ROZDZIAŁ I

5.3K 92 16
                                    


Początek może średnio zachęcać, ale zapraszam do dalszego czytania. <3

_______

- Córciu jesteś gotowa? - Do mojej sypialny wszedł mój ojciec jak na 45 lat dobrze się trzymał. Lekki zarost, kruczoczarne włosy oraz wysoki i dobrze zbudowany.

- Tak, właśnie skończyłam. - Wygładziłam swoją długą czarną przylegającą sukienkę z rozcięciem na lewej nodze oraz głębokim dekoltem, który idealnie uwydatniał mój biust. Od zawsze lubiłam pokazywać swoje atuty takie jak zaokrąglone biodra, dobrze wyrzeźbione pośladki oraz sporych rozmiarów biust. - Musimy zawsze chodzić na te bale charytatywne? Nie mam ochoty patrzeć na tych wszystkich idiotów myślących, że mogą mieć wszystko.

- Wyrażaj się, i tak musimy się dobrze prezentować szczególnie jest to po to, żeby ludzie nie nabierali podejrzeń czym tak naprawdę się zajmujemy. - No tak oczywiście wszystko zawsze kręciło się wokół interesów ojca związanych z tą pieprzoną mafią. Wyminęłam go bez słowa ruszając w stronę samochodu czekającego już na naszym podjeździe poprawiając po drodze moje kasztanowe włosy. Uwielbiałam dźwięk odbijających się o podłogę moich ulubionych czarnych szpilek.

Droga zajęła nam około dwudziestu minut. Wysiadając z auta przywitał mnie czerwony dywan i masa obiektywów zwróconych w moją stronę.

Zwierzęta czekające na sensacje.

Weszłam do sali wypełnionej masą ludzi. Po drodze wzięłam kieliszek szampana z tacy. Ciągle ktoś do mnie podchodził witając się chcąc uzyskać moje łaski ze względu na to, że należę do najbardziej wpływowej rodziny w tym mieście.

Oo nie niech tylko nie on. Niech nawet dobie mnie pod.... i za późno.

- Kogo ja tu widzę. Olivia Harris stoi przede mną, wyglądasz olśniewająco. - Stary mężczyzna ucałował moją dłoń. Miał 48 lat a zachowuje się jakby był w moim wieku. Pamiętam jak byłam młodsza i próbował się do mnie dobierać podczas wizyty u mojego ojca.

- Peter daruj sobie te uprzejmości. - Fakt był taki, że brzydziłam się nim i nie zamierzałam się z tym kryć.

- Nie rozumiem o co ci chodzi. - Zaczął się obrzydliwie śmiać przez co zrobiło mi się nie dobrze.

- Nie udawaj głupiego dobrze wiesz o co mi chodzi. Jestes żałosny. - Odeszłam od niego nie zamierzając go dalej słuchać bo sam jego głos przyprawiał mnie o mdłości. Starałam znaleźć wzrokiem mojego ojca i nagle go ujrzałam w pobliżu jakichś inwestorów. Nie miałam ochoty podchodzić, bo nie chciało mi się słuchać tych rozmów. Zrobiło mi się gorąco więc wyszłam na taras podążając w stronę ogrodu.

Usiadłam na jednej z ławek i wyjęłam paczkę moich czerwonych marlboro. Odpaliłam jednego papierosa i zaciągnęłam się nikotyną. Wiedziałam, że paląc niszczę sobie płuca, ale prawda była taka, że nie zależało mi już za bardzo na niczym.

Wiele ludzi powiedziałoby, że mam idealna życie. Mam pieniądze, przyjaciół, rodzinę jestem rozpoznawalna i w dodatku w chuj ładna. No skromność nigdy nie była moją dobrą stroną. W życiu przeszłam sporo, ciągle coś się działo i dzieje. To życie ukształtowało mnie tym kim jestem, czyli jak to mówi większość zimna suka bez serca. Czy to prawda? Może i tak, ale dzięki temu przestałam być raniona i teraz role się odwróciły. Nie mam poczucia winy ani wyrzutów sumienia. Urodziłam się z już z konkretnym zadaniem danym mi przez moich rodziców, lecz nie należałam do osób, które łatwo ulegają. Więc ich plany co do mnie nie zostaną zrealizowane. Przy najmniej tak uważam.

W oddali zauważyłam jakąś zakochaną parę, która najwyraźniej chowała się przed kamerami i chciała chwile prywatności. Nie chciało mi się już tu dłużej siedzieć, więc ruszyłam w stronę wyjścia po drodze spotkałam mojego ojca.

- O tu jesteś jak się bawisz? - Nie no tatusiu zajebiście tylko tego potrzebowałam do szczęścia.

- Najlepszy bal w moim życiu nic lepszego nie mogłam sobie wymarzyć na dzisiejszy wieczór. - Sarknęłam od niechcenia. - Coś jeszcze? Czy już mogę iść?

- W sumie to chodź ze mną poznasz syna pana Louisa. - O boże tylko nie to. - I nie dyskutuj. - poszłam za nim przeklinając ten wieczór.

- Poznaj mojego starego przyjaciela Louisa, a to moja córka Olivia. - Tatuś zaraz będzie bawił się w z chatki.

- Bardzo miło mi pana poznać. - Powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, który miałam wyćwiczony do perfekcji.

- Mi również. - Odezwał się Louis. Tym samym całując mnie w moją dłoń. - Chciałbym przedstawić ci mojego syna. To Pablo. - W tym momencie zwróciłam uwagę na o głowę wyższego mężczyznę ode mnie. Miał blond włosy i niebieskie oczy ale coś w nim było.

Olivia opanuj się jest blondynem a to znaczy, że nawet się z nim nie prześpię.

Ucałował mnie w dłoń. Będę musiała dzisiaj ją szorować kilka minut.

- Miło mi.- Powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

- Ta mi też. - Oo nie, nie będzie nikt do mnie tak mówił z takim brakiem szacunku. Nasi ojcowie nagle magicznie zniknęli, więc miałam mu okazje nagadać.

- Nie wiem co sobie myślisz, ale nie zamierzam słuchać twojego lekceważącego tonu w moją stronę. Tak jak i ty się domyślam nie chce tu być, ale potrafię okazać szacunek drugiej osobie i oczekuje też tego od ciebie. - Momentalnie usłyszałam jego kpiący ze mnie głos.

- Słuchaj kochanie jedynie co możesz to obciągać mi tymi swoimi usteczkami, a nie pyskować więc nie oczekuj ode mnie żadnego szacunku. - Te słowa zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Wzięłam od kelnera czerwone wino i cała jego zawartość w jednej chwili wylądowała na głowie tego sukinsyna, który śmiał mnie obrazić. Wszystkie oczy były skupione na nas. Teraz to ja uśmiechnęłam się z satysfakcją patrząc na kurwiki w jego oczach.

- Ups... ubrudziłeś się troszkę. - nagle złapał mnie za nadgarstek, który boleśnie ścisnął. - Puść to do cholery! - wrzasnęłam na niego nie mając zamiaru się hamować.

- Pożałujesz tego. - Powiedział to nachylając się nad moim uchem i tak po prostu sobie odszedł

- Olivia co to mia...?! - Odezwał się mój ojciec, ale nie miałam ochoty go słuchać.

- Nie. - poszłam przed siebie czując wzrok wszystkich na sobie. Wyszłam na chodnik z zamiarem pójścia do domu. Nie chciałam jeździć teraz samochodem. Potrzebowałam spokoju. Jak się okazało wcześniej padał deszcz więc było pełno kałuż. Szłam sobie spokojnie i nagle przejechał samochód oblewając mnie całą wodą.

- Kurwa! - Miałam już po dziurki w nosie dzisiejszy dnia. No super jestem cała mokra. Wycisnęłam dół sukienki jak tylko mogłam. Przeklinałam dzisiejszy dzień nienawidząc tego świata.

Za zakrętem zobaczyłam stojący samochód. Tak to był ten co mnie oblał. Nie myślałam już o niczym tylko o tym, aby ochrzanić właściciela auta.

- Ty dupku! zniszczyłeś mi sukienkę i mój wygląd! Przez ciebie wyglądam tragicznie! - W złości wzięłam kamień i rzuciłam nim w ten pieprzony samochód. I nagle wysiadł z niego właściciel...

_________

Hej kochani mam nadzieję że mój pierwszy rozdział się wam spodobał i zapraszam do dalszego czytania losów Olivii.

Buziaki <3















We kill each otherOnde histórias criam vida. Descubra agora