ROZDZIAŁ IV

2.3K 55 24
                                    

Wpuściłam bruneta do salonu, w którym powitał go mój ojciec, Louis i Pablo.

- Chodź pójdziemy do mnie i omówimy pewne sprawy. - Odezwał się mój ojciec do bruneta i ruszyli całą czwórką do biura. Wyjęłam telefon i napisałam do moich przyjaciół, aby przyjechali.

Za niecałe 20 minut do mojej sypialni wpadła dwójka przyjaciół.

- Stara mów w tej chwili o co chodzi! - Brunet wbijał we mnie swój wzrok.

- Czułam w wejściu jakieś zajebiste męskie perfumy, o to chodzi? - Amanda szybko domyśliła się o co chodzi.

- W moim domu aktualnie znajduje się chodzący bóg seksu przysięgam, ale...

- Ale? - Oboje zapytali w tym samym czasie.

- Ale jest bratem Pablo, więc jest pewnie taki sam jak on, a nienawidzę go.

- No wiesz z tego może wyjść jakiś trójkąt. Dwóch braci i ty, w dodatku są przystojni. Marzenie... - Po pomieszczeniu rozbiegł się dźwięczny śmiech bruneta. Po chwili dołączyła się do niego blondynka i uświadomiłam sobie jak bardzo kocham tych debili, którzy tak szybko potrafią mi poprawić humor.

Spędziliśmy wspólnie kilka godzin głównie na oglądaniu i jedzeniu, ale Amanda musiała pojechać do swojego chłopaka, o którym nie wiedziałam prawie nic z resztą jak Nate. Z racji że przyjechali jego samochodem to oboje pojechali. Była już 17 więc postanowiłam że pójdę się poopalać.

Założyłam dwuczęściowy strój kąpielowy w kolorze białym. Ten kolor idealnie pasował do mojej opalenizny. Związałam włosy w niechlujnego koka i wypuściłam z przodu dwa nieduże pasma.
Poszłam za dom i położyłam się na jednym z pięciu leżaków znajdujących się obok w budowanego basenu. Przymknęłam powieki z nadzieją na chwilę odpoczynku, ale co? Przecież to nie dla mnie.

- O widzę, że księżniczka sobie leży. - Rozpoznałam ten głos od razu, należał on do Pablo.

- Tak leżę, jak chcesz się na patrzeć to okej, ale stań sobie z trzy metry dalej ode mnie i się nie odzywaj. - Powieki miałam wciąż zamknięte, nie miałam zamiaru patrzeć na jego twarz.

- Słuchaj nie zapominaj si... - W tym momencie wstałam i patrzyłam się prosto w jego oczy.

- Nie, to ty mnie posłuchaj znajdujesz się u mnie w domu na moim terenie, więc nie myśl sobie, że masz prawo mówić mi co mam robić i jak cię traktować. Jesteś arogancki, bezczelnym typem. - Mówiłam wszystko co przyszło mi na myśl i nie żałuję.

- Za to ty rozpieszczoną zadufaną w sobie księżniczką, która myśli że może sobie owinąć wszystkich wokół palca.

- Mówisz tak bo dobrze wiem, że ci się podobam tylko nie powiesz tego żeby się teraz nie poniżyć. Jesteś żałosny i ja się dziwię że któraś ciebie w ogóle chce, jeśli rzeczywiście jakaś cię chce. - Wyminęłam go z zamiarem skończenia z nim tej sprzeczki.

- Jakoś twoja przyjaciółka nie narzeka jak ją posuwam. - Stanęłam w miejscu starając się wszystko złożyć do kupy. - Co nic ci nie powiedziała? - Zaczął się bezczelnie śmiać. Odwróciłam się i uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz.

- Pieprz się! - wykrzyczałam mu w twarz i ruszyłam ruszyłam stronę domu po drodze wpadając na kogoś. - Patrz jak łazisz! - podniosłam głowę i zobaczyłam Marco w idealnie dopasowanej białej koszuli.

- To że jesteś nie w humorze nie znaczy, że musisz się wyżywać na każdym dookoła. - Odezwał się tym swoim głosem bezczelnie patrząc mi się w na piersi.

We kill each otherWhere stories live. Discover now