całości. Najlepiej bez żadnych niemiłych przygód.

Jak na razie szło całkiem nieźle.

Zatrzymali się jedynie raz gdzieś w okolicach Carlisle, tuż przed szkocką granicą, by po sześciu godzinach w aucie trochę rozprostować nogi, a przy okazji zjeść też obiad i skorzystać z łazienki. Wtedy też zamienili się miejscami. Harry koniecznie chciał prowadzić, by on mógł skupić się jedynie na oglądaniu krajobrazów, które jednak na razie nie za wiele różniły się od tych, które widział przez ostatnie godziny.

To jednak zmieniało się z każdym kolejnym kilometrem. Pojawiły się jeziora, wzgórza, a w końcu i otaczające ich z każdej strony góry. Był wręcz wniebowzięty, gdy znaleźli się na wąskiej, asfaltowej drodze pośród niczego. Jeziora, góry, lasy, łąki i pasące się na nich zwierzęta były jedynym co widział, a wszystko to skąpane w wiosennych promieniach słońca. Krajobraz był bajeczny i nie mógł powstrzymać się od spędzenia chwili w tym miejscu, więc poprosił Harry'ego by zjechał na pobocze.

Od razu wyskoczył z samochodu udając się na drugą stronę ulicy, tam, gdzie znajdowało się jezioro i nie musiał długo czekać, by Harry do niego dołączył, oplatając go od tyłu ramionami.

- Pięknie, prawda?

Pokiwał głową, bo tak. Było pięknie. Przepięknie. Właściwie nie znajdował odpowiednich słów, by opisać to, co widział przed sobą. Spokojna tafla wody mieniła się, skąpana w promieniach słonecznych. Pola rozciągały po horyzont. W zasięgu wzroku nie widział nawet żadnego, choćby pojedynczego domku, co z kolei podsunęło mu na myśl pewien pomysł.

My happiness' name is your nameWhere stories live. Discover now