Ucieczka

169 9 3
                                    

Wdech wydech.

Spojrzałem na młodszą o dwa lata dziewczynę.  Była długie blond włosy, niebieskie oczy. Wyglądała jak typowy Malfoy.

Była całkiem ładna w dodatku czystej krwi. Jej niebieskie oczy patrzyły na mnie z uwielbieniem. 

Miała tylko jedną małą wadę. No dobra. Dość dużą.

Nie była Remusem Lupinem.

Nie była tym słodkim szatynem o zielonych oczach w które mógłbym patrzeć godzinami.

To nie w jej ramionach mogłem się schować po kolejnym koszmarze, to nie jej szept mnie uspokajał.

To nie jej serce biło tylko dla mnie i usypiają mnie w zimowe wieczory.

To nie ona wyciągała mnie z prawie każdych kłopotów.

- Po co kazałaś mi tu przyjść, Matko? - spytałem chłodnym tonem, wbijając wzrok w jej szare oczy. Nienawidziłem tego jak bardzo byłem do niej podobny. Te same szare oczy i czarne jak krucze pióra włosy.

- Syriuszu, poznaj swoją przyszłą żonę Morganę Malfoy - powiedziała tonem jakby mówiła o pogodzie.

Skrzywiłem się i wyprostowałem.
- Nie wezmę z nią ślubu - stwierdziłem szorstkimi tonem zanim zdążyłem pomyśleć o konsekwencjach.  - Kocham kogoś innego.

- Syriuszu - zaczęła moja matka i wtedy zdałem sobie sprawę, że muszę to ciągnąć. Że muszę dalej się opierać. Inaczej stracę Remusa.

- Nie matko. Nie zmusisz mnie do ślubu - znowu przebrałem chłodny ton głosu.

- Weźmiesz ten ślub czy tego chcesz czy nie.  Musisz w końcu przestać się wygłupiać i zacząć zachowywać jak prawdziwy mężczyzna - stwierdził spokjonie mój ojciec.

Ja jednak wiedziałem że to tylko pozory. Chcieli dobrze wypaść przed państwem Malfoy. Jak tylko drzwi zamknął się za naszymi gośćmi oberwę Crucio. No cóż szykuje się miły wieczór.

- Nie! Nie wezmę tego jebanego ślubu! - krzyknąłem wściekły wstając od stołu. Widziałem przerażenie na twarzy mojego brata ale to zignorowałem.  Musiałem walczyć o swoje. O swoją przyszłość.

- Język Syriuszu! - syknęła moja matka.

- Tylko jedna osoba może mnie upominać i zdecydowanie ty nią nie jesteś! -  krzyknąłem i pobiegłem na górę. Słyszałem jak matka przerasza gości i jak ojciec wstaje by pójść za mną i dać mi karę.

Wpadłem do mojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. A potem postawiłem pod klamką krzesło

I tak nie miałem dużo czasu.

Wziąłem torbę i spakowałem tam ubrania, jakieś oszczędności i książki do szkoły. Różdżkę schowałem do kieszeni a moją gitarę do futerału.

Już miałem brać miotłę kiedy usłyszałem, że krzesło się przesuwa.

Wrzuciłem wszystko pod łóżko. I spojrzałem na drzwi.

Zdążyłem tylko zobaczyć ojca i czerwony promień zanim przeszył mnie okropny ból
Wiłem się z bólu zaciskając mocno szczękę starając się nie krzyczeć z bólu.

Czułem cięcia kiedy matka przyszła i kazała mi błagać o wybaczenie. Nie błagałem, wolałem zdechnąć niż ocokolwiek ich błagać.

Ból stał się silniejszy i zacząłem krzyczeć z bólu. Miałem wrażenie jakby ktoś łamał mi wszystkie kości a w każdy mięsień wbijana jest szpilka.

Nie wiem ile to trwało. Czas dłużył mi się w nieskończoność, sekundy zdawały się godzinami.

W końcu zemdlałem. Obudziłem się dopiero po kilku godzinach. Cały obolały wyciągnąłem rzeczy spod łóżka

Narzuciłem torbę i futerał na ramię a potem wziąłem miotłę. Wyleciałem przez okno.

Leciałem przez kilkanaście godzin. Ledwo udawało mi się utrzymać na miotle ale dalej leciałem. Kiedy w końcu dotarłem do doliny Godryka byłem ledwo przytomny.

Podszedłem do drzwi domu mojego przyjaciela i zapukałem.  Otworzyła mi pani Euphemia Potter.

Zdziwiła się gdy mnie zobaczyła
- Och, Syriuszu, co ci się stało? - spytała zmartwiona gdy dostrzegła, że jestem ranny i wyczerpany.

- Nie chcę tam więcej wracać - szepnąłem a potem ciemności przysłoniła mi pole widzenia. Zemdlałem poraz kolejny w ciągu dwóch dni.

Pierwsze co poczułem kiedy się obudziłem to delikatne głaskanie po włosach i zapach czekolady wymieszanego z wonią starych książek i lasu.

- Jak myślicie kiedy się obudzi? - spytał, jak poznałem po głosie, Peter.

- Nie wiem - odparł James siedzący gdzieś niedaleko mnie. Peter był gdzieś dalej, bardziej z boku. Pewnie dobrał się do szafki z słodyczami.

- Niedługo - stwierdził Remus i usłyszałem jak materac zaskrzypiał cicho gdy się poruszył. Zaraz potem poczułem jak delikatnie pocałował mnie w czoło.

- Usta mam trochę niżej - mruknąłem cicho, zdartym głosem i otworzyłem oczy. Uśmiechnąłem się widząc te piękne zielone oczy.

I już wiedziałem że nie ważne jaka będzie cena, to warto było uciec.

Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobregoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz