II

36 6 8
                                    

W tych dniach, dom rodzinny Elenwë stał się miejscem spotkań już nie jednej, ale dwóch elfickich par.

Amarië odwiedzała swoją przyjaciółkę codziennie. Nie ulegało wątpliwości, kto był prawdziwym celem jej wizyt.

Pewnego popołudnia obie elfki zbierały winogrona, pod których dorodnymi kiśćmi uginały się krzewy w sadzie. Na każdy odgłos z wewnątrz domu dłoń Amarië zamierała w bezruchu, a ona uważnie nasłuchiwała, czy przypadkiem nie usłyszy znajomego głosu. W końcu zniecierpliwiona Elenwë zwróciła jej na to uwagę.

– Nic nie poradzę - odparła Amarië, śmiejąc się. – Widzę twoje spojrzenie, Elenwë i wiem, że w duchu mnie wyśmiewasz. My po prostu... wczoraj zaczęliśmy ciekawą dyskusję – tłumaczyła się, chowając wyraz twarzy we wszechobecnych liściach – i dzisiaj mieliśmy ją dokończyć. Findaráto obiecał, że przyjdzie...

Elenwë śmiała się w głos.

***

Był to ostatni dzień pobytu Finroda w Valmarze. Spędził w tym mieście cały tydzień. Sprawa sprzedaży noldorskich instrumentów dla kilku majętnych, vanyarskich dworów trochę się komplikowała. Cieszył się, że mógł zostać dłużej niż początkowo przewidywał, a jednak serce nadal protestowało przed odjazdem. Czym dla elfa był jeden tydzień? Ostatni wieczór, tak jak wszystkie, spędzał z Amarië. Mieli ten czas tylko dla siebie.

– Nad czym będziesz pracować?

Findaráto z zaciekawieniem spoglądał na złotowłosą, która zaszyła się w kącie altany. Amarië trzymała w dłoniach swoje nieodłączne narzędzia: igłę, kilka szypułek nici oraz tamborek z czystą tkaniną.

– Właśnie się nad tym zastanawiam - odparła, przesuwając wzrokiem po krzewach i kwiatach. – Czasami planuję, co chce wyhaftować, jednak najczęściej po prostu patrzę... i szukam...

Finrod pokiwał głową w zrozumieniu. On również spoglądał na ogród; po kilku minutach uśmiechnął się i wskazał na drewniany płotek.

– Co ty na to?

Amarië spojrzała w tamtą stronę i rozpromieniła się. Na niewielkim ogrodzeniu usadowił się karmazynowy ptak, sprawiając wrażenie, jakby zamierzał tam zostać na dłużej. Dziób schował między piórka i z wielkim zapałem oddawał się chwili odpoczynku.

– Zdecydowanie się nada – uśmiechnęła się z wdzięcznością do Finroda. Jej wzrok dłuższy czas spoczywał na łagodnej twarzy elfa, lecz po chwili otrząsnęła się i zabrała do pracy. Nie przeszkadzało im to jednak w rozmowie, która przez cały czas toczyła się wartko i bez najmniejszego wysiłku.

– Odleciał – powiedziała Amarië, kiedy ptak niespodziewanie wzbił się w powietrze. – Na szczęście zdołałam uchwycić najważniejsze szczegóły.

Finrod spojrzał na jeszcze niedawno czystą tkaninę i zdumiał się. Był pod wrażeniem zarówno realizmu, jak i precyzji obrazu wyhaftowanego w tak krótkim czasie.

– Masz niezwykły talent, Amarië.

Jak zawsze, kiedy wypowiadał to imię, jego głos nabrał dziwnej miękkości.

– Każda Vanya uczy się haftować od najmłodszych lat. To nic niezwykłego – odparła Amarië ze zwykłą dla siebie szczerością, ale komplement sprawił jej dużą przyjemność.

Krótki czas radościWhere stories live. Discover now