liquid mouth

1K 126 77
                                    

Czarnowłosy chłopak z delikatnym, rozbawionym uśmiechem szedł żwawo po nierównej, kamiennej ścieżce prowadzącej do jednej z leśniczówek stojących na granicy lasu i pól należących do własności prywatnych rodziny królewskiej, na których swawolnie pasły się konie.

Chatki już dawno zostały zapomniane przez rodzinę królewską, więc służyły okolicznym mieszkańcom i członkom straży jak miejsce widywań i nie raz libacji alkoholowych. Alex nie przepadał za dużymi zgromadzeniami, ale za to niezwykle cenił sobie powolne sączanie trunków w dobrym towarzystwie. Czarnowłosy pogłębił swój uśmiech, sunąc opuszkami palców po jednej ze swoich najbardziej widocznych blizn, przebiegającej przez jego oko.

Quackity mocno trzymał szklaną, dużą butle nieco nieporadnie starając się ją schować za swoim czarnym mundurem przyozdobionym w granatowe, nieco już wyblakłe lampasy. Większość gwardii królewskiej zmuszona była chodzić w czerwonawych zdobieniach, ale on nie mógł pozwolić sobie na to by mundur nie pasował do jego ukochanego nakrycia głowy. Naciągnął jedną dłonią cienki materiał na swoje uszy, przy okazji chowając nieposłuszne, czarne kosmyki zabłąkane na jego twarzy.

Niezbyt delikatnie otworzył stare, zrobione z ciemnego drewna drzwi, sprawiając, że kurz osadzający się długimi dobami na zniszczonych czasem meblach poszybował do góry, a huk jaki wywołało trzaśnięcie drzwi o jasną ścianę zwrócił uwagę zgarbionej postaci siedzącej na jednym z krzeseł na nowo przybyłego. Alex zupełnie nie przejmując się tym, że zardzewiała już nieco strzelba wisząca na jednej ze ścian przymierza się do spadnięcia, dołączył do swojego kompana rozkładając się niedbale na krześle.

Chłopak siedzący tuż obok Alexa odziany był w ciemnozieloną, długawą pelerynę i brązowawe, rozdarte i przytarte w kilku miejscach spodnie. Miał na sobie dużo brunatnych, skórzanych pasów z przyczepionymi niewielkich rozmiarów woreczkami, o których zawartości nikt nie wiedział. Zniszczone, nieco napuszone blond kosmyki wyłaniały się nieśmiało z niedbale narzuconego, dużego kaptura, a biała, zarysowana już maska zwykle zakrywająca jego twarz spoczywała na kolanach zgarbionej postaci.

Zielone oczy mężczyzny leniwie skierowały się na strzelbę, która kilka sekund później upadła na ziemię z tępym hukiem.

-Dobrze cię znowu widzieć, Quackity- mruknął blondyn nieco zachrypłym głosem, spoglądając ciekawsko na czerwony trunek, który Alex właśnie stawiał na zakurzonym stole. Chłopak w głębi duszy cholernie się cieszył, że nie był alergikiem, bo po po takiej ilości kurzu w jakim właśnie się znajdował byłby już martwy.

Czarnowłosy jedynie posłał mu w odpowiedzi szeroki uśmiech, wyciągając ze swojej średnich rozmiarów skórzanej torby do tej pory zawieszonej na jego ramieniu dwa kieliszki, które jakimś cudem się nie stłukły. Rozkoszując się zapachem wina z dobrego rocznika, uważnie rozlał je do kieliszków tak by mieć pewność, że żadna kropla nie zostanie wylana na stare drewno. Alex nie miał poszanowania do dużej ilość rzeczy, ale cenił sobie dobry, a co jeszcze ważniejsze darmowy alkohol. Podając jeden z kieliszków swojemu towarzyszowi na powrót rozłożył się na swoim krześle, powoli delektując się smakiem sączonego przez siebie wina.

- Więc Dream, mój drogi - zaczął mówić Alex, delikatnie przechylając głowę w bok - Co u ciebie?

-Nic nowego - westchnął cierpiąco blondyn, zanurzając spierzchnięte wargi w czerwonawym płynie.

Clay, bo tak miał na imię ów chłopak zwany przez niektórych Dream, istotnie nie miał za bardzo o czym opowiadać. Był biednym mieszczaninem utrzymującym się głównie z polowań albo innych tego typu rzeczy. Chwytał się czego mógł by jakoś przeżyć, nie był wybredny, więc przyjmował każde zlecenie jakie podsunięto mu pod nos. Właśnie na jedynym z takich zleceń zapoznał się z Quackity'm, gdyż miał za zadanie ukraść kilka drobnych diamencików, które akurat były przewożone do pałacu przez czarnowłosego.

Blue Flower | DnfWhere stories live. Discover now