part 3

4.2K 258 85
                                    


Sofia, Brno – tydzień od ucieczki z Cannes. 

Brno, w którym mieszkała i pracowała moja siostra Ewa, było brudne, tłoczne i nigdy nie zachęcało do bliższego poznania go, jak każda inna duża metropolia, ale w końcu to drugie największa betonowa dżungla w moich rodzinnych Czechach. Stolica Moraw udająca, że lata świetności nadal ma przed sobą. Jedyne co je ratowało przed zapomnieniem to zabytki.

Szwendałam się po Brnie jak japoński turysta, zwiedzając największe atrakcje. Co innego mogłabym robić dla zabicia czasu? Na palcach obu rąk mogłam wymienić atrakcje turystyczne, które zobaczyłam w ostatnich dniach: Pozostałości murów miejskich, Katedra Piotra i Pawła – chociaż ja prześmiewczo nazywałam ten budynek Paweł i Gaweł w jednym mieszkali domku, kościół – bo jakże by inaczej – świętego Jakuba z męską gołą dupą na elewacji, Stary ratusz, Teatr Mahenove Divadlo, Klasztor kapucynów. Twierdza Spilberg, Targ kapuściany i rynek. W tej części Europy nie znałam miasta, którego najważniejszą częścią nie byłby rynek.

Dzień za dniem starałam się być zajęta, kiedy Ewa pracowała. Adam i tak wiedział, gdzie jestem, więc nadal do woli używałam karty i wydawałam jego pieniądze. Wczoraj oglądałam kamienicę pod czterema gburami – mogłabym im nawet nadać imiona pewnych „gburów". Przy okazji odwiedziłam Smoka Brneńskiego vel wypchanego krokodyla, by na koniec nie pogardzić ogrodami Denisa (Denisovy Sady), z których rozciągała się panorama na miasto. Osobliwością tego miejsca, jak twierdził przewodnik, oprowadzający w tym samym czasie grupę turystów, był zegar, który od czasu oblężenia szwedzkiego w 1654 roku, wybijał południe o godzinę wcześniej. W tej sposób generał Raduit de Souches oszukał najeźdźców.

– Ale jak się dali... – skwitowała turystka pod czterdziestkę – to cóż. Dobra nasza!

Znudzona widokami i bezczynnością wróciłam na Targ Kapuściany i zaszyłam się w jednej z kafejek, czekając, aż siostra spotka się ze mną na lunchu, skoro pracowała niedaleko. Wpatrywałam się w ogromną, barokową fontannę Parnas, z której to w zamierzchłych czasach sprzedawano karpie na Wigilię.

Wpychałam w siebie kolejny słodki deser. Taka moja rutyna od paru dni. A dupa rośnie. Obecnie był to substytut dla braku: fenyloetyloaminy, dopaminy, noradrenaliny, serotoniny, oksytocyny, wazopresyny oraz endorfin! W skrócie seksu i orgazmów. Tak to jest jak się czyta za dużo książek! A ja je wciągałam jedna za drugą przez pierwsze pół roku po uwolnieniu z Dubaju. Przez tę całą sytuację i stres, to przeklęte miasto pojawiało się w mojej słowie zbyt często, przywołując wszystkie złe wspomnienia. Znów nie spałam w nocy, nasłuchując kroków, a nie miałam ze sobą żadnych leków na uspokojenie.

Moje uzależnione od Adama receptory opioidowe, tęskniły za dużą ilością dopaminy pobudzającej hipokamp. Nie bez powodu święty Walenty jest patronem nie tylko zakochanych, ale także chorych umysłowo. Czekolada, alkohol albo seks. Takie były zamienniki. Zanim przejdę do alkoholu, najpierw będę się zażerać cukrem, Nie, żeby ktokolwiek miał w najbliższym czasie widzieć mój rosnący, od samego patrzenia na czekoladę, tyłek.

Imię Nicoli wyświetliło się na moim telefonie. Ciekawe jak jej poszło uwodzenie męża? Odebrałam ze słowami:

– Zadziałało?

– Tak! – przyznała z entuzjazmem.

– To jesteś mi dłużna – zaśmiałam się, wpychając do ust łyżeczkę pełną kremu i bitej śmietany.

– Hmmm.

– Co hmmm?

– A mogłabym być jeszcze raz dłużna? – spytała nieśmiało.

Złamana Róża - One of a Kind  - Baleary tom #2 - WYDANA 15/05/2024Where stories live. Discover now