120

1K 74 2
                                    

Po godzinie dwunastej Kamila była już u siebie w biurze. Przed powrotem do domu miała kilka spraw do załatwienia.
Nie zdążyła zamknąć za sobą drzwi swojego gabinetu, gdyż Małgorzata stała już w progu.

- Gdzie byłaś? - Zapytała zdenerwowana.

- Dzień dobry Gosiu. - Wyciągnęła laptopa, rozebrała marynarkę i wyszła z biura.

- Gdzie idziesz? Mówię przecież do ciebie.

- Chciałabym napić się kawy. Nie mogę liczyć na twoją sekretarkę, więc idę zrobić to sama...

- Nie wkurwiaj mnie! - Warknęła. - Chwyciła Kamilę za rękę i delikatnie pociągnęła. - Dominika, zrób proszę kawę Pani Kamili i przynieś do jej biura.

- Oczywiście. - Brunetka wstała i ruszyła do socjalnego.

- Gdzie byłaś? - Kontynuowała Małgorzata. - Co ty wyprawiasz?

Kamila dawno nie widziała swojej przyjaciółki tak zdenerwowanej.
- Czemu ty się tak denerwujesz? - Weszła do biura i usiadła na fotelu.

- Może dlatego, że nie odpowiadasz na moje pytanie! - Wydarła się. Po chwili, gdy Kamila wciąż wpatrywała się w nią zabójczym wzrokiem, odchrząknęła i usiadła na krześle na przeciwko biurka.

- Kawa, proszę. - Kobieta postawiła filiżankę na biurku, uśmiechnęła się ciepło i wyszła z gabinetu.

- Dziękuję. - Odpowiedziała Kamila i zwróciła się do Gosi. - Uspokoiłaś się?
W takim razie może mnie wysłuchasz na spokojnie, dobrze?

- Mów...

- Rozumiem, że twoja siostra już co nieco ci opowiedziała, jaka to ja jestem straszna i nie chce zgodzić się na dziecko...

- Powiedziała, a raczej wypłakała, że nie chcesz, aby dziecko było spokrewnione z tobą.

- No, i tyle w temacie. Ona zrobiła z tego aferę.

- Myślała, że ja zostawiłaś.

- Co!?

- Zostawiła chłopców i wróciła do domu ale ciebie nie było, ani torby więc uznała, że się wyprowadziłaś, bo tutaj ciebie też nie było.

- Jezu...czasami mam jej dosyć... Gosia, gdyby nie fakt, że ją kocham nad życie, to już dawno bym ją zostawiła. Nie lubię takich dram jak ona urządza.

- A ty co robisz?

- Nic, co ja zrobiłam?

- Uciekasz...

- O jeju...pojechałam do Pani Eli. Co w tym złego? Też muszę czasami z kimś porozmawiać. Baśka ma ciebie, rodziców a ja nie mam nikogo.

- Może na następny raz porozmawiaj ze mną?

- Jasne, żebyś od początku trzymała stronę siostry...

- Nie trzymam jej strony. Opieprzyłam ją za to, co zrobiła. To nie jest powód do rzucania pierścionkiem, poza tym po prostu porozmawiajcie. Jedna i druga powinna pójść na jakieś ustępstwa. Związek to często kompromis.

- No co ty nie powiesz... - Otworzyła laptopa. - Gdzie ona teraz jest?

- Pewnie dalej płacze w domu.

- Skończę coś i pojadę do domu.

Gosia wstała z krzesła i skierowała się do wyjścia. - Chłopcy dalej są u rodziców. Może zamówię ci kwiaty?

Kamila zaśmiała się. - Dziękuję, ale sama umiem kupić kwiatki mojej narzeczonej.

- No dobra, jak chcesz...

Dwie godziny pozniej Kamila odebrała bukiet fioletowo- różowych goździków i pojechała do domu.
Wjechała do garażu, zabrała bukiet i weszła do środka.
Basi nie było na dole, więc ruszyła na górę. Blondynka spala w sypialni, na łóżku było kilka rozrzuconych chusteczek. Kamila nakryła ją kocem i zeszła na dół przygotować
obiado- kolację. Po drodze kupiła świeże krewetki i małże, trochę miłych wspomnień nie zaszkodzi.
Gdy na sam koniec gotowania podlewała krewetki winem, usłyszała za plecami głos.

- Gdzie byłaś?

Odwróciła się od razu aby spojrzeć w czerwone oczy Basi. Zaczynała mieć wyrzuty sumienia na widok zapłakanej blondynki. - U Pani Eli. - Wzięła do ręki bukiet kwiatów i podeszła do kobiety. - Przepraszam. Nie powinnam mówić, że nie chcę dziecka. Wiem, że cię to uraziło bo obiecywałam coś innego.

- Przepraszam, że ściągnęłam pierścionek. - Podeszła do Kamili i mocno się w nią wtuliła. - Co tak pachnie?

- Kolacja. Makaron z małżami i krewetkami. Może być? - Wskazała ręką na patelnie.

- Oczywiście. Umieram z głodu. Nic dzisiaj nie jadłam...

- Dlaczego?

- Jakoś nie mogłam przełknąć...

Kamila rozłożyła talerze, sztućce i dwa kieliszki do wina. Kolację zjadły w ciszy. Z racji tego, że Basia nic nie jadła, nie chciała jej denerwowac. Wolała poczekać z rozmową do końca kolacji.
- Smakowało? - Zapytała nalewając wina blondynce, która wygodnie rozsiadła się na kanapie.

- Bardzo...

- Wracając do naszej rozmowy...może pójdziemy na kompromis?

- Kompromis z dzieckiem? Niby jaki?

- Teraz będzie po mojemu. Kolejne dziecko może być z mojego jajeczka.

- Kolejne!? - Parskneła. - Kto powiedział, że ja chcę mieć czwarte dziecko!?

- Nie denerwuj się tak. Po prostu...może będziemy chciały mieć jeszcze jedno?

- Ty nigdy nie miałaś dzieci, nie wiesz o czym mówisz! Wstawanie w nocy, choroby, ciągłe gile, ząbkowanie...i mnóstwo innych.

- A jednak masz dwójkę.

- I nigdy nie mówiłam o czwórce.

- Kochanie... - Kamila usiadła przy Basi. - Musimy się jakoś dogadać.

- Kocham cię jak nigdy nikogo nie kochałam. Świata poza tobą nie widzę. Moim największym marzeniem jest urodzić ci dziecko, a jeśli jest okazja, żeby to dziecko było twoje...ty chyba nie wiesz, ile to dla mnie znaczy, prawda? Ja po prostu chcę mieć coś twojego, co będzie mi za każdym razem przypominać o tobie, chcę widzieć jak dorasta i... - Wytarła ręką łzy spływające po policzkach. - Nie ważne...

- Zgoda.

- Co?

- No zgadzam się. Nie mam już argumentów, żeby cię przekonać do zmiany zdania, chociaż samo moje nie, powinno wystarczyć... Chcę, żebyś była szczęśliwa. - Przytuliła Basię do siebie. - Nie płacz, proszę.

Blondynka odsunęła się od Kamili i otarła łzy. - Pomyślimy...

- Nad czym?

- Nad twoją propozycją.

Stara Miłość Nie RdzewiejeWhere stories live. Discover now