− Tutaj pułkownik Marcello do ISR Trinity, słyszycie mnie? Odbiór! – Lider zespołu rozpoczął nadawanie, wpatrując się w jedno z obskurnych żeber. Po chwili Septimus usłyszał znany już sobie, zimny głos dowódcy misji − kapitana Draytona.

− Tak, pułkowniku, słyszymy cię.

− Melduję, że znaleźliśmy się już na pokładzie Judicatora. Przechodzimy więc do drugiej fazy misji: zgodnie z planem przeszukamy statek i spróbujemy przywrócić jakieś szczątkowe zasilanie.

− Bardzo dobrze − odpowiedział kapitan. − Życzę wam powodzenia. I nie śpieszcie się, daję wam tyle czasu, ile potrzebujecie. ISR Trinity, bez odbioru.

Wówczas połączenie ze statkiem zostało zakończone. Pułkownik rozejrzał się raz jeszcze po pomieszczeniu – przelotem badając obumarłe filtry powietrza – a następnie zwrócił się do reszty.

− OK, drużyno! Skoro to jest komora dekompresyjna, to za drzwiami naprzeciwko musi znajdować się przedział główny. Tak więc... Francesco, Gaius! Zróbcie coś z tymi drzwiami! – polecił, wskazując na rozsuwane, metalowe płyty na przeciwnym końcu pomieszczenia. Wskazana dwójka szybko więc rozpoczęła pracę za pomocą swojego dużego narzędzia.

Nie dało się ukryć – wszyscy mniej lub bardziej zdradzali oznaki niepokoju, co dało się jasno wyczytać z gwałtownego ruchu latarek i przyspieszonego oddechu. Jedynym wyjątkiem był pułkownik Marcello, który sprawiał wrażenie, jakby bardziej był zaciekawiony, aniżeli wystraszony. Trudno powiedzieć, czy to kwestia jakiejś faktycznej pewności siebie – czy może po prostu tak dobrze to ukrywał.  

− Jak coś, to przypominam, że nasze kombinezony wyposażone są w magnetyczne zaczepy na butach. Jeśli ktoś nie lubi latać, to ogółem bardzo polecam – doradził półżartem, jednocześnie uruchamiając wspomniany gadżet. Jego stopy natychmiast opadły na ziemię w głuchym uderzeniu, które rozeszło się groźną wibracją po metalowym poszyciu. Następnie demonstracyjnie postąpił parę mozolnych kroków pomieszczeniu. – Widzicie? To tak proste, że można zapomnieć o nieważkości! 

I faktycznie – Septimus także przekonał się o tym, uruchamiając swoje zaczepy. Stąpanie było powolne i niewygodne – ale i tak o wiele lepsze niż ryzykowne odbijanie się od ścian.

W końcu drzwi zostały otwarte. Przed drużyną rozpostarła się kolejna pogrążona w mroku pustka. Stawiając ociężałe kroki w magnetycznych butach wreszcie znaleźli się w niewyobrażalnie długim, olbrzymim korytarzu, który musiał stanowić główny hol całego Judicatora

Niestety latarki nie były w stanie zbadać, co się mieściło na obu końcach korytarza − z każdej strony prowadziły one w czarną, niezbadaną otchłań sekretów

Mimo lat doświadczenia radzenia sobie ze stresem, Septimus ledwo radził sobie z niemal namacalną grozy, która powoli ogarniała go coraz bardziej. Patrząc w w głębie nieskończonej pustki, miał wrażenie jakby zaraz coś miało wyskoczyć z cienia – prosto na nich.

Ach, ta wyobraźnia...

Zdecydował więc, że nie będzie zbyt kierował strumienia światła swojej latarki w jakieś dalsze miejsca – niech inni się tak bawią, ale nie on. Najważniejsze teraz, to odpędzić te groteskowe myśli.

− Dobra, słuchajcie! − Marcello zwrócił na siebie uwagę głosem pełnym werwy i chęci działania. − Wygląda na to, że statek jest o wiele większy, niż by się to mogło wydawać z zewnątrz. W każdym razie na pewno jest większy od naszego. Dlatego warto, byśmy się podzielili na dwie grupy.

− Pułkowniku. − Głos należał do dziewczyny. Słychać w nim było nutkę niepokoju. − Nie wiemy, co nas tu czeka. Może nie powinniśmy się rozdzielać?

− Spokojnie, Sybillo, nie żyjemy w jakimś tanim horrorze – zażartował. Nie wiedzieć czemu, ale energiczny Marcello posiadał w sobie jakiś trudny do zdefiniowania dar, który sprawiał, że można było mu zaufać niemal mimowolnie. To zupełnie nowa jakość w porównaniu do tej starej, zgrzybiałej kadry oficerskiej, których siła charyzmy ograniczała się tylko do haseł „kompania stop! W prawo zwrot!". − Po prostu nie ma sensu, by cała szóstka włóczyła się po pokładzie zwartą grupą. Nie traćmy głowy! Tu nic wam nie grozi, no chyba, że ja. W razie gdyby ktoś się zgubił, pamiętajcie, że w skafandrach macie nadajniki. Wystarczy, że nawiążecie połączenie z dowództwem, a ktoś naprowadzi was na odpowiedni kierunek. Zresztą... bądźmy szczerzy, to nie labirynt. Wszędzie są tabliczki, mapy i oznakowania, które zostały zaprojektowane tak, by być idiotoodporne. Więc, nie ma co, poradzimy sobie!   

Cóż, to prawda. Septimus zorientował się, że jak dotychczas nigdy nie pobłądził na Trinity. Mimo że nigdy nie robił szczególnego obchodu po statku, to jakimś magicznym sposobem zawsze znał drogę, a jeśli nie: rozmieszczone tu i ówdzie informacje szybko go nakierowywały. W Judicatorze na pewno jest tak samo.

− Dobrze − kontynuował Marcello − W takim razie ja z Williamem udamy się na mostek. Francesco i Gaius, wy możecie sprawdzić, co słychać na najniższym poziomie i maszynowni. Septimus i Sybilla – was zapraszam do modułu mieszkalnego.

A więc to tak to będzie wyglądać − pomyślał Septimus, niemalże wyobrażając sobie tę niezręczną ciszę, która z pewnością zapanuje pomiędzy nim a Sybillą z racji braku tematów. Oznaczało to więc, że przez całą drogę będzie musiał intensywnie się skupiać, by wymyślić jakieś pozbawione sensu pierdoły. Ot, cała prawda o tych kretyńskich pogaduszkach.  

Jakby już sam fakt zwiedzania opuszczonych mieszkań na statku-widmo nie był wystarczająco stresujący. Zerkając więc razem z przydzieloną mu panią-żołnierz na niewielką tabliczkę zaraz przy drzwiach – dowiedział się, w którą stronę powinni się skierować.

Oczywiście, w stronę głębokiego cienia.

I wtedy pojawiły się te okrutne, dręczycielskie pytania. – Czy to na pewno jedynie zwykły statek? Czy nic im nie grozi...?  

Milczenie ✔️Where stories live. Discover now