Musisz żyć. + zwiastun [Haymitch]

955 43 18
                                    

Nieważne co byś zrobił i jakbyś żył, na końcu i tak okazuje się, że znajdujesz się na rozstaju dróg. W życiu każdego człowieka pojawia się taki moment, w którym musi podjąć ważną decyzję. Decyzję, której nie chce podjąć. Decyzje, która może zrujnować życie Tobie oraz Twoim bliskim, a także decyzje, która potrafi zadać ból. Nikt nie chce brać na siebie takiej odpowiedzialności, nikt nie chce za nikogo decydować. Czasem bywa tak, że jedno postanowienie może zmienić całe Twoje życie. Ludzie nie lubią zmian, przyzwyczaili się do bezpieczeństwa i ciężko coś zmienić. Myślę, że jest to spowodowane strachem przed tym co na nas czeka. I w końcu, kiedy zdecydujesz niewłaściwie, będzie musiał żyć z tym do końca swojego życia. Nie chcę tego robić, nie jestem jeszcze na to gotowy. Potrzebuję gotowych odpowiedzi. Gdybym przynajmniej wiedział, że mój wybór okaże się właściwym, zrobiłbym to. Minęło zaledwie kilka dni, a moja osobowość uległa diametralnej zmianie. Nie wiem już kim jestem i jak się tu znalazłem. Wszystko się zmieniło.

- Przykro mi, Haymitch - czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Nawet nie próbuję się odwracać, nie jestem w stanie zliczyć ile razy słyszałem właśnie te słowa. Tak naprawdę? Guzik wiecie. To nie Wy spędzacie dzień i noc przy łóżku nieprzytomnej dziewczyny. To nie Wy wierzycie, że zaraz się wybudzi. To nie po Waszych policzkach spada kolejna łza, łza bezsilności, i to nie Wy cierpicie tak bardzo, a Wasze przedwczesne kondolencje możecie sobie wsadzić gdzieś.

- Przepraszam, że pytam - usłyszałem za plecami nieznajomy głos mężczyzny, to jeden z lekarzy. Każdy z nich zna Cassie i wiem, że o nią walczą. Jednakże jej stan jest zbyt poważny, Robią wszystko co w ich mocy, ale na razie bezskutecznie. Cassie zadała sobie kilka ciosów nożem, ale na szczęście nie uszkodziła żadnych organów - Czy zdecydował Pan już o nadzwyczajnych środkach? W dalszym ciągu organizm dziewczyny nie wykazuje żadnych zmian, jej życie jest sztucznie podtrzymywane przez maszyny. Nie ponaglam, ale powinien Pan podjąć decyzję, proszę się zastanowić.

- Rozumiem - odpowiadam cicho, spoglądając na bezwładne ciało dziewczyny.

W oddali słyszę zanikające kroki. Odszedł. Ludzie przychodzą i odchodzą. Mówią, że będzie dobrze, że wszystko się jakoś ułoży. Jedni pocieszają, drudzy ciągle powtarzają, że jest im przykro. Wierzę, mi też i co z tego? No właśnie. To niczego nie zmienia. Cassie straciła wiele krwi, zrobiono jej operację. Na razie jej stan jest stabilny, ale to nic pewnego. W nocy jej serce się zatrzymało i trzeba było ją reanimować. Spoglądałem na to wszystko zza szyby, ukryłem twarz w dłoniach i prosiłem Boga żeby to przetrwała. Kiedy lekarze oznajmili mi, że się udało, miałem ochotę ich wyściskać. Niestety, zostałem również poinformowany, że nawet jeśli się wybudzi, może nie być w pełni sprawna. Szanse, że wszystko będzie z nią dobrze wynoszą 50%. Spoglądam na nią zmarnowanym wzrokiem. Wygląda tak spokojnie, jej ciało równomiernie się unosi. Jest podłączona do wielu maszyn, między innymi do respiratora. Mój wzrok przenosi się na jej powieki i marzę o tym aby je otworzyła, aby poraziła mnie blaskiem swoich niebieskich oczu. Ale nic się nie dzieje, jej powieki są zamknięte, ciało bezwładne, a ona w dalszym ciągu nieprzytomna. Walcz, skarbie ­- wciąż powtarzam sobie w myślach te słowa. Jestem jej największym fanem, ona musi się obudzić. Nie mogę jej tak po prostu odłączyć i pozbawić ją życia. Cudownego życia.

Byłem tak bardzo pogrążony w rozmyślaniach, że nawet nie zauważyłem, że ktoś wszedł do pokoju. Podniosłem powoli wzrok i dostrzegłem kobietę, która zajęła miejsce po drugiej stronie łóżka szpitalnego. Siedziała na małym, brązowym krześle i trzymała bezwładną rękę dziewczyny. W tym momencie dotarło do mnie, że nie tylko ja cierpię. Mimo naszej sprzeczki, nie mogę powiedzieć żeby odeszła. Bądź co bądź, znała Cassie lepiej ode mnie. Spoglądam na kobietę, której oczy przepełnione są łzami. Jej uwaga koncentruje się wyłącznie na Cassie. Ściska jej dłoń oraz głaszcze delikatnie jej niesforne blond włosy. W moją stronę nie spogląda ani razu, zachowuje się tak jakby mnie tu nie było. Nic dziwnego, w końcu powiedziałem, że jest dla mnie martwa.

- Hej, Cassie - zwraca się w stronę dziewczyny, ocierając prawą dłonią spływające łzy - Chcę Ci tylko powiedzieć, że jestem tu i będę. I wiesz co? Musisz wrócić, bo tutaj wszyscy na Ciebie czekają. Wracaj dziecinko.

Tkwimy tu oboje, w ciszy i smutku. Nie spoglądamy na siebie ani nic nie mówimy. Ta cisza jest krępująca, ale wiem, że nie mogę się odezwać. Skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć B. Należy być wytrwałym w swoich postanowieniach. Znajduję się w kłopotliwej sytuacji. Część mnie chce tu zostać, a część uciec. Postanawiam zostać, dla Cassie.

- To dobry dzieciak. Była tu jedyną osobą, zaraz po mnie, która Cię lubiła. Nawet nie wiesz ile razy prosiła mnie, żebym zabrała ją do Dwunastki - wspomnienia powodują, że na twarzy Effie pojawia się delikatny uśmiech. Czuję na sobie jej wzrok, ale nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, nie potrafię. Sam już nie wiem czy nie zareagowałem zbyt gwałtownie, może powinienem porozmawiać z nią na spokojnie. Być może Effie to rozumie, ponieważ w dalszym ciągu kontynuuje opowieść. - A kiedy mówiłam, że nie mogę to krzyżowała ręce na piersi, a na jej twarzy pojawiał się grymas. Robiła taką słodką minkę, że naprawdę było trudno jej odmówić. Ale nie była rozpuszczona. Owszem, ma swoje humorki, ale kto z nas nie ma? No i jest waleczna. Pyskata też. Jednak jest kochanym dzieciakiem. Powinieneś to wiedzieć.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytałem ściszonym głosem.

- A jak Ci się wydaje? - uniosła brew i spojrzała na mnie pytająco, a ja gwałtownie odwróciłem głowę w bok, zawieszając wzrok na podłodze - Nie mogłam. Na litość boską, czy Ty sobie wyobrażasz co by się stało gdybyś się dowiedział? Nigdy świadomie bym Cie nie skrzywdziła, przecież wiesz o tym Haymitch.

Znowu nastała cisza. W mojej głowie pojawia się zbyt dużo pytań, ale to nie czas i miejsce na rozmyślanie o tym wszystkim. Najważniejsze jest to aby Cassie się obudziła, musi żyć. Niczego innego nie pragnę. Effie, nie słysząc odpowiedzi, odsunęła cicho krzesło i skierowała się w moją stronę. Usiadła na skraju łóżka, jednocześnie znajdując się na przeciwko mnie. W bardzo delikatny sposób położyła dłoń na moim policzku, gładząc kciukiem okolica ucha. Powoli podnoszę wzrok, a wtedy nasze spojrzenia się krzyżują. Nasze oczy przepełnione są smutkiem, a serce bólem. Spoglądamy na siebie dłuższą chwilę, a po policzku Effie spływa kolejna łza.

- Przepraszam - Effie szpecze łamiącym głosem - Tak bardzo Cię przepraszam.

Nie odpowiadam, ocieram dłonią jej spływające łzy i przyciągam blisko siebie. W tym momencie Effie wybucha płaczem, a ja nie potrafię jej uspokoić. Przytulam ją coraz mocniej i głaszczę jej włosy, mając nadzieję, że ten gest ją uspokoi. Effie w odpowiedzi ściska kawałek mojej koszuli i wtula się we mnie coraz mocniej. Nie mogę być silny za nas oboje. Musimy być przy Cassie kiedy się obudzi, nie możemy się poddać. Musimy żyć, musimy walczyć. Z objęć wyrywa nas alarm znajdujący się przy łóżku Cassie, równocześnie odwracamy się w stronę nieprzytomnej dziewczyny, a na naszych twarzach pojawia się przerażenie. Znam doskonale ten sygnał, słyszałem go poprzedniej nocy przed reanimacją Cassie. Do sali wbiegają lekarze i karzą nam w trybie natychmiastowym opuścić salę. Wychodzimy, a za drzwiami toczy się walka o życie mojej córki.

Effie siedzi oparta o ścianę, a jej twarz ukryta jest w dłoniach. Ja nie potrafię znaleźć sobie miejsca więc krążę w tę i z powrotem. Oboje z niecierpliwością czekamy na jakieś wieści od lekarzy. Po jakimś czasie, z sali wychodzi lekarz prowadzący i kieruje się w naszą stronę. Nie umiem odczytać nic z jego wyrazu twarzy, nie mam pojęcia co chce nam przekazać. Dostrzegam tylko jego zmęczenie. Proszę, nie. Proszę... Niech to będą dobre wiadomości.

- Obudziła się.

------

Proszę zobaczcie zwiastun i poznajcie Cassie :-)

Kolejną część dodam prędzej, przepraszam za nieobecność.

Buziaki xoxo

I dziękuję @ohthatsound za pilnowanie mnie :-D

(i za tyle wyswietlen, kochani jestescie ;*)

Please don't go . Stay. | Igrzyska smierci.Where stories live. Discover now