Rozdział 7- Prawda wychodzi na jaw

9 1 0
                                    

-Możesz już przestać Matthias, piąty raz czytasz tę książkę.
-Zaciekawiła mnie.
-Od kiedy „Historia świata" jest ciekawa?
-Od teraz.
Køhler zamknął czytaną książkę.
-Słuchaj Lukas- wstał z fotela, chwycił obie ręce Bondevika i założył mu nad głowę - Mam dosyć tych tajemnic. Może powiesz w końcu co się dzieje?
Norweg nie mógł wykrztusić słowa. Zdziwiło go zachowanie chłopaka. Nigdy się tak nie zachowywał.
-Berwald, Tino coś wiedzą?
Lukas spuścił głowę i wyszeptał ciche: „Tak"
-Emil i Leon też wiedzą- wyszeptał ze spuszczoną głową.
-To coś dotyczy mnie czy nie?
Przez chwilę zaległa cisza a potem:
-Tak, dotyczy.
-Więc skoro mnie dotyczy, to może mi w końcu powiesz?
-Na razie nie mogę.
-To kiedy w końcu będziesz mógł?
-Ja...-Norweg nie dokończył, ponieważ drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem.
Zobaczyli przerażonych: Tino, Berwalda, Emila, Leona i Giannę.
-Szybko uciekajcie!- krzyknął Emil.
Matthias puścił Lukasa.
-Co się stało?- zapytał.
-Szkoła jest pod ostrzałem- warknął Berwald.
Zaczęli uciekać przez północne skrzydło.
-Gdzie jest Vash?- zapytał zdyszany Norweg.
-Nie wiemy, nie widzieliśmy go nigdzie.
Skręcili w boczną ścieżkę na błonia.
O tej porze roku było już zimno, błonia były pokryte śniegiem, a oni biegli tylko w zwykłych bluzach. Nie mieli czasu ubrać kurtek, gdy pobiegli aby zawołać Køhlera i Bondevika.
Siedzieli w stołówce, gdy usłyszeli pierwsze strzały, potem cała szkoła rozpierzchła się na wszystkie strony wpadając w coraz to większą panikę.

-Mamma mia!- krzyknęli bracia Vargas. Ludwig i Antonio widzący jak ich przyjaciele uciekają, zaczęli biec za nimi, żeby ich nie zgubić i żeby nic im się nie stało. Za Ludwigiem podążył Kiku, a za Antoniem z kolei Francis.
-Gdzie moja kuzynka?! Gdzie ona jest?! Gianna!!!
-Jest z Berwaldem, Tino, Emilem i Leonem- krzyknął Antonio- dalej, biegnij stary.

-ARTIEE!!! –krzyknął Alfred- Fuck. Arthur, gdzie jesteś?!!
-Tu jestem, biegnij.
Biegli korytarzem przedostając się do części zachodniej gdzie znajdowały się dormitoria dziewcząt.
-Pomóżcie.
Usłyszeli błagalny głos. Podbiegli i zobaczyli Ivana pochylającego się nad Yao, który trzymał się za zakrwawiony bark.
-Ta zdz*ra mnie dosięgła- wysapał chińczyk.
Ivan był przerażony i zdenerwowany jednocześnie obecną sytuacją.
-Nic mi nie będzie- warknął Wang- Muszę to tylko czymś opatrzyć.
Amerykanin zerwał kawałek materiału z koszulki, klęknął i zaczął obwiązywać ranę koledze.
-Wiecie czyja to sprawka?
-Michelle.
Arthur, gdy to usłyszał o mało nie zsunął się na ziemię.
Alfred zerknął na niego przerażony.
-Wszystko w porządku Artie?- zapytał.
-T...tak.
-Wpadła do szkoły i zaczęła strzelać jak jakaś...
-Yao.
-Co?! Cholera. To nic. Była z nią Yekaterina. Zabrały jeszcze ze sobą jakiś dwóch przygłupów i wparowali na stołówkę.
-Usłyszałem tylko strzępki słów. Mówiły o Duńczyku. Cały czas o nim pieprzyły PRZEZ CAŁY CHOLERNY ROK!!
-Yao uspokój się- powiedział Rosjanin- nie możesz się denerwować.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.
-Yao, uspokój się, wiesz przecież, że to nie jest wina Ivana.
-Wiem! W każdym bądź razie szukajcie Nordyków, bo to ich chcą dopaść. Wiedzą wszystko, nie będą czekać.
-Jasna sprawa- odparł Alfred.
-Dacie sobie radę? –zapytał Arthur.
-Tak. Biegnijcie- powiedział Ivan.
Arthur i Alfred zniknęli im z oczu. Skręcili w boczny korytarz i nagle Anglik się potknął.
-Co jest do cholery?
Odwrócił się i zobaczył Matthew leżącego w kałuży krwi.
Amerykanin opadł na kolana, przyłożył palce do tętnicy i odetchnął z ulgą.
-Żyje, zadzwoń po karetkę, niech zabierze go stąd.
Arthur wykonał polecenie.
-To już wykracza poza normę- Alfred zatamował krwawienie i oboje czekali do przyjazdu karetki.
Przyjechała po 10 minutach i zabrali nieprzytomnego chłopaka.
Amerykanin wyciągnął pistolet z kabury ukrytej pod kurtką.
Arthur zastygł w miejscu.
-Skąd to masz?
Alfred Jones uśmiechnął się jadowicie:
-Przecież kochany trzeba być przygotowanym do roku szkolnego. Mała s*ka postrzeliła mojego młodszego brata, nie daruję tego tej ku*wie.
Anglik był pod wrażeniem. Od razu poczuł się pewniejszy.
-Chodź idziemy szukać Nordyków. Jestem pewien, że tam ją znajdziemy- warknął Alfred.
Po drodze wpadli na Feliksa i Tolysa. Polak miał zabandażowaną prawą rękę, z kolei Litwin lewe oko.
-Jesteście cali?- zapytał przerażony Tolys.
-Tak, a wy się dobrze czujecie pomimo tych ran?
-Tak, odpoczywamy chwilę. Nieźle nas Michelle załatwiła, na cacy wręcz.
-Widzieliście w ogóle Vasha z siostrą? Nie możemy ich nigdzie znaleźć.
-Tak, dwójka przygłupów Michelle ich dopadła w strażnicy szkolnej.
Uderzyli ich kamieniem w tył głowy i zaciągnęli do schowka na miotły i zamknęli. Na szczęście jak to ich rola jako debili, zgubili klucze i je wziąłem dosłownie przed minutą jak przybiegliście- powiedział Polak- Zaraz ich otworzę i zobaczymy czy dojdą do siebie. Vash też ma broń, więc bardzo by się przyda, bo teraz każda para rąk z bronią jest potrzebna. Ta idiotka strzela nie patrząc na kogo. Widzieliśmy z Tolysem jak biegła z Kateriną za Nordykami. Uciekali północnym skrzydłem na błonia.
-Okej, dzięki wielkie- Alfred uniósł broń- Jak Vash dojdzie do siebie, niech dołączy do mnie.
-Jego siostra też może. Też ma broń. Vash dał jej w razie niebezpieczeństwa.
-Okej, jak jej pozwoli to też niech przyjdzie, bardzo będę wdzięczny.
-Jasne.
Oboje pobiegli kierując się na błonia.
Obyśmy tylko zdążyli- pomyślał Alfred.

Project- "Gakuen Academy"Where stories live. Discover now