Rozdział 18: All the kids are depressed

15.2K 1.2K 2.3K
                                    

Operacja trwała 10 godzin. 10 godzin niepewności, strachu i oczekiwania. Nick trafił na salę po operacyjną, gdzie miał zostać aż do rana. Nie pozwolili nikomu na nią wejść, jedynie mogli popatrzeć chwilę na chłopaka przez uchylone drzwi. Karl poczuł ulgę widząc swojego ukochanego spokojnie śpiącego z pluszakiem w swoich objęciach.
-Nowotwór nie powinien powrócić, został wycięty w całości. Przez jakiś czas będzie osłabiony, będzie musiał chodzić na kontrolę co jakiś miesiąc przez pół roku, a potem myślę że co pół roku, do roku wystarczy - wyjaśnił lekarz.
-Kiedy będzie mógł wyjść? - spytał ojciec chłopaka.
-Myślę że przetrzymamy go do piątku - lekarz zerknął na Nicholasa - jeśli nie będzie się przemęczał to szybko powinien wrócić do pełnej sprawności fizycznej. Na pewno przez jakiś czas będzie męczyć się szybciej i będzie osłabiony, ale proszę się tym nie martwić, to normalne.
-Czy jutro będzie można do niego wejść? - spytał Karl patrząc wciąż na ukochanego.
-Tak - przytaknął lekarz.
-Chodźmy Karl, jest już późno. Odwiozę cię do domu - ojciec Nicholasa powoli oswajał się z myślą o tym kim jest dla jego syna Karl.
Nigdy nie miał problemu do osób homo, po prostu to dla niego nowa sytuacja. Chłopak pokiwał głową i razem z Alexandrem opuścił szpital. Noc była dość chłodna, w końcu zaczął się luty. Przeszli szybko przez prawie pusty parking i wsiedli do samochodu mężczyzny. Alexander uruchomił silnik i zerknął na nastolatka. Karl siedział cicho patrząc przez okno w stronę szpitalnego parku.
-Nigdy nie pomyślałbym że Nick... Będzie w stanie kogoś pokochać - mężczyzna westchnął smutno, a Karl spojrzał na niego - cieszę się że trafił na ciebie. Gdyby zakochał się w jakimś gnoju co go sprowadza na dno... Chyba trafił bym za kratki, a tamten dzieciak na cmentarz.
-Nick potrzebował miłości i kogoś obok kto go wysłucha - Jacobs przypadkiem uderzył w czuły punkt mężczyzny.
Ostatnio dużo myślał o swojej relacji z synem i o tym że prawie nie było go w jego życiu. Alexander oddawał się pracy, na początku tylko on utrzymywał dom i jego pensja wystarczała. Potem zaczęły się kłótnie z żoną, która miała żal o to że mężczyzny prawie nie ma w domu. Z czasem urodził się Nick, a jak chłopak miał 4 lata, jego matka postanowiła iść do pracy, mimo że mieli wystarczającą ilość pieniędzy do życia. Nick zostawał wtedy z babcią, to ona go wychowała i nawet po wyprowadzce do Orlando kobieta wpadała do nich najczęściej jak się da.
-Moja matka była wcześniej tym kimś dla niego, jednak kiedy zmarła... Nicholas praktycznie przestał jeść, żył jak maszyna. Tylko szkoła-dom-szkoła-dom. Przez jakiś czas był na lekach, ale one tylko go otępiały. Nigdy nie zapomnę jak wszedłem do domu po pracy, a Nick leżał na kanapie wpatrzony w zgaszonym telewizor, na twarzy nie miał żadnych emocji, a po jego policzkach spływały łzy - mężczyzna wyjechał z parkingu i jechał w kierunku domu Jacobsa - te same puste oczy zobaczyłem jak wszedłem do sali te trzy dni temu i wtedy przypomniało mi się właśnie tamto wspomnienie.
Karl przytaknął jedynie. Nie wiedział co powiedzieć i czy coś powinien mówić. Nastąpiła chwilowa, niezręczna cisza. Nastolatek westchnął smutno.
-Czy Nick pójdzie do psychiatryka kiedy wyjdzie ze szpitala? - spytał chłopak, a jego dobry humor zniknął.
Psychiatryk oznaczał by długie tygodnie rozłąki i chłopak mógłby tego nie przetrwać.
-Wątpię. Wyśle go na terapię, ale psychiatryk mógłby pogorszyć jego stan fizyczny. Pytałem już wstępnie o to lekarza i on też mówił że to nie najlepszy pomysł mimo wszystko. Terapia jest lepszą opcją - wyjaśnił mężczyzna.
-Oh.. Rozumiem - chłopak poczuł ulgę - no i tak właściwie... Jak mam się do pana zwracać..?
Alexander spojrzał na niego kątem oka.
-Hmm.. - mężczyzna nie do końca wiedział co powiedzieć - możesz mi mówić po imieniu jeśli to dla ciebie bardziej komfortowe.
-Okey - chłopak się lekko uśmiechnął.

4 luty.
Kiedy Karl przyszedł do Nicka około 11, otworzył drzwi od jego sali najciszej jak się dało żeby go nie obudzić jakby spał. Nie spodziewał się jednak że Nicholas nie będzie sam. Oraz przede wszystkim że osobą go odwiedzającą będzie właśnie ON.
-Zamknij drzwi Karl i żadnych gwałtownych ruchów - usłyszał polecenie, które od razu wykonał.
-Co ty tu robisz..? Nie powinieneś siedzieć w domu George? - Jacobs był przerażony tym co można zrobić jak jesteś bogaty.
Po chwili George dał mu kolejny powód do martwienia się. Brunet jakby nigdy nic wyjął pistolet z wewnętrznej kieszeni swojej kurtki.
-Przyszedłem pozbyć się problemu - mówiąc to wycelował w Nicka - jego zeznania by mnie zniszczyły. Jestem za młody na więzienie.
Karl spojrzał przerażony na swojego chłopaka. Ten patrzył na niego ze smutnym uśmiechem i łzami napływającymi do oczu. Był przerażony. Parę dni wcześniej sam chciał sobie odebrać życie, a teraz gdy lufa pistoletu była wycelowana w niego czuł że boi się śmierci. Boi się umrzeć na oczach Karla, boi się że zniszczy tym tego chłopaka do końca.
-Jeśli nawet mnie zabijesz, to oni mają wystarczające dowody by cię posadzić - głos Teksańczyka był lekko zachrypnięty i słaby.
-Oh naprawdę? - George wydawał się rozbawiony - sprawa z tym dupkiem z parku niczego cię nie nauczyła? Samo nazwisko Davidson ocieka pieniędzmi. Nie ma sumy która nie przekonać ludzi do milczenia lub zmienienia zeznań.
-Wyjdź stąd George, a może sąd spojrzy jakkolwiek łaskawie na ciebie - polecił Karl - ojciec Jimmy'ego jest jednym z najlepszych prawników w mieście oraz jest przyjacielem ojca Nicholasa. Myślisz że kto jak nie on wystawił akt oskarżenia przeciw tobie?
George zacisnął mocniej dłonie na pistolecie. Był wściekły, czuł że nie wygra, ale teraz nie mógł się już wycofać.
-A tak poza tym - Karl czuł jak zaraz mu serce stanie jeśli George nie opuści broni - zeznania Nicka już zostały spisane przed wczoraj. Trafisz za kratki na parę lat za znęcanie się, a za morderstwo na dożywocie. Mówiłeś że nic chcesz iść do więzienia, a jednak chcesz zabić człowieka. Gdzie się podziała logika?
-Skoro i tak nie mam już nic do stracenia - powiedział brytyjczyk i odbezpieczył broń.

Cute, don't cut! | KarlnapWhere stories live. Discover now