5. Nie rozśmieszaj mnie

60 9 5
                                    

  Minęły dwa dni od ostatnich wydarzeń w moim mieszkaniu. Nic ciekawego się nie działo. Siedziałam w domu i próbowałam wyzdrowieć, żeby jak najszybciej wrócić do pracy.

  Obudziłam się prawie o dziewiątej. Wstałam jak poparzona z łóżka i zaczęłam szybko się zbierać. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiaj śniadanie oraz poranną kawę. Weszłam pod prysznic, szybko się umyłam, a następnie ubrałam strój do pracy, czyli czarną spódniczkę oraz czarną koszulę. Pogoda za oknem wydawała się całkiem przyjemna. Może słońce nie było tak widoczne, jak dwa dni temu, ale nie było wiatru. 

  W międzyczasie zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i wyszłam z mieszkania. Wyrobiłam się bardzo szybko i zostało mi całkiem sporo czasu do rozpoczęcia pracy, więc szłam powoli i przyglądałam się wszystkiemu. Niektórzy ludzie się gdzieś spieszyli, nie zwracali na nic uwagi, taki jeden gość trącił mnie ramieniem. Nawet się nie obejrzał, ani nie przeprosił. Przechodząc obok parku widziałam ludzi, którzy uprawiali poranny jogging oraz matki z dziećmi, a nawet staruszków karmiących kaczki pływające w stawie. Co oni robią tutaj o tak wczesnej godzinie? Czy naprawdę nie mają nic lepszego do roboty? Gdybym była na ich miejscu, to o tej godzinie bym jeszcze spała.

  Weszłam do lokalu i machnęłam ręką do Ellen, która stała za ladą. Powędrowałam do pokoju dla pracowników, żeby zaparzyć sobie kawę, bo byłam dzisiaj półprzytomna oraz odwiesić tam swoją kurtkę. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że na kanapie siedzą Hugo i Vincent. Hugo wyraźnie się zdziwił, że wróciłam do pracy, natomiast Vincent nie był jakoś szczególnie zaskoczony, albo po prostu jego twarz nic nie wyrażała.

  - Violet! W końcu wróciłaś! - krzyknął radośnie Hugo. Mężczyzna wstał z kanapy i podszedł do mnie.

  - Cześć Hugo, już mi lepiej, więc wróciłam - próbowałam powitać go tak samo entuzjastycznie co on mnie, bo nie miałam humoru, ale nie chciałam, żeby było mu przykro.

  Hugo objął mnie i zamknął w mocnym i szczelnym uścisku. Rzadko ktokolwiek mnie przytulał, więc trochę zdezorientowana oddałam uścisk. Chwilę później, mężczyzna puścił mnie, a ja zdjęłam moją czarną kurtkę i odwiesiłam ją na wieszak. Poszłam do kuchni w celu zrobienia sobie kawy, a za mną poszedł Hugo.

  - Myślałem, że wrócisz dopiero za tydzień, a tu proszę, taka niespodzianka - powiedział Hugo, założył ręce na klatce piersiowej i oparł się o jeden z blatów.

  - Też tak myślałam, ale lekarstwo od Vincenta pomogło mi szybciej dojść do siebie - powiedziałam włączając ekspres do kawy.

  - Lekarstwo od Vincenta? - spytał zdziwiony.

  - Owszem - wtrącił Vincent, który wszedł do kuchni.

  - Jakie lekarstwo? - odezwał się ponownie Hugo.

  - No wiesz, szybki seks i takie tam - powiedział Vincent z powagą na twarzy.

  Zaczęłam się śmiać, a zaraz potem na twarzy Vincenta dostrzegłam uśmiech. Hugo zmieszany i zażenowany sytuacją stał w miejscu i patrzył na nas groźnie. Po chwili się uspokoiłam, nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to zdanie. Vincent odłożył do zlewu kubek po kawie i zniknął za drzwiami. Wzięłam kubek ze świeżą kawą i napiłam się jej.

  - Naprawdę? Pieprzyliście się? - zapytał Hugo z poważną miną.

  - Nie rozśmieszaj mnie - parsknęłam śmiechem.

  Hugo wyglądał, jakby nie załapał i dalej próbował zrozumieć czy Vincent mówił prawdę, czy nie.

  - Hugo, on żartował - powiedziałam. - Nie bierz wszystkiego tak bardzo do siebie.

  Mężczyzna westchnął, a ja wypiłam już ponad połowę mojej kawy. Kiedy dopiłam kawę i odłożyłam kubek do zlewu, postanowiłam wziąć się do roboty. Wyszłam z pokoju i udałam się do głównej sali. Kawa jako tako mnie rozbudziła. Widząc, że już kilka stolików jest zajętych, zabrałam swój notes z lady i poszłam zebrać zamówienia.

  Pierwsza była kobieta z dwójką dzieci, jedno miało może z pięć lat, a drugie było jeszcze tak małe, że leżało w wózku. Standardowo, poprosili oni o pizzę pepperoni oraz sok pomarańczowy do picia.

  Następnie podeszłam do stolika, przy którym siedział mężczyzna oraz jego córka, która na oko mogła mieć dziesięć lat. Zamówili oni pizzę z kurczakiem, kukurydzą i ostrym sosem.

  Reszta klientów czekała już na swoje zamówienia, bo prawdopodobnie Ellen już je przyjęła i razem z kucharzem już je przygotowywali. Weszłam za ladę i przez okienko zawołałam Ellen.

  - Violet! Myślałam, że cię nie będzie, ale skoro już jesteś, to pozbieraj zamówienia - powiedziała.

  - Właśnie to zrobiłam. - Pomachałam jej notesem przed twarzą.

  - Super, dzięki Violet! To teraz możesz zanieść te dwie pizze tamtej dużej rodzinie, wszystkie inne rzeczy już im tam zaniosłam - powiedziała dziewczyna i wcisnęła mi tacki z pizzami.

***

  Chyba nigdy nie zmęczyłam się aż tak jak dzisiaj. Cały czas przychodzili nowi klienci, a ja biegałam po sali przyjmując zamówienia lub je roznosząc, ale co się dziwić, skoro był dzisiaj piątek. Opadłam na kanapę i przymknęłam oczy. Na szczęście na drugą zmianę przyszła jakaś nowa kelnerka, która chyba nie spodziewała się takiego ruchu w pierwszy dzień w pracy. Musiałam ją oprowadzić po lokalu i nauczyć chodzić z tacą, bo prawie się wywaliła. Teraz już sama dawała jakoś radę, więc poszłam chwilę odpocząć. Dołączyła do mnie Ellen, która nie dość, że pomagała kucharzowi, to jeszcze roznosiła zamówienia. Obie półleżałyśmy na kanapie i prawie zasypiałyśmy ze zmęczenia.

  - Violet? - zaczęła El.

  - Tak? - odpowiedziałam.

  - W czym idziesz jutro na imprezę?

  - Jaką imprezę? - Podniosłam się szybko z kanapy.

  - Nie dostałaś wiadomości od Henry'ego? - zapytała zdziwiona i usiadła normalnie na kanapie.

  - Nie.

  - Jutro mamy wolne i o dwudziestej jest impreza dla pracowników.

  - Świetnie, a ja nie mam w co się ubrać - powiedziałam zrezygnowana.

  - Poważnie? Od tygodnia szukam sukienki i jeszcze nic nie znalazłam, więc powodzenia - zaśmiała się Ellen.

  - Nie pocieszasz mnie tym.

  - Nie miałam takiego zamiaru - parsknęła El. - Może chodźmy razem jutro rano do galerii?

  - Dobry pomysł, o której?

  - Może o trzynastej?

  - Co tak wcześnie? Chcę się wyspać - powiedziałam.

  - W takim razie o piętnastej bądź pod moim domem - powiedziała El i wstała z kanapy.

  Dziewczyna podeszła do szafek i wyjęła z jednej swoją torebkę, a następnie narzuciła na siebie kurtkę i wyszła z pokoju. Jako, że była już prawie dwudziesta, też ubrałam kurtkę i postanowiłam wrócić do domu.

so high // purple guyWhere stories live. Discover now