Prolog

6K 284 121
                                    



Sofia, Genewa - trzy miesiące po uwolnieniu z Dubaju. 

Nie chcę tu być!

Ponownie rozejrzałam się po luksusowej poczekalni, której okna wychodziły na miasto. Kanapy i fotele ustawiono tak, by siedzieć tyłem do wejścia, ale za to mogłeś się rozkoszować cudownym widokiem za szybą. Błękitne niebo bez ani jednej białej chmurki zachwycało kolorem. Park w oddali przyciągał wzrok soczystą zielenią.

Nie chcę tu być!

Przebierałam palcami po podłokietniku pod czujnym spojrzeniem Alessiego. Oblizałam usta, a potem poprawiłam nieistniejące zakładki na koszulce. Wytarłam spocone ze zdenerwowania dłonie o spodnie. Wsunęłam niesforne pasemko pod wsuwkę, ale wróciło na swoje miejsce. Takie drobne rzeczy wyprowadzały mnie z równowagi.

Mój oddech przyśpieszył. Poczułam natychmiastową wściekłość. Gwałtownym gestem ściągnęłam gumkę z włosów i niemal wyszarpnęłam spinki. Zabolało, a ja byłam w stanie złapać oddech. Ból był dobry. Pozwalał mi poczuć, że znów żyję. Uzależniłam się od niego. Przeczesałam palcami włosy i ponownie spięłam, naiwnie myśląc, że rezultat, który osiągnę, będzie lepszy od poprzedniego.

Puls tętnił mi w uszach, przeładowując dodatkowo już i tak obciążone zmysły. Zamrugałam, jakby to miało pomóc. Zanim sięgnęłam ponownie do gumki, Alessi złapał mnie za nadgarstek ze stanowczym: Nie. To nie on powinien tu dzisiaj być, ale Adam. Okazało się jednak o poranku, że nie byłam dla niego taka ważna, jak mi się wydawało. Obudziłam się sama w łóżku a Alessi tylko zdawkowo powiedział: interesy. 

Uwolniłam się z sapnięciem i podniosłam, podchodząc do okna. Spojrzałam w dół, zastanawiając się, jak długo spadałabym z trzydziestego piętra. Piętnaście sekund? Dwadzieścia? Czy uderzenie w beton bolałoby? Czy śmierć byłaby natychmiastowa? 

Podskoczyłam w miejscu, słysząc otwierające się drzwi. Ze strachem obejrzałam się przez ramię, zerkając na mężczyznę, który się w nich pojawił.

– Sofia, dzień dobry, zapraszam.

Miał łagodny ciepły głos a aparycja uprzejmego, eleganckiego starszego pana z włosami przyprószonymi siwizną powinna zachęcać. Ja jednak spięłam się na te słowa i nerwowo zerknęłam na drzwi wejściowe obok biurka recepcjonistki. Alessi siedział bez ruchu, ale mogłam się założyć, że gdybym postanowiła uciec, nie dotarłabym nawet do drzwi.

I dokąd miałabym uciec?

Oderwałam się od framugi. Z każdym krokiem serce w piersi waliło mi coraz głośniej. W głowie słyszałam tylko jedno słowo, powtarzane jak mantra: uciekaj! A jednak nie mogłam tego zrobić. Musiałam walczyć. Chciałam walczyć. Każdy krok sprawiał mi fizyczny ból, ponieważ ciało nie chciało współgrać z mózgiem.

Mój terapeuta nie ponaglał. Stał nieruchomo, czekając, aż wejdę do środka, żeby mógł zamknąć drzwi. Zrobił to bezgłośnie, mając chyba w pamięci, jak panicznie zareagowałam, gdy zamknął je głośno za pierwszym razem. Dostałam histerii na zawołanie i zamiast odbyć pierwszą sesję terapii, spędził godzinę, usiłując mnie uspokoić. Byłam jak dzikie zwierzątko zapędzone w róg i niewidzące żadnego wyjścia. Teraz już wiedział, że musi się odsunąć, żebym w ogóle weszła do środka.

Usiadłam na fotelu i podrapałam się po nosie. Wyjrzałam za okno. Jak długo trwa upadek z trzydziestego piętra?

– Miło cię widzieć – zagaił.

– Nie chcę tu być! – wyszeptałam, drapiąc się po dłoni. Sekundę później zaswędziała mnie skóra głowy, potem łydka, stopa. Drapałam się, denerwując jeszcze bardziej. Wszystko mnie swędziało.

Złamana Róża - One of a Kind  - Baleary tom #2 - WYDANA 15/05/2024Where stories live. Discover now