-21-

171 20 74
                                    

Obudziłem się leżąc w wygodnym łóżku, co od razu oznaczało, że nie jestem u siebie. Przerażony bycia nie wiadomo gdzie usiadłem jak oblany zimna wodą z rana. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Wyglądał jak nie jeden pokój z katalogu o meblach. Idealnie czysty i perfekcyjnie poukładane meble, które były z tej samej kolekcji. Pokój był utrzymywany w tym samym tonie barw czerni i bieli, lecz pojawiały się małe elementy kolorystyczne. Takie jak zegar czy budzik.

Usiadłem na rogu dość dużego łóżka, które było swoją drogą dwu osobowe. Sięgnąłem stopą kapcie czekające przy łóżku. Były one nieskazitelnie białe. Nie będąc pewny gdzie idę, trafiłem do łazienki. Z okazji zamknąłem drzwi i załatwiłem swoje potrzeby fizjologiczne. Chcąc już wychodzić z pomieszczenia, kątem oka zauważyłem jak dokładnie ogarnięta jest ta łazienka.

Nie mogąc uwierzyć co się dzieje i w jakim miejscu się znajduję, mój węch zaczął działać, a zapach gotującego się jedzenia przyprawił mnie o głośne burczenie brzucha. Starając się dojść do celu, kierowałem się zapachem.

Przechodząc przez próg, uśmiechnąłem się delikatnie widząc moją pierwszą miłość, która była ubrana w idealne ciuchy oraz fartuch kuchenny. Niestety tylko mogłem zauważyć tył tego arcydzieła. Nie chcąc psuć sobie tego widoku podszedłem do blatu i usiadłem na krześle.

Ten widok na długo zostanie mi w pamięci. Czy wszyscy gotujący mężczyźni wyglądają aż tak atrakcyjnie? Czy to już moje zboczenie.

— Już nie śpisz? — Zapytał Park nie odwracając się do mnie.

— T-tak... Jak widać — Po tych słowach odwrócił się do mnie, pokazując gestem głowy, bym do niego podszedł — Co robisz?

— Naleśniki — Odpowiedział — Mogą być?

— Zjem teraz wszystko — Podekscytowany oparłem się o jego ramię, by widzieć więcej.

— Z czym je zjesz? — Zapytał odkładając kolejny placek na talerz.

— A jak ty zazwyczaj jesz?

— Syrop klonowy i roztopione masełko, albo bitą śmietaną z mnóstwem owoców leśnych.

— A co dzisiaj zjesz? — Uśmiechnąłem się niezręcznie.

— Chyba tą pierwszą opcję — Puścił mi oczko, a ja myślałem że zejdę tam na zawał.

Nie chcąc umrzeć tego dnia, skierowałem się z powrotem na krzesło, lecz tym razem do stolika. Nie mogłem uwierzyć, że jestem właśnie w rezydencji Park Seonghwy i to jeszcze na śniadaniu, które on sam przygotował!

Chwila... CZY JA WŁAŚNIE SPĘDZIŁEM NOC W JEGO ŁÓŻKU O TO W DODATKU Z NIM?! DLACZEGO JA TEGO NIE PAMIĘTAM?!

Przez nadmiar myśli zacząłem się stresować, moje ręce zamieniały się w galaretkę, a nogi w watę. Całe szczęście siedziałem na krześle.

— Gotowe! — Krzyknął z kuchni, a po chwili podszedł do mnie z wielkim talerzem przepysznie wyglądających naleśników — Smacznego, Yeo.

— Dziękuję, Park — Uśmiechnąłem się, ale po chwili przypomniałem sobie o sytuacji, o której nie mam pojęcia. A co jeżeli zrobiłem coś głupiego, albo powiedziałem?

— Yeo... — Zaczął po cichu krojąc kawałek po kawałku — Coś cię trapi? Wyglądasz niezbyt dobrze...

— Czy ja... — Czułem się coraz gorzej z tym co właśnie mam powiedzieć i to przy śniadaniu — Czy między nami... Znaczy! Czy my...

— Nie martw się o nic — Zamienił nasze talerze, a mnie dał cały pokrojony na małe kawałki — Nie zrobiłeś nic głupiego. Spaliśmy osobno, ty na łóżku, a ja na podłodze oto się nie martw. A między nami nic nie zaszło, no chyba, że powiedzenie sobie 'dobranoc' już coś znaczy — Zaśmiał się pod nosem. Wyglądał tak uroczo.

— Całe szczęście — Odetchnąłem z ulgą i wziąłem sobie kawałek do buzi... Niebo w gębie, a tuż przede mną siedział anioł. Czy ja umarłem?

— Chociaż muszę co przyznać, że nie spodziewałem się iż będziesz mieć aż tak mocny sen...

— Co masz na myśli? — Spytałem mając pełna buzię.

— Po pierwsze jedz na spokojnie, bo się udławisz, a po drugie to chodzi mi oto, że gdy chciałem cię trochę rozbudzić, byś mógł się przebrać to ani nie drgnąłeś. Przez chwilę myślałem że zamarzłeś tam na śmierć — Zaśmiał się, nalewając nam obu soku pomarańczowego — Koniec końców, zmuszony byłem cię przebrać. Mam nadzieję że nie masz mi tego za złe...

— Nie... — W głębi duszy myślałem, że się rozpłacze. Moja pierwsza miłość, która nigdy nie była defakto moja... Przebrała mnie, co oznaczało, że mnie widział... I to NAGO!!!

— Nie powinienem o tym wspominać, ale nie spodziewałem się, że masz tak wysportowane ciało! — Podekscytowany się — W mundurku wyglądasz naprawdę niewinnie i uroczo, a bez... — Zaczął gestykulować, nie mówiąc już ani słowa.

— D-dziekuję — Moja mentalna samoobrona właśnie wysiadła, doprowadzając mnie do zawstydzenia i wypieków na twarzy.

— Musisz mi powiedzieć co takiego robisz, a bardziej jakie ćwiczenia wykonujesz... Też bym chciał mieć taki ciało jak ty... — Rozmarzył się.

— Przecież ty też masz ciało niczego sobie! — Słysząc co moje usta powiedziały miałem ochotę zabrać talerz i uciec do domu.

— Widziałeś mnie? — Zdziwił się — Nie pamiętam tego...

— Pamiętasz jak grałeś w siatkówkę? — Nabiłem kolejny kawałek przepysznego naleśnika — Siedziałem zawsze przy siatce.

— Pamiętam, nie raz dostałem od ciebie zimną wodę — Uśmiechnął się przypominając cudowne chwile.

— Przez to że byłem na ziemi... Widziałem co nie co...

— A~ — Będąc lekko Zawstydzony skierował swój wzrok na swoje stopy — Trochę to...

— Wiem! Przepraszam nie powinienem o tym gadać...

— Nie o to chodziło! — Zatrzymał  mnie — Można powiedzieć, że widzieliśmy się nawzajem...

— Twoim zdaniem to coś fajnego?

— Trochę mnie to bawi, ciebie nie? — Między nami zapadła dość niezręczna cisza — Wybacz, myślałem że ciebie też to rozbawi.

— Rozbawiło! — Yeosang do diabła, co ty odpierdalasz?! — Tylko bardziej zawstydzenie tą sytuacją wzięło górę...

— Dobrze, rozumiem cię — Jego uśmiech wyglądał przepięknie — Jedz zanim wystygnie. Wyprałem dla ciebie twoje ubranie, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza, bo pomyliłem twoje ubranie z moim i wyprałem wszystko razem...

— Nic się nie stało, a bardziej powinienem ci podziękować... Dziękuję...

— Spoko, mój błąd — Jego uśmiech coraz bardziej się powiedział — Masz dzisiaj coś do zrobienia?

— Nic nie miałem zaplanowane, jedynie chciałem odwiedzić Wooyoung'a, ale i tak jest z nim San, więc wyszedłbym dałbym jedzenie i wyszedłbym, więc nie mam, a co?

— Chcesz spędzić ze mną czas?

— A-ale że tylko t-ty i j-ja?! — Przez stres jaki właśnie przeżywał nie potrafił niczego powiedzieć w odpowiednim składzie.

— Aż tak źle? — Wziął kilka łyków soku — Oczywiście jak nie chcesz to nie ma problemu, pójdę do biblioteki i-

— Nie! — To jest ten moment Kang. Nie zepsuj tego — Chcę z tobą spędzić czas!

ʟᴏᴠᴇ ғʀᴏᴍ ᴅʀᴇᴀᴍ | ᴡᴏᴏsᴀɴ (✓)Where stories live. Discover now