ROZDZIAŁ X

2K 54 3
                                    

Miłego czytania.🖤🖤

______

Każde słowo ma jakieś głębsze znaczenie. W każdym słowie możemy doszukać się tego czego chcemy. Nie zawsze podoba nam się to co słyszymy, ale czasami potrafimy przemilczeć pewne sprawy niezależnie od tego czy to nas zrani.

Na świecie są jednak dwa typy ludzi ten który przemilczy pewne kwestie oraz ten, który odezwie się nie zważając na konsekwencje wypowiedzianych słów.

Jednak byłam też taka ja. Zaliczałam się do dwóch rodzai ludzi. To jak zareaguje na pewnie rzeczy nie wiedział nikt. Potrafiłam wybuchnąć w ułamku sekundy, albo po prostu zignorować i przemyśleć sobie sens wypowiedzi skierowaną w moją stronę. Były również rzeczy, których wręcz nienawidziłam. Doskonałym tego przykładem jest to jak wszyscy dookoła wiedzieli o co chodzi, a ja nie byłam niczego świadoma. Potrzebowałam znać prawdę nawet tę najgorszą, niż żyć w ciągłym kłamstwie. Tłumaczenie się. Tłumaczenie się jest czymś co kocham. Uwielbiałam patrzeć się na innych podczas, gdy oni wiedzieli, że są już na przegranej pozycji i wszystko mi muszą powiedzieć.

- Na pewno nie szybko, przed nami pierwsze wasz ślub. Prawda? - Odpowiedziałam bratu z wymuszonym uśmiechem na twarzy. Po naszej ostatniej kłótni patrząc na niego, czułam jedynie obojętność, która zabijała mnie od środka.

Problem tkwił we mnie cały czas. Ja potrafiłam męczyć się z tym jaka jestem i co się dzieję, zamiast rzucać czymś, bić cokolwiek, krzyczeć, wyżywać się na innych. Oczywiście, że były przypadki gdzie robiłam wszystkie wymienionych rzeczy, ale w środku duża część mnie umierała cały czas. Najgorsze jest to, że nie umiałam tego zatrzymać. Nawet po śmierci babci, ja nie płakałam więcej, po tym jak Aaron próbował mnie zgwałcić kolejny raz, ja nie płakałam. Czy to było normalne? No, nie do końca. Stałam się, jaka się stałam. Duży wpływ na to miała moja przeszłość, a ja jedynie pomogłam w mojej przemianie.

- Prawda. - Uśmiechnął się do mnie łapiąc za rękę swoją narzeczoną. - Ty pewnie przyjdziesz z Marco.

- Ni.... - Nie dano mi nawet skończyć, gdy głos znajdujący się obok mnie odezwał się.

- Tak, przyjdziemy razem. - Położył mi swoją dłoń na dole pleców, przez co po moim ciele przeszły dreszcze. Patrzyłam na niego ze zdezorientowaniem, czemu nagle wymyśla sobie jakieś niestworzone rzeczy, a reszta mu jeszcze przytakuje i się cieszy.

Widziałam jak Rose była skołowana całą sytuacją. Z resztą tak jak ja, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać.

Przeszliśmy do jadalni, siadając do stołu. Po mojej prawej stronie zasiadł Marco, a naprzeciwko nas siadł Connor razem z Rose. Anthony standardowo jako głowa rodziny siadł pośrodku stołu.

- Macie już zamówioną sale?

- Tak, dekoratorzy się wszystkim zajmują. - Odpowiedział mój brat, nakłuwając kawałek jedzenia na widelec.

- A twój garnitur?

- Wszystko załatwione.

- Właśnie Rose, a ty masz już suknie?

- Na razie żadna nie przypadła mi do gustu. - Powiedziała czarnowłosa odrywając swój wzrok od talerza pełnego jedzenia.

- Może wybierzesz się coś znaleźć z Olivią? - No pewnie, jeszcze czego. Bo ja nie mam co robić tylko latać po salonach pełnych białych firanek.

Zabawne.

- Równie dobrze można zadzwonić po projektanta, aby zajął się suknią. - Odparłam z delikatnym uśmiechem na ustach, jednak w środku miałam ochotę zabić ojca za taką propozycje.

We kill each otherWhere stories live. Discover now