Jego włosy były ułożone w artystycznym nieładzie, na nogach miał niebieskie jeansy z niewielkimi dziurami, a do tego koszulę z rozpiętymi dwoma guzikami. Wyglądał...smakowicie. 

Poczułam jak rumieniec gwałtownie wpełzł na moje policzki, przez co speszona nawet nie zauważyłam, że brunet przyłapał mnie na obserwowaniu go. Posłał mi bardzo delikatny uśmiech, poprawił włosy i usiadł tuż obok mnie. 

Cholerny dziesięcioosobowy stół. Kto taki kupuje?

Oblizałam usta, nalewając sobie do szklanki wody z cytryna. W sumie nie chciało mi się pić, ale czułam potrzebę zrobienia coś rękami. Inaczej...inaczej mogłoby się to skończyć dużo ciekawiej.

- Jak w szkole, Destiny? - zagadała ciocia, uśmiechając się do mnie zachęcająco. 

Pogrążona w myślach pokręciłam gwałtownie głową na boki i mrugnęłam kilkakrotnie oczami. 

- Em...wszystko w porządku. Trochę sporo sprawdzianów, ale nie ma źle - odparłam, uśmiechając się blado. 

Kirsti kiwnęła głową, spoglądając na mnie ze zmartwieniem wypisanym w oczach. Nie martw się ciociu. Ze szkołą wszystko dobrze. Jedyny aktualny mój problem siedział tuż obok mnie. Pieprzone 8 centymetrów. To tylko twój syn ostatnio zaprzątał mi głowę. Czy ja tego chcę? Oczywiście, że nie. Jednak nie mogę nic na to poradzić... O boże, właśnie się poruszył. Widzisz przez co ja muszę przechodzić? Najchętniej to wywiozłabym go gdzieś do lasu i tam zostawiła. Samego. Z wilkami. O tak, to jest dobry...

- Destiny? - zapytał Miles, wyrywajac mnie z mojego wewnętrznego monologu. Uniosłam głowę, patrząc w jego kierunku. Wyglądał... na bardzo zmartwionego. 

- Tak, wujku? - zapytałam, milutko się uśmiechając. 

- Wszystko w porządku? - zapytał, coraz bardziej marszcząc brwi. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, że się tak nawet da. Jego czoło wyglądało teraz jak jakieś lądowisko dla samolotów. Oczywiście, niczego nie ujmując z urody wujka. - Przed chwilą twoje ziemniaki... chyba je właśnie zabiłaś - wyjaśnił, układając usta w wąską kreskę. 

Momentalnie spojrzałam na swój talerz gdzie faktycznie. Ziemniaki wyglądały jakby ktoś je potraktował z wyjątkową agresją. Jakby ktoś po nich przejechał kilkakrotnie kosiarką... albo raczej widelcem. 

... ja piernicze. 

- Oh, to tylko... Mieliśmy ostatnio zajęcia z powstrzymywania agresji. Pani psycholog tak radziła nam robić, gdy jesteśmy na kogoś wyjątkowo źli - wymyśliłam na poczekania, posyłając słodki uśmieszek wujkowi. 

- To ktoś musiał cię wyjątkowo zdenerwować - zauważył, kątem oka spoglądając na Reubena. 

Czułam jak chłopak zjeżdża trochę w dół krzesła. 

Ha!

- Nikt ważny. Taki znajomy - mruknęłam, machając niedbale ręką. 

- A wiec, jak już mówiłem... - zaczął z powrotem rozmowę mój ojciec, a cały stół nagle  z powrotem skupił się na sobie nawzajem. 

Po około pół godzinie znowu wyprosili nas ze stołu. Robiło się to coraz bardziej podejrzane i nie przyjemne. Nie miałam najmniejszej ochoty spędzać czas z Reubenem. Nie teraz. Jednak ojciec kategorycznie zabronił mi pójścia do domu. Nawet nie obchodziło go to, że mam projekt do szkoły! No, nie miałam tak naprawdę, ale skad miałby to wiedzieć? Chciałam po prostu uwolnić się od tego domu, od tego cholernego Evansa i w spokoju obejrzeć Normalnych Ludzi na HBO GO. 

Z miną męczennika zaczęłam się wspinać na sam szczyt schodów. Brunet był w swoim pokoju już od jakiegoś czasu, bo musiałam jeszcze po drodze zahaczyć o łazienkę. Wiecie, sprawy fizjologiczne i takie tam. Savannah z Charliem momentalnie poszli do jej pokoju i się tam zamknęli. Dosłownie, zamknęli. Na klucz. Może trzeba za niedługo do edukować mojego braciszka w sprawach kwiatków i pszczółek. Na pewno nic nie wie. To jeszcze dziecko. 

आप प्रकाशित भागों के अंत तक पहुँच चुके हैं।

⏰ पिछला अद्यतन: Jan 21, 2022 ⏰

नए भागों की सूचना पाने के लिए इस कहानी को अपनी लाइब्रेरी में जोड़ें!

Simple loveजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें