Rozdział 6

2 0 0
                                    

Otto wstał, Frieda pakowała się powoli.

- No wreszcie, wstawaj musimy iść dalej.

Otto nie mógł zdobyć się na odpowiedź, zebrał swoje rzeczy i ruszył razem z Friedą za milczącym przewodnikiem, zagryzając resztki wczorajszej kolacji. Dzień był cieplejszy niż wczoraj, ani jednej chmurki na niebie. Lekki wiatr poruszał łagodnie gałęziami.

- Dobry dzień na strzelanie, dzisiaj potrenujemy.- Stwierdziła Frieda.

„Nawet nie zapytała się mnie o zdanie, ale w sumie ma racje, nie ma dużego wiatru, więc to nie jest zła opcja." Po dwóch godzinach marszu przystanęli, aby wybrać odpowiednie drzewo do treningu. Dystans około 30 metrów. Naskrobali prowizoryczną tarczę na pniu. Frieda oddała strzał jako pierwsza, celny, niemalże sam środek. Otto czuł lekki stres, nie chciał wyjść na beznadziejnego strzelca. Jego strzał trafił w tarczę, ale po obrzeżu. Następny strzał Friedy trafił już w sam środek. Otto nie trafił nawet w drzewo.

- Jak ty to robisz, że twój drugi strzał był jeszcze lepszy?

- Myślę o tym, żeby się poprawić, mój ojciec zawsze mówił, że nie ważne jak coś robić zawsze musisz zrobić to lepiej, jeżeli nie podnosisz poziomu cofasz się.

- Hmmm, ja jakoś peszę się jak nie trafiam pierwszej strzały...

- I już nie skupiasz się na drugim strzale, tylko oddajesz go bez namysłu. Każdy pocisk jest ważny.

- Co mam zrobić w takim razie?

- Strzel raz, potem zobacz w jaką stronę musisz poprawić i oddaj drugi.

- Niech ci będzie...

Otto napiął cięciwę, pocisk poszybował i trafił w zewnętrzne koło po prawej stronie. Chłopak skierował łuk odrobinę w lewo. Wziął głęboki oddech i oddał strzał na bezdechu. Strzał był już bliżej środka niż którykolwiek z poprzednik prób młodzieńca, jednak nadal sporo brakowało mu do poziomu Friedy.

- No, nie jest źle, jeszcze kilka takich sesji i może będziesz na poziomie przeciętnym.- Zaśmiała się.

- Czyli mam rozumieć, że ty jesteś na poniżej przeciętnym?- Od parsknął.

- Nawet nie wiem, nigdy nie mierzyłam się w pojedynku na łuki, ale chyba nie jestem najgorsza.

„Cholera chciałbym być na tym poziomie, ale z codziennym treningiem powinienem dać radę być chociaż w połowie tak dobry. "Podziurawili drzewo jeszcze trochę po czym nastała pora obiadowa, po jedzeniu ruszyli dalej traktem. Rutyna ta powtarzała się przez 3dni: marsz, trening, odpoczynek, marsz, spoczynek. Pociski Otto coraz częściej trafiały w tarczę, niektóre nawet blisko środka. Strzały Friedy były niemal zawsze w środku tarczy. Przewodnik milczał, na okazyjne pytania jak zwykle odpowiadał wymijająco.

Trakt stawał się bardziej stromy, roślinność rzedła. Otto siedział pod drzewem sącząc wodę z bukłaku, Frieda leżała na trawie obserwując niebo. Przewodnik przycupnął na głazie i medytował. Nikt nie wyglądał na skorego do ruszenia w dalszą drogę. Wtem trzask gałęzi rzut kamieniem od obozowiska rozbudził wszystkich z letargu. Chłopak zerwał się na równe nogi i zaczął się rozglądać. Dziewczyna, w pozycji klęczącej, raptownie sięgnęła po łuk. Szelesty w krzakach przed nimi ucichły. Oboje jednak skupiali się na tamtym krzaku. Po około minucie oczekiwania z rośliny główkę wyłonił zajączek, który na widok ludzi od razu dał dyla.

- Kicacz, zając tak nas wystraszył?- Rzekł śmiejąc się Otto.

- Chyba powoli stajemy się paranoikami, ta góra nie działa na nas dobrze.- Odpowiedziała ze śmiechem Frieda.

Ich miny z powrotem zrobiły się poważne, kiedy usłyszały dźwięk cięciwy i trafienia w miękki obiekt. Trochę szelestu i kwik zwierzęcia.

- Chyba tamten futrzak to nie jedyna rzecz w buszu.

Jego słowa nie były daleko od prawdy. Strzała przeleciała dosyć daleko od Otto. „Chyba nie są najlepsi". Frieda w ułamku sekundy oddała strzał w stronę z której wyleciał pocisk. Ludzki krzyk rozległ się. Z krzaków wypadło dwóch rosłych mężczyzn. Oboje w prowizorycznych zbrojach z losowych kawałków. Oboje dzierżyli domowej roboty morgenszterny. „Gwoździe w kawałku drewna, kurwa ci bandyci mnie cały czas zaskakują, no i w sumie co oni tu robią?" Jednak Otto zorientował się, że nie ma czasu na takie rozmyślania, bo Frieda trzymająca łuk jest tylko jakieś 5metrów od nich. Oni też to zauważyli. Ruszyli na nią biegiem. Ona bez namysłu wypaliła następny pocisk. Strzała wbiła się w czoło jednego z osiłków. Otto był już blisko. Wszarżował w drugiego z bara, wywracając go. Otto wysunął miecz, bandyta pozbierał się. Napastnik starał się nie być na linii strzału Friedy. Chłopak wyprowadził pierwsze pchnięcie. Unik i riposta od bandyty nawet nie trafiła blisko. Brak doświadczenia błyszczał.

- Machasz jak cepem, postarał byś się trochę co?- Krzyknął prowokująco Otto.

Osiłek bez namysłu wyprowadził serię szerokich ciosów, próbując trafiać chociaż w okolicę oponenta. Otto nie musiał wykonywać wiele zwodów. W momencie lekkiej utraty równowagi przez machającego Otto pchnął, trafiając w gardło. Bandyta wycharkał coś pod nosem, po czym zsunął się z ostrza.

- Pff.- Skwitował młodzieniec.

- Uciekł.- Wykrzyknęła z krzaków Frieda.

- Będziemy musieli bardziej uważać w takim razie.

Otto począł przepatrywać kieszenie pokonanych w celu znalezienia czegoś użytecznego.

- Co ty robisz?!- Krzyknęła zirytowana dziewczyna.- Oni przed chwilą zginęli, okaż im trochę szacunku!

- Jakiego szacunku, to zwykłe zwierzęta, zaatakowali nas, bo chcieli nas ograbić.

- Może nie mieli wyboru, może ktoś każe im to robić?

- Ale co mnie to obchodzi?

Frieda oniemiała, poczęła układać ciała obok siebie i układać kamienie naokoło.

- Co ty, przepraszam, wyprawiasz?

- Muszę odprawić pochówek, może wtedy ich nie ograbisz, chyba że jesteś hieną cmentarną?

Ton dziewczyny był śmiertelnie poważny. Otto wolał nie ryzykować i odszedł od ciał. „Pewnie i tak nie mieli przy sobie nic ciekawego".

GóraWhere stories live. Discover now