Cz.8 Lev

171 10 1
                                    

Kolejnego dnia poszedłem do szpitala, jednak z pustymi rękami. Niestety do szpitala nie można wejść ze zwierzętami... Przynajmniej plus był taki, że znów zobaczę mojego Yakusia, tak więc zamiast zwierzątka zabrałem dla niego ubrania na zmianę. Nie byłem pewien jak długo zostanie w szpitalu, więc wolałem być przygotowany.

Kiedy tylko wszedłem do sali mojego maluszka zastałem go słodko śpiącego i przytulającego pluszaka, którego ode mnie dostał. Oczywiście zrobiłem mu zdjęcie, które od razu ustawiłem sobie na tapetę, a następnie usiadłem na krześle przy jego łóżku. Chłopak prawdopodobnie to usłyszał, bo chwilę później otworzył swoje śliczne, brązowe oczka.

L: Dzień dobry śpioszku. Wyspany?

Przywitałem go z szerokim uśmiechem, oraz buziakiem w czoło, dzięki czemu i na jego buźce zagościł troszkę koślawy uśmiech, który i tak był piękny.

Y: Dzień dobry ranny ptaszku. Tak wyspałem się, a jak z tobą? Wytrzymałeś noc beze mnie?

L: Ciężko było, ale dałem sobie radę

Wypiąłem dumnie pierś i położyłem torbę na ziemi, po czym zacząłem głaskać go po główce.

L: Wiesz już kiedy wychodzisz?

Y: Yhm, za maksymalnie cztery dni. Lekarz powiedział, że miałem mnóstwo szczęścia i rana nie jest niebezpieczna. Będę musiał tylko uważać trochę na ramię, ale z czasem wszystko wróci do normy i znowu będę w pełni sprawny 

L: Cieszę się

Zaśmiałem się cicho, choć wewnętrznie dziwnie się czułem.

Wiedziałem, że już teraz będzie lepiej, ale nie byłem pewny na jak długo... Chciałem nacieszyć się moim małym szkrabem jak tylko mogłem, zanim wyznam mu coś co może sprawić, że znów coś nas rozdzieli...

Y: Masz może ochotę wyjść ze mną do parku szpitalnego? Trochę zdrętwiałem, a poza tym leżenie i nic nie robienie jest nudne

Blondyn nadął policzki, a ja rozczulony tym widokiem po prostu przytaknąłem, a następnie pomogłem mu wstać. Zarzuciłem mu na ramiona bluzę, by przypadkiem mi nie zmarzł, po czym trzymając jego małą rączkę wyszedłem z nim z sali, a później z budynku.

Mogłem szczerze przyznać, że chciało mi się płakać trzymając go teraz. Bałem się tak potwornie, że widzę go ostatni raz, aż poczułem jak niekontrolowanie łzy spływają po moich policzkach. W końcu usłyszałem cichy, zmartwiony głosik mojego aniołka.

Y: Lev? Wszystko w porządku..? Co się dzieje?

Niższy zatrzymał się i patrzył wprost na moją mokrą od łez twarz, na co tylko uśmiechnąłem się ciepło i zaśmiałem, by nie wzbudzać podejrzeń.

L: Nic. Po prostu cieszę się, że jesteś cały. Kiedy stąd wyjdziesz, zabiorę cię do parku rozrywki. A potem na basen i w góry. Ooo! A później nad morze! 

Chwilkę później usłyszałem jak i on się śmieje, a następnie poczułem jego niezbyt mocny uścisk.

Y: Jesteś najlepszym na świecie chłopakiem! Kocham cię Levku!

Podniosłem go i przytuliłem do siebie czule.

L: Jesteś o wiele lepszy mój mały książę. Jesteś najlepszym maluszkiem we wszechświecie i nikt nigdy mi cię nie zastąpi

Staliśmy tak w ciszy, po prostu się przytulając dobre parę minut, aż nie postanowiłem iść dalej. Oczywiście nadal trzymałem go na rękach, bo inaczej nie byłbym sobą. 

Tak, czy siak... Dotarliśmy w końcu do niewielkiej, białej altanki, stojącej na środku parku. W niej było tak... Spokojnie. Mogliśmy poczuć się jak w bajce Disney'a.

𝑊𝑧𝑟𝑜𝑠𝑡 𝑁𝑖𝑒 𝑀𝑎 𝑍𝑛𝑎𝑐𝑧𝑒𝑛𝑖𝑎 | 𝑌𝑎𝑘𝑢𝐿𝑒𝑣Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ