Rozdział VIII

177 17 5
                                    

- Nareszcie, Robert. Już myślałam, że coś się stało. - Marlena odetchnęła z ulgą zza rogu, widząc jak Poniatowicz po blisko dziesięciu godzinach wrócił do schroniska. Stanął zmachany w progu z tak zmarzniętymi policzkami, że kobieta od razu podeszła do niego bliżej. Zatroskana ujęła jego twarz w dłonie, aby lepiej mu się przyjrzeć. Robert jednak przechwycił jej dłonie i subtelnie je odsunął. Pociągnął głośno nosem i przetarł rękawem usta, zrzucił z siebie plecak ze sprzętem i opadł na ławkę przy drzwiach.

- Znaleźli go. Dotarłem do Słowaków, gdy już mieli go na noszach - powiedział ochryple, nisko, ze zrezygnowaniem w głosie. Westchnął głośno i zaczął rozwiązywać buty, unikając wnikliwego spojrzenia Marleny.

- Wiem słonko, Mariusz dzwonił jakąś godzinę temu.

Marlena znała Roberta od lat. Doskonale wiedziała, skąd wynikał jego upór i stanowczość na każdym kroku. Jak poważnie traktował pracę w TOPRze i jakie piętno na nim odbiła akcja poszukiwawcza jego ojca. To nie był pierwszy raz, kiedy działał na przekór Drzewuckiemu. Zawsze walczył i szukał do samego końca, choć nie raz doprowadzał Mariusza do gorączki swoim zachowaniem. Nigdy co prawda nie naraził swoich kolegów ani całej akcji, ale bywały momenty kiedy stawał okoniem i kontynuował poszukiwania na własną rękę. I nie raz, dzięki temu, faktycznie uratował komuś życie. Jednak pomimo spięć i ogromu nerwów, kłótni i impulsywnych wymian zdań, Drzewucki nigdy nie zakwestionował decyzji Roberta. Choć nie raz, wyczekując jego powrotu, różne rzeczy cisnęły mu się na usta.

Robert tylko mruknął w odpowiedzi, pokiwał głową i zmienił od razu temat.

- A Bazyl gdzie się szwęda?

- Jest u Zuzy na górze. Położył się tam jakiś czas temu, psinie ta akcja też chyba dała w kość.

- Chłopcy pewnie już zeszli, prawda? - dodał nieco oschle, wstał z ławki i zebrał swoje rzeczy z przedsionka. Zerknął tylko w kierunku pokoju, w którym spał z kolegami od ostatnich trzech dni, ale był już wysprzątany i gotowy na przyjęcie nowych gości. - Wezmę tylko prysznic i też będę się zbierał. Nie ma sensu, żebym ci blokował łóżka.

- Nie wygłupiaj się! - odparła Marlena przejmując od Roberta przemoczone ciuchy. - Na górze jest świeżo pościelone łóżko, dobrze by było, gdybyś...

- Dzięki Marlena, ale zejdę. Też chciałbym się we własnym przespać raz na jakiś czas.

Po godzinie Robert był już gotowy do ostatecznego zejścia. Wziął prysznic, przebrał się i po kilkukrotnych namowach Marleny, zjadł z nią jeszcze żurek na pożegnanie. Zapiął Bazyla w szelki i już zaczął zakładać buty, kiedy kobieta nagle wbiegła na piętro, wracając z plecakiem, który znalazła Zuza.

- Co to jest? - zapytał zdezorientowany.

- Zuza go znalazła przed weekendem pod Świnicą. Miała sama ci go przekazać, bo wspomniałam jej wcześniej o matce tej kobiety... - nie zdążyła dokończyć zdania, gdy Poniatowicz odebrał go z jej z rąk, przyjrzał mu się szybko i schował go w górnej kieszeni własnego plecaka.

- Dzięki - bąknął pod nosem, po czym założył raki, zapiął Bazyla na smycz i zaciągnął pod sam nos polarowy komin.

- Robert - zatrzymała go jeszcze Marlena, zanim zniknął za progiem drzwi. - Zadzwoń do niej chociaż. Na pewno będzie jej miło - dodała ostrożnie i niepewnie, jakby obawiała się jego reakcji.

- Na razie, Marlena. Do zobaczenia za kilka dni.

***

Śnieżyca ustąpiła, ale szlak przez Roztokę do Palenicy był całkowicie zasypany. To było długie i mozolne zejście dla Roberta. Musiał torować niemalże całą drogę, a zmęczenie po ostatnich trzech dobach coraz bardziej dawało mu się we znaki. Mimo wszystko ani się nie obejrzał, kiedy zszedł do wysokości rozwidlenia szlaku w kierunku Siklawy. Mając już pełny zasięg w komórce, zadzwonił do Drzewuckiego. Potwierdził krótko, że zszedł z Piątki i jest już na ostatniej prostej do Wodogrzmotów Mickiewicza. Po namowach naczelnika zgodził się na podwózkę z Palenicy do domu i dalszą drogę zaczął pokonywać już nieco szybszym tempem. Bazyl dzielnie dotrzymywał mu kroku przy jego nodze, radośnie zaczepiając go raz na jakiś czas.

Białe niebo [WSTRZYMANE]Where stories live. Discover now