|| ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀʟ 1 ||

908 55 57
                                    

Pochyły tekst — Wspomnienia. 
——————————————
— To... widzimy się po szkole, tak? — spytała Parkinson, żegnając się z Harry'm.

— Pewnie, możemy gdzieś iść. Możesz wziąć też ze sobą Hermione. — powiedział, puszczając jej oczko.

— Harry, proszę Cię. — westchnęła rozbawiona. — Nie baw się w swatkę.

— Ależ ja nic nie mówię. — mruknął. — To daj mi jeszcze znać, okej?

— Jasne. To do jutra. — Pansy pomachała mu, na pożegnanie, odchodząc w stronę samochodu.

Harry ruszył w stronę swojego bloku, a jego myśli jak przez ostatnie tygodnie, obchodziły się wokół jednego i tego samego tematu.

Starał się każdemu mówić, że było, minęło, pogodził się ze stratą i nie będzie więcej tęsknić.

Ale każda stara wiadomość, każde wspólne zdjęcie czy wspomnienie bolały jeszcze bardziej.

— Dzień dobry, słońce. — jego usta ponownie zderzyły się z tymi Harry'ego, a dłonie powędrowały na jego biodra. — No, już, już.

— Nie widzieliśmy się tydzień. — mruknął Potter, powoli muskając ich usta, a ręce Harry'ego zaplotły się wokół szyi starszego. — O tydzień za dużo.

— Panu Diggory'emu, ten tydzień chyba nie starczył na poderwanie Cię. — mruknął odsunąwszy się od chłopaka. — Ale to dobrze, zdecydowanie nigdy go nie lubiłem. — Harry popatrzył w jego oczy, w których mógłby zakochać się po raz kolejny.

Lekki chichot wypłynął z jego ust, a Dylan znów popatrzył na niego tym swoim wzorkiem, którego Harry nigdy rozumiał, ale wiedział, że mógłby tak na niego patrzeć zawsze. Przez wieczność.

Tylko, że cała wieczność, nie była im dana.

Harry lekko potrząsnął głową, starając się wyzwolić z nieprzyjemnych myśli.

Dylan był ich przyjacielem. Był jego chłopakiem.

Pansy traktowała go jak starszego brata, to razem z Zabini'm planowali najmocniejsze akcje. Był tą osobą z którą Hermiona zawsze się kłóciła, ale pomimo wszystko była dumna z jego zachwycających wyników w nauce. Dylan i Ron poznali się przez Harry'ego i choć na początku niezbyt się polubili, głównie przez Rona który myślał, że Dylan i Zabini, przez ich dobry kontakt, kręcą ze sobą, Harry zawsze na wspomnieniu o głupocie jego przyjaciela starał się nie zaśmiać.

Lecz gdy sytuacja została wyjaśniona, a Zabini oficjalnie wyjaśnił Ronowi, jakich to on nie ma chorych teorii, zaczęli się oni naprawdę dobrze kumplować i Ron tak jak każdy z nich przeżył mocno jego stratę.

Wszyscy przeżyli jego stratę, ale nie tak bardzo jak Harry.

On odciął się od świata, zamknął w sobie, jedyne posiłki jakie jadał były tymi obowiązkowymi kiedy Syriusz naprawdę się denerwował, a Harry czuł poczucie winy z tego powodu, jego kontakt z przyjaciółmi wisiał wtedy na cienkiej nitce i tylko dzięki zaangażowaniu reszty Harry jakoś się z tego podniósł.

Choć nigdy nie zrobi tego do końca, bo błędy i rany przeszłości pozostaną z nim na zawsze.

Harry wszedł do budynku, skinął lekko głową w stronę portiera, następnie ruszył w kierunku windy, lekko naciskając przycisk.

Po chwili drzwi otworzyły się, a z windy wysiadła Pani Grace, uśmiechając się lekko w stronę Harry'ego.

Pani Grace była naprawdę przemiłą sąsiadką z mieszkania obok i Harry naprawdę ją lubił, często dawała mu mądre porady i zapraszała na herbatę.

Harry wyminął staruszkę wchodząc do windy.

Co prawda jazda windą była trochę jego lękiem.
I nie było w tym nic zaskakującego bo każdy normalny człowiek boi się, że w pewnym momencie winda zatrzyma się pomiędzy piętrami albo zacznie gwałtownie spadać w dół, prawda?

Brunet podszedł do odpowiednich drzwi, wyciągnął z plecaka klucze, następnie delikatnie je otwierając.

Wszedł do dość obszernego mieszkania, zsunął swoje ulubione tenisówki, kierując się w stronę kuchni.

— Wróciłem! — krzyknął w kierunku pomieszczenia, w którym zapewne znajdował się Syriusz. — Co robisz? Ładnie pachnie.— odparł wchodząc do kuchni.

— Zobaczysz potem, niespodzianka. — powiedział, co Harry skomentował delikatnym skinięciem głowy.

— Gdzie Remus? — Potter wyciągnął z lodówki sok pomarańczowy, zaglądając Syriuszowi przez ramię.

— Mówiłem Ci, że niespodzianka, nie podglądaj, no.

— No dobrze, dobrze. — mruknął Harry, patrząc na Syriusza zaciekawiony. — To gdzie ten Remus?

— Mówił, że przedłużyło mu się w pracy czy coś takiego, wiesz jakiego ma szefa. — burknął Syriusz, odwracając wzrok.

— Martwisz się czymś.

— Co? A, nie, nie, nieważne.

— Syriusz...— zaczął Harry, lecz zostało mu przerwane.

— Martwię się, że Remus znalazł kogoś innego. — mruknął niepewnie, a na jego policzki wpłynął rumieniec.

— Syriuszu...

— Nie, naprawdę. Remus ostatnio wraca późno z pracy i wcześnie wychodzi. Co jak stwierdził, że nie jestem już mu potrzebny. — jego wzrok cały czas nie był skierowany na chłopaka, a Harry patrzył na niego przejęty.

— Porozmawiaj z nim.

— Co?

— Po prostu z nim porozmawiaj, Syriuszu. To Remus, on zawsze Cię zrozumie, a ja jestem pewny, że twoje przekonania są błędne. — poklepał chrzestnego po ramieniu, uśmiechając się delikatnie. — Trzymam za ciebie kciuki.

Następnie odwrócił się w stronę schodów, z zamiarem chwili odpoczynku w swoim pokoju.

                                  ——

Harry uważał, że Pansy miała głupie pomysły.

I był pewny, że ma racje.

Aczkolwiek teraz sam zastanawiał się nad zrealizowaniem jednego z nich.

Bo czasem ciężko pogodzić się z tęsknotą, a Pansy, jako ta zaradniejsza przyjaciółka, stwierdziła, że Harry mógłby zacząć pisać listy do Dylan'a, bo może to choć trochę załagodziłoby tęsknotę.

Ale Harry'ego po pewnym czasie zaczęła boleć ręka i nie czerpał z tego żadnej ulgi więc stwierdził, że przerzuci się na wiadomości.

I wiedział, że to głupie i żałosne, ale naprawdę miał nadzieje, że pomoże.

Chwycił telefon znajdujący się na szafce nocnej wybierając numer Dylan'a.

Starał się jak najbardziej unikać i powstrzymać ochotę przeglądania starych wiadomość, wiedząc z czym to się wiąże.

Do Dylan </3
(18:43)
Hej słońce, to co robię jest żałosne, ale znasz Pansy, to jej pomysł. Stwierdziła, że to może mi pomóc w jakiś sposób, choć w to wątpię, ale wole spróbować.
Tęsknie za tobą wiesz, brakuje mi Cię. Każdemu z nas Cię brakuje. Cały czas mam nadzieje, że wstanę i spotkam Cię na szkolnym korytarzu. Potrzebuje byś mnie teraz przytulił, wiesz? Potrzebuje byś tu był, wysłuchał mnie. Jestem na siebie tak bardzo zły, że nie mogłem Ci pomóc. Mam nadzieje, że gdziekolwiek teraz jesteś, jesteś szczęśliwy.

Twój Harry<3

Harry z niepewnością kliknął przycisk z napisem „Wyślij". Pomimo tego, że nikt, nigdy zapewne, nie przeczyta tej wiadomość i tak odrobine się tym stresował.

Odłożył telefon na szafkę, wracając z powrotem do swojego łóżka, chwycił laptopa w ręce z zamiarem znalezienie filmu, ale głos przychodzącej wiadomość był dość zaskakujący.

Szczególnie, że ta nie pochodziła od żadnej, znanej mu, osoby.

———————————————
Łapcie dziś jeszcze jeden rodział!

Unknown message | drarryWhere stories live. Discover now