7. STRASZNA CHAŁA W GŁOWIE

79 3 30
                                    

MICHALINA

Michalina uświadomiła sobie, jak bardzo oderwana była od rzeczywistości swoich znajomych, gdy została weń brutalnie wrzucona. Stojąc na środku parkietu, próbowała przywołać w pamięci, kiedy ostatnio tańczyła. Tak naprawdę tańczyła — nie liczyła momentów, w których prowadził ją Karol. Chronił wtedy Misię przed tłumem, przed stresem. Bez jego ramion i czujnego spojrzenia czuła się przede wszystkim zagubiona. Nie wiedziała, co zrobić z rękami, z nogami, miała niemal bolesną świadomość grymasu na twarzy. Rejestrowała innych ludzi bardziej zapachem niż dotykiem, muzyka nieprzyjemnie huczała jej w uszach. Żałowała, że przyjechała tu samochodem. Może alkohol trochę by pomógł.

Przymknęła powieki. Próbowała w tym hałasie i przesadnej bliskości obcych ciał wyłapać jakiś rytm. Cokolwiek, czego mogłaby się rozpaczliwie chwycić w momencie największej potrzeby. Wtedy właśnie poczuła cudzy dotyk. Otworzyła szybko oczy, przekonana, że prędzej niż rytm, złapałaby co najwyżej za ogon własną paranoję. Blisko niej stał mężczyzna. Nie potrafiła go opisać w migających światłach i dusznym powietrzu — potrafiła tylko zarejestrować nagłą obecność Kacpra. Od razu rozpoznała jego brzydkie oprawki okularów. Nie dotknął jej — uniemożliwił to komuś innemu.

Dopiero w tamtej chwili Misia uświadomiła sobie przykrą prawdę — nie padła ofiarą własnej paranoi. Naprawdę niezbyt subtelnie złapano ją za tyłek! Tym gestem została gwałtownie wyrwana ze świata intensywnych kolorów pod powiekami. Oddech przyspieszył tak samo serce i chaotyczny przepływ myśli. Pozwoliła Kacprowi, by zaprowadził ją z powrotem do stolika, który ich grupa zajmowała od początku wieczoru. Misia czuła nieznośny gorąc na policzkach, bardziej z zawstydzenia sytuacją niż zdenerwowania. Wcześniej słyszała, jak Kacper coś mówił do tamtego mężczyzny, ale nie rozróżniała słów — szum w uszach wszystko zagłuszał. Sama powinna zareagować, a potrafiła tylko trzymać mocno dłoń Kacpra, jakby inaczej miała utonąć.

Musiała dochodzić północ, w klubie zrobiło się tłoczniej, wszyscy zdążyli wypić chociaż trochę alkoholu. Karolina dawno temu zarządziła wyjście na parkiet. Misia nie była zbyt chętna, ale nie chciała również zostać sama przy stoliku, dlatego bez słowa poszła za wszystkimi w tłum. Niedługo później zgubiła znajome twarze w chaotycznej fali ciał. Nie wiedziała, jakim cudem Kacper wypatrzył ją w odpowiednim momencie. Kiedy usiedli obok siebie, jedyni wśród pustych szklanek i butelek, nie miała odwagi na niego spojrzeć. Dawno go puściła — teraz nie wiedziała co zrobić z dłońmi.

— Mógłbym cię odwieźć do domu, ale przyjechałem tramwajem — powiedział Kacper, nachylony do niej tak, by nie musiał mówić przesadnie głośno.

Wzięła głęboki wdech i uniosła głowę. Czas obchodził się z Kacprem bardzo łaskawie, gdyż jeszcze dwa lata temu przytaknęłaby na słowa Karoliny, że ich kolega wygląda trochę jak szczurek. Powoli zaczynał przypominać bardziej mężczyznę niż chłopca, rysy nabrały ostrości, biła od niego dziwna dojrzałość. Misia nie potrafiła sensownie wytłumaczyć, dlaczego go nie lubiła — na pewno nie za twarz, gdyż ta momentalnie wzbudzała zaufanie. Wymyślona, pielęgnowana zadra Michaliny tkwiła głębiej, gdzieś od dwa tysiące trzynastego roku, kiedy po prostu przestała się do Kacpra odzywać. Nie mogła sobie przypomnieć ich ostatniej rozmowy. Jego głos, choć przyjemnie, brzmiał również obco. Głos z dawnego życia, wymazany na rzecz innych.

— Przyjechałam samochodem — odparła, nie mogąc uzbierać odpowiedniej ilości chłodu w słowach. — Poradzę sobie.

Pokiwał głową. Nie wiedziała, dlaczego oczekiwała, że będzie z nią dyskutował. W jej wyobraźni już mówił „nie możesz sama jechać" albo „nie powinnaś sama jechać" w zależności od tego, która forma bardziej by mu pasowała. Kacper jednak nie miał zamiaru mówić Michalinie, co ta ma robić — nawet jeśli przed chwilą ją uratował. Odwróciła wzrok w stronę parkietu, z tej perspektywy bardzo odległego. Widziała Karolinę, wymachującą włosami spiętymi w kucyka. Rękawy czarnej koszulki maksymalnie podwinęła, robiąc z niej bezrękawnik. Miała naprawdę ładne, umięśnione ramiona. Nie opuszczał jej wyśmienity humor. Misia odczuwała z tego tytułu zazdrość tak mocną, aż rozbolał ją żołądek. W taki sposób mógł dawać o sobie znać też głód, aczkolwiek szybko zbyła tę myśl. Wolała być zazdrosna niż głodna.

Wczesna jesieńWhere stories live. Discover now