Epilog

27 5 2
                                    

Wszystko rozpoczął dźwięk rogu, uroczysty i przenikający serca. Dla niektórych był to złowróżbny zew przeznaczenia, innym wydał się zapowiedzią wielkiej chwały. Sygnał do wymarszu Noldorów. Następnie, jeszcze w Tirionie, rozbrzmiały słowa upomnienia wysłannika Manwëgo. Valarom nie udało się jednak nakłonić choćby jednego elfa z mężnego plemienia, aby zawrócił z obranej ścieżki. Potem cisza okryła hufce elfów, niczym ciężka, aksamitna płachta. Nikt i nic nie zakłócało ich wędrówki po brzegach Eldamaru. Lśniące zbroje i barwne proporce jaśniały w mroku jak drogocenne kamienie, migoczące na dnie mrocznego Morza.

Tego dnia jasny Tirion stał się świadkiem wielu scen rozłąki; czułych objęć, gniewu i żalu, rozpaczliwych łez i tych ostatnich słów pożegnania, które miały zostać na wieki zapisane w pamięci. Wielu elfów zostawiało w Valinorze swoje żony i córki, synowie opuszczali matki, które odtąd miały pędzić dni na wyczekiwaniu ich powrotu. Dzieci Finarfina także żegnały swoją matkę Ëarwenę, która zdecydowała się zostać po tej stronie Morza. Ich ostatnie spotkanie było boleśnie krótkie, zbyt krótkie, tak jak wszystkie dookoła. Przywódcy poganiali do pośpiechu, Noldorowie musieli wyruszać w drogę.

Finrod spoglądał na ukochane miasto; chciał ten obraz na zawsze wyryć w swoim sercu i pamięci. I wtedy ją zobaczył. Nie spodziewał się, że przyjdzie. Lecz stała tam, wiatr rozwiewał jej długie, złote włosy oraz zieloną suknię, niczym trawę na pięknych równinach tej krainy. Wypatrzyła go w tłumie i podeszła, odważnie i bez żadnego wahania. Z szarych oczu, w niego wpatrzonych, biła wielka miłość, jak również współczucie i otucha zarazem. Z tym spojrzeniem przywodziła na myśl Niennę. Jej skóra była biała i płomienna jednocześnie. Nigdy nie wyglądała piękniej.

Dumni, niepowstrzymani w gniewie i uporze elfowie ściągnęli na siebie klęskę zanim jeszcze opuścili Aman. Hufiec Fëanora i część pierwszych oddziałów Fingolfina splamiła swe miecze krwią braci. Tam, w przystani Alqualondë krwawy bój toczył się o statki, które siłą odebrali plemieniu Telerich. Na ich pokładach chcieli popłynąć do Śródziemia, podczas gdy reszta Noldorów kierowała się wciąż ku Północy, szukając łatwiejszej przeprawy przez Morze. Nim jednak to się stało, wszyscy ujrzeli wielką i potężną postać, stojącą na czarnej skale, usłyszeli jej głęboki, groźny głos. Jeszcze raz Valarowie posłali do Noldorów posłańca, lecz tym razem nie była to życzliwa rada, aby nie wyruszali w złej godzinie. Do elfów przemawiał Mandos w samej osobie, Wielki Sędzia i Władca Domu Umarłych. Jego Wyrok na Bratobójców i wszystkich, którzy za nimi pójdą, rozbrzmiewał złowrogim echem w sercach każdego, bez wyjątku. Nie było elfa, który mógł go wysłuchać bez wszechogarniającego chłodu i uczucia grozy. Synowie i córka Finarfina, znajdujący się na samym końcu pochodu, chwycili się za dłonie. W ich żyłach płynęła krew poległych elfów z Łabędziej Przystani, stamtąd bowiem pochodziła Ëarwena. Czyn Fëanora zranił ich bardzo głęboko. Wtedy też ich ojciec, Arafinwë, zdecydował się zawrócić. Dowiedziawszy się o śmierci Telerich i wysłuchawszy słów Námo Mandosa, popadł w rozpacz i nic nie mogło go skłonić, żeby dalej wędrował z mordercami krewnych swojej żony. Poprowadził ze sobą wielu elfów z powrotem pod opiekę Valarów, aby prosić ich o przebaczenie. Jego czyn wymagał wielkiej odwagi i takiej samej mądrości, za co syn Finwëgo został słusznie nagrodzony. Powrócił do żony i swego pałacu w Tironie, ale rozstał się z dziećmi, którzy nie wrócili razem z nim...

Finrod z wielkim smutkiem żegnał się z ojcem, chociaż wyraził szczere poparcie dla jego decyzji. Dla siebie wybrał jednak inny los. Przez moment miał możliwość powrócić do dawnego życia, pięknego miasta na wzgórzu Túna i wszystkich innych, tak drogich mu miejsc. Mógł zamieszkać z ojcem, wieść jak dotąd spokojny i radosny żywot, nigdy bowiem nie pragnął niczego więcej. Znów byłby razem z Amarië... Dlaczego więc został, nakładając na siebie Przepowiednię, zwaną później także Klątwą Mandosa? Gdy zastanawiał się nad tym, nie potrafił znaleźć dobrej odpowiedzi. Mimo to wyraźnie czuł, że nie tędy prowadzi jego droga do szczęścia. W rozmowie z siostrą, przed kilkoma zaledwie dniami padły słowa, że powrót jest dla niego możliwy tylko poprzez śmierć. Teraz nagle zrozumiał, iż w ten sposób wygłosił swoją własną przepowiednię. Musiał odejść do Śródziemia, aby wypełnić swoją rolę, jakakolwiek się ona okaże.

Krótki czas radościWhere stories live. Discover now