Pudełko (grzechocze)

Začít od začátku
                                    

Holly dała się przekupić bez sekundy namysłu, usiadła, zeskoczyła z materaca i pociągnęła Cas do salonu, by włączyła jej telewizor. Deanna tylko czule przewróciła oczami.

Czołówka Strażaka Sama rozbrzmiała w salonie, Holly już siedziała grzecznie na kanapie, obiecała nie rozrabiać. Była zbyt pochłonięta bajką, by w ogóle się ruszyć.

Cas wróciła do sypialni, potarła kark, gdy przymykała lekko drzwi-nie całkiem, żeby słyszały, jakby Holly ich potrzebowała. Nawyki doświadczonych rodziców.

-Hej.-przywitała się cicho. Deanna wsparła się na łokciu, ale nie usiadła, była zbyt zaspana.

-Dzień dobry.-sięgnęła po wodę na szafce, odkręciła ją sobie. W tym domu wszystko było wspólne.-Dawno wstałaś?

-Trzy godziny temu.

Blondynka uniosła brwi, pijąc-otarła usta, zanim się odezwała.

-Czemu mnie nie obudziłaś?

-Chciałam, żebyś chociaż ty z nas dwóch się wyspała.-Cas znów usiadła na krawędzi materaca, zerknęła na łóżko, jakby to, co tu wczoraj zaszło mignęło jej przed oczami.-Jak się czujesz?

Deanna wzruszyła ramionami, zmuszając się do siadu. Spojrzała na własne dłonie. Nawet one przypominały jej o nocy, szczególnie one.

-Dobrze.-odparła.-A ty?

-Też okay.

Zamilkły na dłuższą chwilę, Strażak Sam mówił coś przejętym głosem za ścianą.

-Słuchaj...-Castielle odchrząknęła, siadając prościej do niej.-Deanna...

-Nie zostawiaj mnie.

Uniosła wzrok, przełykając. Blondynka patrzyła na nią błagalnie, sięgając dłońmi do jej rąk, ale ich nie dotykając.

-Ja...ja nie wiem, kim ona jest.-powiedziała, a Cas musiała chwilę się zastanowić, by w ogóle ją zrozumieć. Ona, nieistniejąca ona, inna kobieta, której tak naprawdę nie było.-Nie wiem, gdzie ją poznałaś, ani...ani czy jesteś w niej zakochana, ale jesteśmy rodziną, a wczoraj...wczoraj było cudownie, prawda?

Cas spuściła głowę, uśmiechając się ponuro. Boże, jakaż ona była tą głupią babą przejęta, nie dała sobie minuty, by zrozumieć, że brunetka nie mogła nikogo mieć, nie na stałe, bo ciągle była przy nich.

-D, posłuchaj...

-Nie, nie, ty posłuchaj. Proszę.-złapała ją wreszcie za rękę, mówiła zdecydowanie łagodniej, niż jeszcze dwanaście godzin temu.-Wiem, że mam niewiele. Mam parę tysięcy z robienia ludziom stron internetowych, mam dziwną siostrę i jeszcze dziwniejszego szwagra, córeczkę, która wymaga mnóstwo uwagi, ale...

-Deanna...

-Pozwól mi o ciebie zawalczyć, no do cholery jasnej!-wzniosła oczy ku niebu.-Nie przerywaj mi. Nieważne, kim ona jest, najwyraźniej nie jest dość ważna, żeby...Boże, jak mogę tak mówić? Chuj, nie obchodzi mnie ta landryna, twoje miejsce jest przy mnie i Holly, ja, ja mogę się bić! Mogę się o ciebie z nią bić, umiem, poznaj nas, wyjaśnię ją...

-Deanna.-Cas odezwała się na tyle dosadnie, że blondynka wreszcie ucichła. Spojrzała jej w oczy.-Nie mam innej kobiety.

-No i właśnie o tym mówię, skoro wczoraj, no wiesz, to ona nie może być tak...-Deanna mówiła dalej, jakby słowa docierały do jej uszu z wielkim opóźnieniem. Ucichła, opamiętując się i mrugając parę razy.-Czekaj, jak to nie masz?

Cas powstrzymała śmiech na widok jej zdezorientowanej miny. Spoważniała, gdy przypomniała sobie, po co w ogóle temat tej drugiej został wyciągnięty na światło dzienne.

sick of losing soulmatesKde žijí příběhy. Začni objevovat